Prawo miłości

14 6 7
                                    

***Gaja***


Całe życie słyszałam, że nie nadaję się do związków. Że żaden chłopak nie wytrzyma przy mnie dłużej niż tydzień. A jeśli jakiemuś się to uda, trzeba będzie go odznaczyć orderem.  Adrian jeszcze żadnej nagrody nie dostał, a męczy się ze mną trzy lata. Ale chyba mu to pasuje, skoro mam za niego wyjść, więc albo jest wybitnym masochistą, albo to jednak ze mną wcale nie jest tak źle. Trudno powiedzieć. Wiedziałam, że dla części rodziny nie jestem zbyt pożądanym towarzystwem, ale prawdziwą persona non grata zostałam po śmierci ojca. Można chyba nawet powiedzieć, że z poziomu zero zeszłam u niektórych do podziemi. A Sebastian i Adrian razem ze mną.


Myślałam, że akurat mojego brata babcia jeszcze w miarę toleruje. Ale jakiś czas temu orzekła: ,,To, że ona jest do odstrzału, wiedziałam zawsze. On mnie zawiódł". Cała ta sytuacja zaczęła się, kiedy na początku roku oświadczyłam wszem wobec, że w ostatni dzień czerwca wyjdę za mąż. Mama zbladła, chrzestni zaczęli się cieszyć, a babcia...cóż, wyglądała, jakby chciała zamordować mnie wzrokiem. Chociaż....chyba właśnie o to chodziło. 


Rozumiem, umarł jej syn i tak dalej. Mi też jest z tym ciężko. Ale ja żyję dalej. O tym, że mnie nie lubiła, wiedziałam odkąd pamiętam. Zawsze kiedy komuś o nas opowiadała, mojego brata określała po imieniu. O mnie mówiła: ,,ta dziewucha". Teraz to słowo zamieniła pewnie na coś bardziej...wyrazistego. 


Kilka tygodni temu stwierdziła, że na wesele nie przyjedzie ,,bo nie", nazywając mnie przy tym latawicą. Widziałam po minie Sebastiana, że najchętniej by do niej zadzwonił i w dość niewybrednych słowach powiedział seniorce, co o tym myśli. Ale zrezygnował z tego planu, chyba nie chcąc mnie denerwować. Być może siebie przy okazji też. 


W dzień trzymałam fason, usiłując pokazać, że wcale mnie to nie wzrusza. W nocy jednak zupełnie się rozklejałam, wyjąc niczym wilk do księżyca dopóki od płaczu nie zaczęła boleć mnie głowa.


***



- No, teraz już jest pięknie- orzeka moja chrzestna, po raz ostatni poprawiając mi welon.


- Nie dało się jej przekonać?- szepczę, nie chcąc wywoływać sensacji i nie wtajemniczać w to rodziców Adriana, czekających z nim na parterze domu. Oni myślą, że babcia miała grypę i nie czuła się na siłach, by jechać przez praktycznie całą Polskę. 


- Nie myśl o tym teraz - kładzie mi obie dłonie na ramionach. - I się uspokój. Jeszcze się dzisiaj napłaczesz. 


Odwracam się plecami do drzwi, słysząc kroki na korytarzu. Mój brat ma mnie zobaczyć w bieli jako pierwszy.


- Nawet nie waż się ryczeć - mówię przez zaciśnięte zęby, znów zwracając się twarzą do drzwi. Przez moment stoi, jakby coś wbiło go w podłogę, potem podchodzi bliżej. 


-  Ale księżniczka - rzuca.- Pięknie wyglądasz. 


Jeszcze przez moment mnie obserwuje, co chwilę wybuchając nerwowym śmiechem. Potem schodzę schodami w dół i staję w progu salonu, w którym czeka na mnie Adrian. Jego rodzina zastyga bez ruchu. Zerkają po sobie nawzajem, wymieniając się cichymi uwagami. Domyśliłam się, że niebieska biżuteria nie jest zbyt oczywistym wyborem i może być szeroko komentowana.

Niebieski motyl TOM IIWhere stories live. Discover now