Dzięki choince mieszkanie faktycznie nabrało świątecznego klimatu. Corey spędzał przy niej o wiele więcej czasu, bo ja w weekend pojechałem do domu rodzinnego w Holloway. Miło było patrzeć na Colette i Raidena. Było widać, że mu na niej zależy. Ten jego wzrok nie mógł kłamać. Jeszcze jak się uśmiechał pod nosem, kiedy ona tylko na niego spojrzała. Mimo że rodziców nie było w domu, spędziłem naprawdę przyjemne chwile.
Było miło, dopóki sobie nie przypominałem, że za tydzień mieliśmy mieć mecz.
Codziennie po zajęciach chodziłem na treningi, a jeśli nie mieliśmy treningu, to spędzałem czas na siłowni. Najtrudniejsze było wyciszenie myśli i uspokojenie głowy. W głębi duszy wiedziałem, że świat się nie skończy, nawet jeśli przegramy, ale i tak czułem jakąś presję, która ciążyła na moich barkach.
Zdecydowanie potrzebowałem później odpoczynku, dlatego umówiłem się z moją siostrą - Colette, że po meczu pojedziemy razem do Golden Creek. Ona tego potrzebowała i ja tak samo.
Ciężko było wyciągnąć z Haydena informacje o tym, co ją dręczy. Udało nam się to, dopiero kiedy go upiliśmy. Miałem wyrzuty sumienia, że nie wiedziałem o problemach Collie. Gdybym wiedział, że dokuczają jej w szkole... Wymyśliłbym coś. Pojechałbym tam i porozmawiał sobie z tym gnojkiem. Nie wiedziałem, czemu Colette o niczym mi nie powiedziała. Czemu nikomu nie powiedziała o swoich problemach. Choć w tym chyba byliśmy podobni, bo ja też raczej nie zwierzałem się ze swoich problemów. Musiałem z nią porozmawiać, żeby się upewnić, że to, co mi powiedział, to prawda.
Przyszedłem na ten mecz na długo przed rozgrzewką. Usiadłem w szatni i w ciszy patrzyłem w nasze szafki. Nawet się nie ruszałem. Przed moim wyjściem nie rozmawialiśmy za bardzo z Corey'em. Każdy z nas był w swoim świecie. Życzyliśmy sobie tylko powodzenia.
Nawet nie zauważyłem, gdy Rhett wszedł do środka. Dopiero kiedy usiadł obok mnie i cicho westchnął, zdałem sobie sprawę z jego obecności. Zerknąłem w jego stronę, ale tylko na chwilę, bo zaraz potem z powrotem utkwiłem wzrok w szafkach przede mną.
– Wyjdziesz dzisiaj z czystą głową?
– Tak – odpowiedziałem, mając przynajmniej taką nadzieję. – Wygramy to.
– Takie nastawienie mi się podoba.
– Chciałbym ci też coś powiedzieć, zanim przyjdzie reszta – powiedziałem i spojrzałem mu w oczy. – W przyszłym roku już nie będę grał. Chcę się skupić na studiach, praktykach... Mamy w drużynie masę świetnych chłopaków na moje miejsce. Mógłbym odejść w każdej chwili, a drużyna wciąż pozostałaby świetna, wiesz o tym.
– Tristan...
– Chciałbym tylko, żebyś uszanował moją decyzję, bo nie należała ona do najłatwiejszych. Jestem jednak jej pewny i już jej nie zmienię. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłem. Chciałem, żebyś był pierwszy.
– Widzę, że wszystko już sobie przemyślałeś – odparł i poklepał mnie po plecach. – Więc zróbmy wszystko, by dzisiaj wygrać.
Nie spodziewałem się tylko, że podczas meczu Corey chamsko mnie pchnie, co wywoła małą szarpaninę. Trybuny aż zawrzały — kibice zaczęli krzyczeć i gwizdać, jakby tylko czekali na takie widowisko.
– Chyba sobie ze mnie kpisz – wycedziłem przez zęby, zbliżając się do niego na tyle blisko, że nasze twarze były prawie na tym samym poziomie.
– Luzik, Elsa – puścił mi oko z szerokim uśmiechem na ustach. – Nic takiego się nie stało. To tylko gra.
Czułem, jak moja irytacja sięga zenitu. Rozumiałem, że na lodzie często dochodzi do spięć, że to część sportu, ale w tym przypadku było to zupełnie niepotrzebne. Jego zagranie było zwykłą prowokacją.

CZYTASZ
Melting for love #2
RomanceTristan Hargrove zawsze prowadził życie bezpieczne i przewidywalne, które dla innych wydaje się praktycznie idealne. Młody i ambitny student, pochodzący z dobrej rodziny i jeżdżący ładnym samochodem, ale pod tą pozornie idealną powierzchnią kryje si...