Rozdział 14 - Pierwszy krok part.1

98 12 1
                                    

Marry wraz z Varasem biegli w stronę strażniczych golemów-magów. Dziewczyna wskazała ręka na pierwszego strażnika z lewej, który najszybciej się uaktywnił, a zarazem stał się ich pierwszym przeciwnikiem. Wojownik przytaknął głową i obrał go sobie za cel, po drodze wyciągnął miecz, który był wbity w niewielka górę złota. Nie przyglądając się swojemu orężowi, wymierzył pierwszy cios, który został sparowany przez błękitną barierę ochronna strażnika. Smok wymachiwał mieczem, próbując zniszczyć barierę, lecz to nie dawało żadnego efektu, w tym czasie Marry z rozbiegu kopnęła golema, który znajdował się po prawej stronie. Cios, który wymierzyła, przewrócił golema, lecz go nawet nie zarysował, siła uderzenia spowodowała szybszą aktywacje pozostałych strażników, którzy przyjęli pozycje bojowe i roztarli nad sobą taką sama barierę, jaką miał przeciwnik Varasa. Podczas całego zamieszania Arian przerzucał sterty broni, gdy nagle usłyszał cichy, lecz wyraźny szept dochodzący zza małego posągu stojącego przy stole ze sztyletami.

- Hej chłopcze, podejdź do mnie - rzekł męski, silny głos.

Arian nie zwracał na niego uwagi, dalej przerzucając broń.

- Chłopcze podejdź! - głos stał się głośniejszy i bardziej stanowczy.

Łucznik podszedł do stołu, przy okazji dalej wypatrując łuku. Gdy już był przy statuetce, gdy znowu usłyszał głos.

- Odpowiedz mi, dlaczego włamaliście się do tej zbrojowni?

- Po łuk, a teraz nie przeszkadzaj mi. - Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę powieszonych na hakach łuków, by dalej szukać.

- Stój, pomogę ci, za rozbicie tego posągu. - głos stał się milszy i bardziej delikatny - i tak walczą, więc rozbicie tej statuetki nie zostanie zauważone, a ja przydam się wam w walce.

Zdenerwowany chłopak rzucił tarczą, znajdującą sie obok niego w statuetkę, która rozbiła się na drobne kawałki i pobiegł dalej szukać łuku. Z rozbitej statuetki wydobył się złoto-czarny dym, który z ogromna prędkością poleciał w stronę chłopaka.

- Dziękuje za ratunek, więc ja uratuje ciebie i twoich towarzyszy. - z ekscytacją powiedział tajemniczy dym.

