Rozdział 6

1K 116 0
                                    

Corey wyszedł z łazienki po kilku minutach. Siedziałem wtedy na kanapie w salonie, pijąc powoli herbatę. Uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy nasz wzrok się spotkał i poklepałem miejsce obok siebie.

– Posłodziłem ci.

– Dzięki – szepnął i sięgnął po kubek, jak tylko usiadł na kanapie. – Nie chcę na razie o tym gadać. Może później.

– Luz, nie musimy, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać. Powiedziałem Haydenowi, że będziesz tu mieszkał – poinformowałem go, a on od razu na mnie spojrzał. Wolałem go od razu uprzedzić, że Hayden wie. – I tak często tu wpada, dlatego by cię zauważył. Bez sensu byłoby to przed nim ukrywać. Mam tylko nadzieję, że nie będą ci przeszkadzały jego wizyty. Też możesz zapraszać gości, nie przeszkadza mi to w ogóle. Zamknę się wtedy w pokoju, ale wyjdę z mieszkania. Na luzie.

– Nie, nie przeszkadza mi to. Polubiłem go. To twoje mieszkanie, możesz zapraszać, kogo chcesz.

– Czasem wpada też moja mama – poinformowałem go. – Przeważnie się zapowiada, ale zawsze przywozi ciasto, więc będziesz jadł. Tylko go nie krytykuj przy niej, błagam cię. Prowadzi swoją kawiarnię i w Golden Creek też prowadziła. Kocha piec.

– To na pewno są pyszne. Nie skrytykowałbym jedzenia twojej mamy, stary. Zwłaszcza przy niej. I nie będę cię przy nich podrywał, nie bój się. Tylko jak będziemy sami. Czasami. Może mi się zdarzyć. Niczego nie obiecuję.

Wywróciłem oczami, choć jego słowa mnie nie zaskoczyły jakoś bardzo. Spodziewałem się tego.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zerkałem czasem na bruneta, który wpatrywał się w telewizor, w którym leciał jakiś film akcji, chociaż nic z tego filmu nie wiedziałem. Corey musiał to zauważyć, bo rzucił na mnie okiem, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.

– Często trafiamy w pracy na debili, powinienem się przyzwyczaić – powiedział w końcu i oparł głowę o zagłówek kanapy, kiedy usiadł bokiem, a przodem do mnie. Przyciszyłem telewizor, woląc się skupić na jego słowach. – Sporo ludzi nie szanuje pracy drugiego człowieka, niektórzy wszystko chcą na "już". Nawet jeśli widzi, że jestem zajęty i obsługuję innych, to nie... bo ja mam wszystko zostawić i lecieć do księcia. Dobra, może czasem robię coś innego i nie od razu każdego zauważę, ale wystarczyłoby mnie zawołać albo się odezwać... Cokolwiek. A nie od razu wylatywać z mordą. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Mogę się zagapić, czy popełnić jakiś błąd.

– Jakiś debil, nie przejmuj się takimi ludźmi. Chociaż z tą szklanką, to przegięcie. Nie dzwoniliście na policję?

– Nic by mu nie zrobili – westchnął ciężko. – Po prostu zatrudnią w klubie większą ilość ochroniarzy, żeby ktoś ciągle kręcił się niedaleko baru. Nie chciałem cię nachodzić, ale takie akcje zawsze w jakimś stopniu na mnie wpływają, chociaż nieraz próbuję udawać, że wszystko jest w porządku. W domu pewnie przez cały czas o tym myślał. Siadłoby mi to na psychę.

– Zapytałeś przecież, czy możesz przyjść, a ja się zgodziłem – wzruszyłem ramionami. – Nie nazwałbym tego nachodzeniem, więc luz. Dobrze zrobiłeś. Też nieraz trafiają nam się debile w kawiarni i czasem też są pijani. Znam ten temat, choć na pewno jest ich o wiele mniej niż u was. To normalne, że nie chciałeś teraz być sam. Zawsze lepiej jest popatrzeć na moją irytującą twarz, prawda? – zaśmiałem się pod koniec, mając nadzieję, że mój głupi tekst chociaż trochę poprawi mu humor, a on uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.

– Prawda. Twoja irytująca twarz to najlepsze lekarstwo.

– Jadłeś kolację? – zapytałem, odkładając kubek na stolik. – Ugotować coś? Zamówić pizzę? Masz na coś ochotę? Ja nie jestem w menu, nawet o to nie pytaj.

Melting for love #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz