Rozdział 7

1K 117 4
                                    

Zanim się obejrzałem, nadszedł październik, a co za tym idzie, pierwszy dzień na uczelni. Corey nie odwiedził mnie od tamtego wieczoru. Nawet przez wiadomości mnie nie podrywał. W ogóle rzadko pisaliśmy. Czasem zapytał o coś związanego z mieszkaniem, ale to by było na tyle. Często jednak o nim myślałem. Zwłaszcza przed snem. Miałem też jego dane do umowy i byłem zadowolony, jak zobaczyłem, że jesteśmy w tym samym wieku.

– Juliette! – zawołałem dziewczynę o różowych włosach, kiedy dostrzegłem ją, wchodzącą na uczelnię.

– Odejdź, Hargrove. Nie tęskniłam za tobą – mruknęła, przewracając oczami, gdy ją dogoniłem. Mimo jej sarkastycznego tonu na jej ustach błąkał się cień uśmiechu. Lubiłem ją. Często mówiła to, co myślała. Czasem nawet się nie zastanawiała nad tym. Była dość wysoka i wysportowana. Z tego, co wiedziałem, przez wiele lat trenowała karate. Sporo chłopaków traciło przy niej zdolność mówienia, kiedy wpatrywała się w nich swoimi hipnotyzującymi niebieskimi oczami. Na szczęście nie ja.

– Nie? Szkoda. Jak wakacje?

– Dobrze, bo cię nie widziałam – powiedziała, ale uśmiechnęła się w końcu i rozczochrała mi włosy. – Mam nadzieję, że będę cię widywała tylko na wykładach, a ćwiczenia będziemy mieli oddzielnie. Jak tam Maya?

– Rozstaliśmy się.

– Wow, gratuluję.

Juliette nie była wielką fanką Mayi. A chyba nawet nie miały okazji, żeby jakoś dłużej ze sobą porozmawiać. Może raz, jak Maya miała do niej pretensje o to, że rozmawiamy na korytarzu.

– Ty zmądrzałeś, czy ona?

– Może oboje. Może za mną nie tęskniłaś, ale wiem, za kim się stęskniłaś.

– Milcz, jak do mnie mówisz – stwierdziła dość obojętnie, co wywołało mój śmiech. – Idziecie dzisiaj na jakąś imprezę? W końcu jest czwartek, pewnie sporo osób pójdzie, skoro jutro mamy na dwunastą i mamy tylko dwa nudne wykłady.

– Pewnie pójdziemy, chociaż jeszcze na nic się nie umawialiśmy. Chcesz iść z nami? Mogę napisać do Haydena.

– Pisz, Hargrove, ale nie wspominaj o mnie, bo powie, że nigdzie nie idziecie.

Corey: TRIIIIIIIIIIIIISTAAAAAAAAAN

Corey: Zaraz podrzucę trochę rzeczy

Ja: Spoko, ale mnie nie ma, bo właśnie przyszedłem na uczelnię. Masz klucze, więc sobie poradzisz. Jak coś, to pisz

Weszliśmy z Juliette na salę wykładową, na której było już kilku studentów z naszego roku. Zająłem miejsce obok niej, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. Westchnąłem cicho, rozglądając się po twarzach pozostałych osób. Siedzieliśmy na samej górze auli, co dawało mi idealny widok na całą salę. Dziwnie było zaczynać drugi rok studiów. Ludzie byli na pewno mniej podekscytowani niż rok wcześniej. Sporo też osób przez ten rok zdążyło zrezygnować albo zmienić kierunek.

– Nie masz gdzie siedzieć? – zapytała, spoglądając na mnie z ukosa.

– Nie. Perry jeszcze nie przyszedł, więc tu zostaję i zajmę mu miejsce obok mnie.

Napisałem do Haydena o jego plany na wieczór. Posłuchałem też Juliette i nie wspomniałem o niej w tej wiadomości. Czułem, że Hayden faktycznie może nie być wtedy chętny na imprezę. W sumie to nie wiedziałem czemu, ale trzymał taki dystans, kiedy była ona w pobliżu. Był nawet o wiele spokojniejszy i nie zachowywał się, jak Hayden, którego ja znałem.

– Kiedy wielki mecz? – zapytała dziewczyna.

Nie musiałem nawet pytać, o który mecz jej chodziło. Doskonale wiedziałem. Co roku odbywał się mecz hokeja między naszą uczelnią, a drugą uczelnią w Lakeside Vale, która także miała swoją drużynę. Od zawsze te dwa uniwersytety ze sobą rywalizowały. W każdej sportowej dyscyplinie. Byli oni naszymi największymi rywalami. Dla nas, zawodników, te spotkania były czymś więcej niż tylko sportową rywalizacją – były kwestią honoru.

Melting for love #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz