Rozdział 1- Narodziny

219 20 5
                                    


Nastał ranek. Wszyscy niewyspani poszli do swoich zajęć i przy okazji rozmawiali, co stało się wczorajszej nocy i czym był ten krwisty blask pochodzący ze strażnicy. Koło południa z wieży wyszedł czarownik. Ubrany był w czarną skórzaną kamizelkę oraz ciemno-brązowe spodnie. W dzień można było zobaczyć, jak wyglądał. Miał czarne włosy, średniej długości z małymi warkoczykami koło uszu. Były one ozdobione kolorowymi koralikami i zakończone wizerunkiem małego smoka. Twarz miał 20-latka, lecz miał o wiele więcej lat. Lekki zarost świadczył o tym, że był kilka dni w podróży. Posturą niewielu mogło mu dorównać. Wysoki, umięśniony z przeróżnymi tatuażami, które formowały się stwory mogące zabić spojrzeniem. Na rękach miał czarne karwasze z wizerunkiem złotego smoka, który zionie ogniem. Jego prawą dłoń zdobił symbol, który przedstawiał krążące wokół siebie dwa węże. Widać było, że te węże były wypalone za pomocą magii. Ludzie, którzy go zobaczyli, przestraszyli się, lecz z czasem przyzwyczajali się do nowego mieszkańca. W ciągu kilku lat dowiedzieli się, jak miał na imię. Brzmiało ono Taranis i pochodził z dalekiego kraju leżącego u podnóża góry Gawler. Był jednym z potomków 3 założycieli zakonu pilnującego porządku na świecie. Więcej nie mogli się dowiedzieć, bo od razu zmieniał temat, lecz za to Taranis dowiedział się, że wioska, w której jest nazywa się Delvar i od lat nikt nie zakłócał jej spokoju.

Od przybycia Taranisa minęło 9 lat. Przez ten czas pomagał ludziom w wiosce przy pomocy swojej magii oraz sprytu. Przyszła zima. Była to jedna z mroźniejszych zim, która dawała się we znaki każdemu, kto nie zdążył w lecie przygotować zapasów na ten okres. Pewnej nocy Taranisa obudziło przeczucie, które napełniło go ekscytacją i strachem. W domu cieśli narodziło się dziecko. Taranis ubrał się tak szybko, jak tylko mógł w swój ulubiony czarny płaszcz z kapturem. Wybiegł w śnieżyce, aby jak najszybciej być na miejscu. Gdy był już koło domu cieśli, poczuł znowu to uczucie tylko o wiele silniej niż przedtem. Już wiedział, że na to wydarzenie czekał. Wszedł do pomieszczenia i usłyszał płacz dziecka. To był chłopiec. Otworzył swoje oczy i pokazał piękne, szafirowe oczy. Taranis poprosił cieślę, aby mógł zobaczyć tego chłopca. Ostrożnie, lecz z lekkim pospiechem szukał znamienia u dziecka. Znalazł je. Znamię było w kształcie głowy lwa. Na chwilę zamyślił się i oddał dziecko do rąk rodziców. Jeszcze szybciej niż przedtem wrócił do swojej strażnicy i chaotycznie zaczął szukać pewną księgę, gdy ją znalazł, przeczytał w myślach jej tytuł. Brzmiał on ,,Pamiętnik Magów". Przewracał stronę za stroną, uważnie szukając pewnego fragmentu. Znalazł go i zaczął czytać na głos.

,,Rok 923. Mag Marculis wreszcie znalazł sposób, aby móc się odrodzić. W krypcie odnalazł zwój Feniksa, w którym krok po kroku opisany był cały proces, żeby móc znowu się narodzić oraz nie zatracić swojej wiedzy z poprzedniego życia"

- Do cholery to nie ten fragment - zdenerwował się Taranis. - HA! Wreszcie znalazłem!

,, Mag Marculis -mag 4 stopnia, jedyny mag, który zgłębił tajemnice reinkarnacji, znaki szczególne: 3 znamiona.

1. Znamię w kształcie głowy kozła na lewej nodze

2. Znamię w kształcie głowy smoka na karku

3. Znamię w kształcie głowy lwa nad sercem"

- Tak! To na pewno on! Tylko czy pamięta to wszystko, czy to tylko legenda dla młodych? Hmm... Zobaczę, co z niego wyjdzie, jak podrośnie. - myślał w przypływie emocji czarownik.

Myślał tak przez resztę nocy o tym, co może się wydążyć, jak podrośnie to dziecko i czy znowu powtórzy się ta sama historia sprzed kilkuset lat. Zastanowiło go to, dlaczego ma tylko jedno znamię. Może to jakieś niedomówienie w księdze albo jakiś błąd. Wreszcie zmęczony zasnął na fotelu ze zdobieniami, przedstawiającymi sceny z wojny między światłem a ciemnością, która miała miejsce na początku świata. Następny dzień. Taranis powędrował znowu do cieśli sprawdzić, czy czegoś nie pominął. Przed wyjściem zjadł śniadanie trochę większe niż zwykle, ponieważ do późna szukał informacji o tym znamieniu. Ubrał się teraz cieplej, bo już nie musiał się spieszyć. Nałożył grubą kamizelkę z rękawami w kolorze śniegu, długi, czarny, skórzany płaszcz z kapturem i buty z grubą podeszwą zrobione specjalnie dla niego w podzięce od szewca za naprawę domu. W dzień wszystko wyglądało jaz z bajki. Śnieżne szczyty w połączeniu z domkami dawało uczucie, że znajduje się w krainie elfów. Już na śniegu widać było ślady ludzi, które były skierowane w stronę piekarni, aby zdążyć, kupić świeże pieczywo. Taranis udał się w przeciwnym kierunku, po drodze nucąc wesołą piosenkę. Gdy już był na miejscu, przeprosił gospodarzy, że wczoraj tak naglę do ich domu. Nie byli źli, ale zaciekawiło ich to całe wczorajsze zajście.

- Witaj Taranis, powiedz, po co wczoraj w nocy przyszedłeś do nas ? I skąd wiedziałeś, że urodził nam się syn? - zapytała zaskoczona matka niemowlęcia.

- Yyy... znaczy się... Miałem pewne przeczucie. - nie mógł powiedzieć im że poczuł coś, czego nawet on sam nie mógł opisać. - A zmieniając temat, czy już wybraliście imię dla waszego dziecka?

- Jeszcze nad tym nie myśleliśmy, ale jak już tu jesteś, to może pomożesz jakieś wybrać. - zaproponował młody ojciec.

- Co? Ja? Nie ja nie mogę wybierać. Nie mam do tego głowy. - był trochę speszony tą propozycją, a zarazem ucieszony, że mógłby wybrać imię dla takiego dziecka.

- Oj nie bądź taki. Znasz wielu wielkich magów tego świata, więc może wybierzesz imię któregoś z nich? - nalegała matka dziecka.

- Dobrze, coś wymyślę. - Taranis dał za wygraną. - To może Arian?

- Arian? Dość dziwne imię, ale może być. - z uśmiechem powiedziała matka, a świeżo upieczony ojciec tylko przytaknął.

- A więc Arianie, witam cię w Delvar...

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz