31. Konsekwencje

28 5 0
                                    


Wejście do Kantabrii nie było gdzieś po środku Bramy, ale pod większym prawym jej skrzydłem między skałkami. Było wąskie i wchodziły szybko, parami do środka. Nie tylko Irin bała się, że nie zdążą. Kantabria osłaniała ich zasypując chmary nadciągających wrogów strzałami, jednak nikt nie stał już Darfurowi na drodze, więc szybko zbliżali się do energetycznego muru z ich tarcz. Słyszały okrzyki, szelest stóp i pęd strzał przecinających powietrze, czy skomlenie  rannych wrogów za plecami. Mur z tarcz zaiskrzył, gdy rozpędzeni ludzie wpadli na niego. Wiedziały, że wytrzyma przez dłuższy czas, ale teraz to Darfur zaczął ostrzeliwać górą ich pozycje.

Irin, Maria i Berta włączyły tarcze, aby osłonić się przed pojedynczymi strzałami i kulami ognia, które nadlatywały w ich kierunku. Poczuły ulgę, gdy oparły się plecami o skały, bo zrozumiały, że wejście do Kantabrii jest już blisko. Chwilę później zostały wciągnięte przez obsługę twierdzy do środka.

– Biegiem do teleportu! – krzyknęła Irin, aby pogonić przyjaciółki, a sama stanęła w progu osłaniając wejście tarczą, puki nie zostanie zamknięte.

– Zamykamy! – Zarządził jeden ze strażników i wielkie skrzydła bramy zaczęły zsuwać się razem. Irin zgasiła tarczę, gdy wejście z potężnym tąpnięciem zasunęło się.

– Piękna broń i bardzo niebezpieczna, jak widzę – usłyszała słowa podziwu na temat tarczy z ust jednego ze strażników. 

Spojrzała na niego. Był potężnie zbudowany i uzbrojony. Na jego piersi jaśniała boi zbroja żołnierzy Kantabrii.

– Zamykaj – rzuciła tylko i cofnęła się w głąb pomieszczenia, aby im nie przeszkadzać. Żołnierze zablokowali ciężkie bloki i po chwili z góry zaczął się zsuwać wielki nieociosany głaz, szczelnie zatykając przejście. Słyszała dźwięki pracujących zapadni i zamków oraz skrzypienie podnośników. Strażnicy odetchnęli z ulga, gdy wielki głaz osiadł na ziemi i dokładnie zablokował przejście.

– Gotowe! – ucieszyli się i ich wzrok spoczął na niej. 

– Gdzie teraz – zapytała Irin rozglądając się dookoła i widząc kilka tuneli, wielki hol i plątaninę schodów. 

– Tędy – odezwał się ten sam co poprzednio żołnierz i wskazał jej drogę po prawej.

Ruszyła korytarzem, który był ledwo co oświetlony i wąski. To z tego powodu ewakuacja tak się wlokła. Dopiero po pewnym czasie korytarz ostro skręcał w prawo i zaczął piąć się do góry, aż wreszcie przekształcił się w długi jasny ciąg o przyzwoitej szerokości. Jej myśli przeszył dziwny niepokój. Miała nadzieję, że się nie zgubiła. Na wszelki wypadek włączyła bransoletę, aby ją poprowadziła i szła w wyznaczonym kierunku. Chwile później usłyszała jakieś głosy, mając nadziei, że natknie się na ludzi z Delgady i teleport. 

Przystanęła, gdy zauważyła grupa mężczyzn, która leniwym krokiem szła przed nią. Głośno rozmawiali i byli zajęci sobą. Rozejrzała się dookoła. Bransoleta wskazywała, że idzie właściwą drogą. Nie chciała tu zostać. Szybko dogoniła rozbawioną grupę ludzi, która w dużym przestronnym holu dołączyła właśnie do innych żołnierzy. Przez moment niczego nie rozumiała, ale gdy podeszła bliżej zaczęła rozróżniać słowa. Ich język był również językiem Delgady. Może jakoś inaczej akcentowali słowa, ale niestety bez problemu wszystko rozumiała. Stała cztery, pięć kroków za ostatnimi żołnierzami, a ci byli tak pochłonięci tym, co mówił mężczyzna po drugiej stronie holu przy oknie, że nawet jej nie zauważyli.

– Darfur dostanie teraz porządnego kopa i zobaczy, co to prawdziwy żołnierz – mówił mężczyzna. – Mamy wsparcie. Nasza armia jest o dwie godziny marszu stąd, a razem z naszym księciem przyleciały tu wojska Monte Ro.

Świat rozdarty na dwoje. Nieokiełznane złoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz