Rok później...
Tristan
Na osiemnastkę Colette obiecaliśmy jej, że zabierzemy ją na potańcówkę do Golden Creek. To miała być jej pierwsza impreza. I pierwszy spożyty alkohol. I właśnie tym alkoholem najbardziej się stresowałem, bo skoro nie piła wcześniej, to pewnie szybko ją poskłada. Corey mówił też, że może jej w ogóle nie posmakuje i stwierdzi, że woli się po prostu pobawić i potańczyć.
Na potańcówkę miałem iść ja, Corey, oczywiście Collie i Raiden, Hayden i Juliette. Liam się wyłamał, twierdząc, że to nie jego klimaty i nie pójdzie z samymi parami, bo nie będzie miał co robić. Miała przylecieć także Toni i Rhett, ale zbyt późno zorientowaliśmy się, że pójdziemy, bo oni zdążyli już sobie zarezerwować wakacje, a bez sensu by było, jakby nagle mieli to odwołać.
Dresscode był jasny. Kowbojskie kapelusze, kowbojki, jeansy, koszule w kratę. Collie zagwizdała głośno, kiedy Raiden wyszedł z łazienki już w pełnym stroju. Miał niebieską koszulę w kratę i sam musiałem przyznać, że pasowała mu. W ogóle taki strój mu pasował, choć na początku czuł się w nim dość niepewnie.
– Wyglądasz cholernie dobrze – skomentowała Collie. – Pasuje ci. Codziennie powinieneś tak chodzić.
– Zapomnij, kochanie.
– Pasek mu daj – powiedziałem, kiedy zauważyłem, że mu go brakuje. – Bez paska nie pójdziesz, Lacey. W ogóle później chyba musimy pogadać, Raiden, skoro moja siostra jest już pełnoletnia.
– Tristan... – Collie klepnęła mnie w ramię. – Tata już milion razy z nim rozmawiał. Żadnych rozmów na nasz temat. Aha! Nie mówiłam wam! Raiden tylko wie. Dostałam się na medycynę!
– Pieprzysz – szepnąłem, myśląc, że mnie wkręca. – Powiedz mi, że nie żartujesz.
– Nie, serio. Nie żartowałabym na ten temat.
– Boże, gratulacje. Wiedziałem, że ci się uda.
– Dzięki, Tristan.
Corey od razu ją objął, zaczynając gratulować. Od niego też ciężko mi było tego dnia oderwać wzrok. Jemu też pasował taki strój, choć miał ciemno-zieloną koszulę. Ale jak założył kapelusz kowbojski... Przez chwilę żałowałem, że w ogóle idziemy na tę imprezę, a nie możemy zostać w domu.
Każdego dnia cieszyłem się, że jest on obok mnie. Starałem się pielęgnować naszą miłość i dbać o to, by niczego mu w naszym związku nie brakowało. Corey był wyjątkowy. Nie chciałem tego spieprzyć. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze i ja chciałem mu to dać. Chodziłem na każdy jego mecz hokeja, kibicując mu głośno. Czasem nawet chodziłem na treningi albo go z nich odbierałem. Zdarzało się też, że to on odbierał mnie w firmy po praktykach.
Przestałem się bać. I to on sprawił, że przestałem. To on dawał mi siłę, gdy jej potrzebowałem. To on był przy mnie, kiedy miałem gorszy czas i desperacko pragnąłem jego obecności. Nie bałem się już, że ktoś na ulicy powie coś na nasz temat, choć nie było łatwo, gdy faktycznie padały jakieś słowa. Często siedziały później one w mojej głowie, ale wiedziałem, że nic złego nie zrobiłem i nie powinno mnie obchodzić, co ktoś pomyślał, czy powiedział.
Ja byłem szczęśliwy. Corey też był. A to było dla mnie najważniejsze. Nie to, co inni powiedzą.
Po wejściu do lokalu uderzyła w nas głośna muzyka country i zapach piwa. Stwierdziliśmy, że może właśnie lepiej będzie, żeby Collie nie piła od razu wódki, tylko zaczęła od czegoś lżejszego. Juliette i Hayden stwierdzili, że oni zamówią nam piwa, a my żebyśmy poszli poszukać miejsca.