Po tych słowach z północnej ściany zleciał wielki, kolczasty luk w kolorze krwi, z czarnymi jak sadza łuskami ułożonymi w przeróżne wzory. Przy rękojeści miał złotą spiralę, która wydawała się poruszać, najdziwniejsze w tym łuku było to, że nie posiadał cięciwy, lecz widoczny był uchwyt na nią. Podczas spadania zatrzymał się na wysokości kilku centymetrów od podłogi, odwrócił się w kierunku chłopaka i poleciał w jego stronę, niszcząc jednego z golemów. Łuk wbił się w dłoń chłopaka, a dym połączył się z bronią. Po połączeniu na końcach łuku pojawiły się oczy w kolorze w tym samym kolorze co oręż. Całemu zajściu przyglądał się Varas wraz z Marry którzy nadal starali się przełamać barierę golemów. Varas zatrzymał się na chwile, żeby powiedzieć coś do chłopaka, lecz strażnik cisnął w niego kula ognia, bez zastanowienia zamachnął się mieczem, który zjadł płomienie. Wojownik ze zdziwieniem spojrzał na swój oręż i dopiero teraz zauważył, że owy miecz to Tenebris. Nie mógł długo przyglądać się swojemu znalezisku, ponieważ mag dalej ciskał w niego swoimi zaklęciami, które były zjadane lub odpijane przez Tenebris. Varas nabrał pewności siebie i zrobił potężny zamach mieczem, który przebił się przez barierę i odciął prawe ramię golemowi. W tym czasie Marry robiła uniki niczym drapieżne zwierze przy swojej ofierze. Golem, z którym walczyła, nie używał zaklęć, lecz nakładał klątwy poprzez dotyk, który sprawiały ogromny ból. Marry przekonała się o tym, gdy owy przeciwnik trafił swoja dłonią w prawy nadgarstek dziewczyny, przez co nie mogła zbytnio wyprowadzać ciosu. Wojowniczka nie ustępowała w atakach i co chwila robiła pół-obrót z potężnym wykopem. Widać było, że wyprowadzenie takiego ciosu to nie problem i sprawiało jej wielką radość. Golem pod wpływem siły ciosu odsunął się, robiąc dwa krótkie ślady w miejscu, w którym stał. Marry nie czekając na ruch przeciwnika, przeskoczyła golema, przy lądowaniu stanęła za strażnikiem i wyprowadziła cios otwartą dłonią w plecy golema, który mógł wydawać się niegroźny, lecz spowodował rozkruszenie golema na kawałki. Varas kątem oka zobaczył tę sytuację więc skończył zabawę ze swoim przeciwnikiem jednym cięciem Tenerbis, która pod wpływem emocji wojownika wystrzeliła czarnym płomieniem, przecinając golema na pół. Po walce został tylko jeden golem, który nie dołączał się do walki, lecz obserwował całe zajście. Golem pobiegł do ogromnego posągu i wyrecytował słowa, których nikt nie mógł usłyszeć, w tym samym czasie padł, a ogromny posąg poruszył się, tworząc lekkie trzęsienie wokół siebie.

- Nie no, po prostu świetnie - Łapiąc oddech Marry - te dały nam popalić a teraz ten - Rozmasowała obolały nadgarstek.

- Przyjacielu - powiedział łuk - za uratowanie mnie z tego wiecznego wiezienia, pomogę w walce. - Łuk za wibrował i zniknął, po chwili pojawiła się czarnoskóra postać z krwawą opaską na oczach. Przy sobie miała kilkaset małych, kolczastych łusek przyczepionych do czarnej zbroi ze złotymi liniami. Głowie ozdabiała chusta z rysunkiem sztyletu przechodzącego przez czaszkę. Na długich, podobnych do elfich uszu miał malutkie kolczyki z czarnego kamienia, które lśniły w świetle pochodni, a jego siwe, włosy opadały mu na ramiona.

- Skąd ty tu się wiozłeś? - Wykrzyczał Varas, biegnąc w stronę czarnoskórej postaci.

- Nie teraz, za chwile pogadamy. - Nieznajomy pobiegł w stronę kolosa.

Nieznajomy w biegu wyciągnął dwa sztylety, którymi cisnął w olbrzyma, w locie zaczęły się powielać, przez co z dwóch pojawiły się tysiące sztyletów lecących w przeciwnika. Po pomieszczeniu rozniósł się potężny huk spowodowany jednoczesnym uderzeniem kilku tysięcy sztyletów. Nieznajomy zatrzymał się i pstryknął palcami, w jednej chwili wróciły do niego dwa sztylety, którymi rzucił w posąg, a reszta zaczęła świecić, aż do momentu, kiedy blask oślepiał wszystkich w pomieszczeniu prócz olbrzyma. Nagle blask znikł, a w miejsce sztyletów pojawiły się malutkie, świecące świetliki, które wybuchły powalając na kolana olbrzyma.

- Ja go osłabiłem, więc teraz możecie z nim walczyć. - Przyczepiając z powrotem swoje sztylety

- Dzięki, ale kim jesteś ? - zapytała Marry.

- Lepiej atakujcie, zanim wstanie. - oświadczył nieznajomy - a ja wracam do mojego wybawcy. - Powoli zmienił się w obłok dymu i po chwili pojawił się w dłoni chłopaka w postaci łuku.

Cała trója zaczęła atakować olbrzyma, który jeszcze nie mógł się podnieść z kolan...


Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz