Wziął się znikąd. Nie mógł się wpasować, wszystko było obce. Ludzie, otoczenie, obowiązki. Lecz to, co zostało za nim - nieznane.
Nie pamiętał przeszłości. Nie miał żadnego wyjaśnienia na to, dlaczego stał akurat tutaj. Na balkonie, w opuszczonej rezydencji, znajdującej się pośrodku lasu. Siedział na barierce i machał nogami, które dyndały swobodnie, zwisając w dół. Nie bał się śmierci. Wręcz na nią oczekiwał. Tylko tak można było stąd uciec. Pustka, jakby nie znał żadnego innego życia. Obecnego też nie znał. Ani nie rozumiał. Brakujący element układanki, zaginiony rozdział. Przecież nie mógł być tu od początku, skoro wszystko wydawało się nowe i dopiero się uczył. Wiedział, że coś było wcześniej. Ale przypomnienie sobie było niemalże niemożliwe. Pytał każdego, nikt nie odpowiadał. Ciekawość i dociekliwość wiązała się z karą i konsekwencjami.Teraz jego zadaniem była przynależność do tej dziwnej grupy wyrzutków oczyszczających społeczeństwo ze śmieci i degeneracji. Proxy'm Operatora nie wolno było zabijać każdego. Panowały konkretne zasady odnośnie tego, kogo można zlikwidować, a kogo nie. Bogaci przedsiębiorcy wyzyskujący pracowników, mafie mordujące niewinnych, kartele narkotykowe, pedofile, gwałciciele, zabójcy kobiet i dzieci, porywacze. W takie jednostki czy grupy uderzali, likwidując ich i za pomocą połączenia znakiem oddawali energię ofiar swemu beztwarzowemu przełożonemu. Już zrozumiał co oznaczał znak ⦻. Brak twarzy, przekreślenie jej obecności. Czyścili świat ze śmieci. Nie byli byle zabójcami. Ale czy mieli prawo mówić o moralności sami będąc mordercami?
Autonomiczni mieszkańcy rezydencji robili zaś co chcieli. Nie rozumiał ich. Musieli rzecz jasna co jakiś czas pomagać pełnomocnikom Operatora. Toby nie rozumiał na przykład takiego Jeffa czy Helena.Skurwysyństwem było zabijanie niewinnych. Czy nie była to jednak hipokryzja, iż zezwalano tym psychopatom na zamieszkiwanie ich siedziby oraz pozwalano im zabijać na własną rękę, jeśli tylko pomagali i wspierali na misjach? Cóż, cel uświęcał środki, a przynajmniej w pewnych przypadkach.
Toczyli wojnę z innym ugrupowaniem zarządzanym przez niejakiego Skrolla. Zadaniem grupy Marka Petersona, bo tak nazywał się główny wróg Operatora, było zlikwidowanie wszystkich ludzi po jego stronie. Mieli znacznie inne priorytety i zasady niż poplecznicy Slendermana. Zabijali kogo chcieli, handlowali ludźmi, organami, narkotykami. Sporo z nich dokonywało aktów kanibalizmu.Wpatrywał się w widok lasu. Nogi dyndały z balustrady, a na nich czarne trampki i zbyt duże jeansy mocno zaciśnięte paskiem. Pożyczył je mu Tim, który był od niego masywniejszy. Aczkolwiek Rogers też nie były już aż takim chuderlakiem, jak do niedawna. Miesiące treningów walki i wytrzymałości wyrzeźbiły jego sylwetkę i obdarzyły go lekkim umięśnieniem.
Przeklęty widok skupiska drzew rozciągający się na wiele kilometrów. Odcinający ich od cywilizacji i normalności. Nadchodziła jesień, co wywnioskował po suchych, kolorowych liściach opadających z gałęzi i tworzących leśny dywan pełen gam barw.
Oni nie byli już ludźmi, a ze świata kryminalistów nie było ucieczki. Skreśleni, skrzywdzeni przez życie, skazani na siebie i łaskę beztwarzowego demona. Tkwiący w pętli czasu. Był odcięty od internetu, wiadomości, nawet kalendarza. Zakazany był kontakt z kimkolwiek poza rezydencji. Przekraczanie terenu lasu jedynie pod nadzorem starszych bądź w celu misji. Znał tylko godziny. Nie wiedział nawet ile dokładnie miał lat. Jedynie tyle, że mniej niż dwadzieścia. Nie pamiętał ludzi z przeszłości, tylko fakt, że była inna niż teraz. Że chodził do szkoły jak każdy normalny nastolatek.Poznał sporo ludzi. Pracował z dwoma kobietami i dwoma męskimi towarzyszami. Rouge była najstarszą Proxy, pełniła rolę prawej ręki Operatora. Była kobietą opiekuńczą o matczynym instynkcie. Wyrozumiała, lecz wymagająca i zawsze skora do wytłumaczenia co i jak.
Brian to równie sympatyczny facet, lecz trochę nieufny i cichy. Nie lubił mówić o sobie, ale zawsze potrafił wysłuchać i doradzić. Pogodny i optymistycznie nastawiony do życia. Kate była rówieśniczką Tobiasa, może ze dwa lata starszą. Była bardzo szybka i wysportowana, zajmowała się łapaniem ludzi kręcących się w pobliżu posiadłości. On też na początku brał udział w tego typu patrolach, misje za sobą miał dopiero trzy. Dziewczyna była wycofana i introwertyczna, prawie się do niego nie odzywała.
Zaś największym problemem był Tim. Ten złośliwy gbur zawsze potrafił zepsuć mu humor. Nigdy go nie chwalił, ciągle robił sobie z niego chamskie żarty i kipił zazdrością o to, że Toby szybko się uczył i dobrze sobie radził. Urodziła się między nimi pewna więź pełna rywalizacji i wzajemnego dogryzania sobie.
CZYTASZ
𝖎𝖓𝖋𝖔𝖗𝖒𝖎𝖘 𝖈𝖗𝖊𝖆𝖙𝖚𝖗𝖆 ⦻ 𝔰𝔩𝔢𝔫𝔡𝔢𝔯𝔳𝔢𝔯𝔰𝔢
FanfictionWszystko zaczęło się w roku 2008, kiedy grupa studentów filmowych rozpoczęła projekt nad serialem ─ Marble Hornets. Młodzi mężczyźni zniknęli jednak z internetu w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając po sobie jedynie serię przerażających i ps...