To nie było trudne, bo było go dość sporo. Zajęliśmy więc miejsca przy drewnianych ławach i spojrzałem na parkiet, gdzie tańczyli już ludzie.
– Kocham to miejsce – skomentował Corey, rozglądając się po wnętrzu.
– Chodźmy zatańczyć. – Colette pociągnęła Raidena na parkiet, nie czekając na żadne jego słowo sprzeciwu.
– Ponoć przez miesiąc go uczyła różnych układów – zaśmiałem się, obserwując ich. – A ty coś zapamiętałeś?
– Chyba tylko te kroki do Footloose i Cotton Eye Joe. Ale pewnie i tak coś pomylę.
– Myślisz, że inni się nie mylą? – uśmiechnąłem się do niego szeroko. – Spójrz tylko na nich. Nikt się nimi nie przejmuje, jak ktoś się pomyli. Chodzi o dobrą zabawę.
Collie faktycznie wywijała na parkiecie razem z Raidenem. Dobrze było ich widzieć takich szczęśliwych. Uśmiechy praktycznie schodziły im z twarzy.
Hayden z Juliette wrócili z tacą pełną kufli z piwem, śpiewając głośno, piosenkę, która akurat leciała w lokalu. Postawili ją na stole i usiedli naprzeciwko nas, zerkając na parkiet na Coco i Raidena.
– Dobrzy są – skomentowała Juliette. – Nie dawajcie jej mieszać różnych alkoholi, bo spędzi noc nad kiblem.
– Kiedy się wprowadzasz do Haydena? – zapytałem, a oni spojrzeli na siebie.
– Dzisiaj się wprowadziłam. Chyba już ma mnie dość.
– Mam – zgodził się z nią. – Żartuję – dodał momentalnie, kiedy zmrużyła śmiesznie oczy. – Wszystko powoli zaczyna się układać, co? Collie i Raiden, wy, my... Liam ma fotel na przyszły sezon. Wreszcie przejdzie do prestiżowych wyścigów. Jego kariera się rozwinie... Collie dostała się na wymarzone studia. Czego brakuje nam do szczęścia?
Hayden miał rację. Wszystko się układało. Nie mieliśmy na co narzekać. Liam dostał miejsce w najbardziej prestiżowej serii wyścigowej. Wiedział, że to nie będzie łatwa droga. Długie godziny w kokpicie, presja, oczekiwania mediów, rywalizacja z najlepszymi kierowcami świata. Czy odnajdzie balans między karierą a życiem prywatnym?
Tego jeszcze nie wiedzieliśmy, ale czułem, że niedługo się dowiemy.
KONIEC
__________________________________________
Trochę nie wierzę, że to już epilog, ale nie martwcie się, Corey i Tristan powrócą jeszcze w świątecznym dodatku i w kolejnych historiach.
Jak już wiecie, na moim profilu można już znaleźć "Love Wrapped in Red" czyli świąteczny dodatek z perspektywy Collie i Raidena. Będzie się on dział już po wydarzeniach z tego epilogu, więc Collie będzie już na studiach.
Pierwszy rozdział wrzucę 1 grudnia, czyli już za tydzień.
Dziękuję Wam bardzo, że przeczytaliście tę historię, bo wiem, że sporo osób nie chce jej czytać ze względu na orientację Tristana, także naprawdę jestem Wam wdzięczna, że tutaj dotarliście. I mam nadzieję, że ich polubiliście tak samo jak ja, bo Corey i Tristan mają w moim sercu wyjątkowe miejsce.
Mam nadzieję, że w chwilach ich szczęścia mogliście się uśmiechnąć, a w trudnych momentach czuliście ich ból tak samo jak ja.
Dziękuję za każde słowo otuchy i każdą wiadomość, która przypominała mi, dlaczego warto pisać takie historie. Bo bez Was by mnie tu nie było.
Nie mogę się doczekać, by dzielić się z Wami kolejnymi opowieściami.
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia już niedługo!
CZYTASZ
Melting for love #2
RomanceTristan Hargrove zawsze prowadził życie bezpieczne i przewidywalne, które dla innych wydaje się praktycznie idealne. Młody i ambitny student, pochodzący z dobrej rodziny i jeżdżący ładnym samochodem, ale pod tą pozornie idealną powierzchnią kryje si...