Zmierzaliśmy wraz z Bestią i moimi ludźmi na prawe skrzydło, które powierzył mi Parlan. Rozstawiłem ich tak, aby walka przebiegła, jak najbardziej skutecznie, a zarazem, żeby mnie ponieść niepotrzebnych szkód. Gdy już wszyscy byli na swoich miejscach przyłożyłem zaklęty instrument do ust i zacząłem grać spokojną melodie, wtem Bestia rozrastał się i przyjął formę człekopodobnej istoty z czarno- srebrną sierścią. Chomiczy pysk przemienił się w coś, co można było nazwać twarzą, lecz szczęki były lekko wysunięte do przodu i można było zobaczyć śnieżnobiałe kły. Głowę otaczała czarna grzywa ze srebrnymi końcówkami. Z sylwetki przypominał atletę z długim chwytnym ogonem oraz silnie umięśnionymi łapami, na końcach palców u dłoni można było zobaczyć krótkie, ale za to ostre jak brzytwa szpony, które z rękawicami tworzyły zabójczy duet. Znak zakony był widoczny na prawej piersi, który zaczął lekko błyszczeć. Gdy już skończył się przeobrażać, wydał potężny ryk, który rozniósł się po całym polu bitwy.
- Varas, mógłbyś częściej zdejmować to zabezpieczenie, bo ta chomicza forma mi czasem przeszkadza. - powiedział patrząc na mnie.
- Tak, oczywiście, tylko ostatnio jak zdjąłem tę pieczęć, to mało co, a byś rozszarpał kilku wpływowych magów. - odparłem z lekkim uśmiechem.
- Co ja poradzę, że nie denerwowali, a poza tym ty też ich nie lubisz. - Uśmiechnął się.
- Później o tym pogadamy a teraz trzeba tamtych pokonać - wskazałem na nadciągający legion - i wyjść cało.
- Dobra, daj mi dwie minuty na przygotowanie się do walki. - Złożył dłonie w geście modlitwy.
- Masz minutę i nie więcej. - odparłem, widząc coraz bliżej wrogów.
- Dobra a teraz mi nie przeszkadzaj. - Gestykulując, abym poszedł sobie.
Bestia stanął i nie ruszał się przez równo minutę. Po tym czasie ryknął drugi raz i powiedział:
- Jestem gotowy, aby trochę się zabawić. - mówił to a jego oczy, które normalnie mają niebieski kolor, zmieniły się w nieprzenikniona czerń.
- Dobra. - odwróciłem się do ludzi - A teraz kto zabije najwięcej, ten przez miesiąc będzie żył jak król.
- Hura - krzyknęli chórem, bo wiedzieli, że kto wygra, ten będzie mógł robić wszystko przez cały miesiąc bez żadnej kary.
Wróg już zbliżył się wystarczająco blisko, aby katapulty mogły sprawnie atakować. Rozpoczęła się walka o losy wszystkich mieszkańców świata. Marculis wraz z kilkoma czarodziejkami rzucała zaklęcia defensywne i ofensywne, które zwiększyły szanse zakonu i robiły ogromne szkody w szeregach wroga, Shea ze swoimi ludźmi zasypywała wrogów deszczem magicznych strzał, które tworzyły zamęt i bardzo pomagały niszczył szkielety nekromantów. Parlan ze swoimi ludźmi szarżował na wrogów, a gdy już skrzyżowali miecze Parlan zamachnął się i starł na popiół kilkaset demonów, które po chwili zostały wskrzeszone przez nekromantów. Ja i Bestia prześcigaliśmy się, kto więcej ubije, ja z prędkością błyskawicy szatkowałem demony, a Bestia przeobrażał się w różnorakie stwory, które zgniatały, spalały, niszczyły i pożerały kolejne fale demonów. Moi ludzie znakomicie sobie radzili, jeden ochraniał drugiego, wyglądało to jak taniec i to bardzo zabójczy dla wrogów. Bestia śmiał się, rozdzielając mięso od kości demonów i zapytał się mnie podczas kolejnej dzikiej szarży:
- Varas a może by tak zrobić połączenie? Dawno tego nie robiliśmy, a to by było bardzo zabawne. - mówił z krwistym uśmiechem.
- Dobra, ja będę mówił zaklęcie, a ty mnie osłaniaj. - Usiadłem i zacząłem recytować.
Po paru wersach poczułem znajome uczucie, którego dawno nie czułem, zrobiło mi się ciemno przed oczami, aż wreszcie zacząłem widzieć tak jak Bestia, myśleć jak on, być nim. Gdy już skończyłem recytować zaklęcie, posiadałem potężne szpony i czarne oczy, jednym słowem wyglądałem jak Bestia, tylko że ja miałem miecze i jasnozłote futro. Dałem Bestii Tenebris i zaczęliśmy w mgnieniu oka rozszarpywać demony, dotarliśmy do grupki nekromantów, którzy działali na prawym skrzydle, nawet nie zauważyli jak zostali ,,pożarci" przez nas. Nasze szpony, kły i miecze ociekały czarną krwią nieumarłych, wtem usłyszeliśmy głos Marculis w naszych głowach:
- Jeśli nie chcecie siedzieć w wychodku przez tydzień, to ich nie jedzcie. - mówiła, śmiejąc się - A i bym zapomniała, ty i Bestia biegiem do Parlana, bo ma kłopoty z jakimś małym stworem.
-Dobra już tam biegniemy. - powiedziałem, przeżynając się przez wrogów, którzy byli mięsem armatnim dla nas dwojga.
Gdy dotarłem do brata, okazało się, że walczy ze smokiem, który był stworzony z dymu i sadzy oraz z kawałków mięsa. Miał dobre dwadzieścia metrów wysokości, potężny kościsty ogon oraz ogromne, czarne skrzydła. Na głowie miał kilka kościstych rogów oraz małe spiczaste uszy. Patrząc na niego, myślałem:
,, Ta, jakiś tam potwór i do tego małym. To tylko smok cienia, przecież to tylko mały potworek w oczach Marculis"
- Słyszałam to Varas. - powiedziała, śmiejąc się, a wszyscy lekko zaśmiali się nie, przerywając walki.
- Kurde zapomniałem o tej sieci telepatycznej zakonu na wypadek wojny. - mówiłem, robiąc zniesmaczoną minę. - Dobra kupie ci coś ładnego, ale po wojnie - pomyślałem.
- Butelka dobrego miodu pitnego i jesteśmy kwita. - odparła ze śmiechem.
- Varas później się napijesz z Marculis a teraz mi pomóż - Krzyknął Prarlan.
Po tych słowach razem z Bestią zaatakowaliśmy od tyłu smoka, ja nie trafiłem swoim mieczem a Bestia razem z Tenebris utknęli w smoku, wtedy Parlan wpadł na pomysł i powiedział:
- Kup mi kilka minut a ja za chwilkę wrócę. - Wycierając swój miecz z krwi demonów.
- Ale jak? Przecież go nie drasnąłem? - Odskoczyłem przed jego atakiem smoka.
- Bądź przynętą, a ty Bestio spróbuj go atakować tym mieczem. - mówił, oddalając się z miejsca walki.
- Dobra, spróbuje. - Krzyknął, ześlizgując się ze wbitym mieczem wzdłuż kręgosłupa smoka.
- Ej! Ja nie chce być PRZYNĘTĄ !!! - Krzyczałem odskakując przed szponami smoka
Nie miałem innego wyjścia, więc biegałem wokół smoka, a Bestia atakował od tyłu. Całe szczęście, że ten smok nie był zbyt mądry, aby zdjąć Bestie ze swoich pleców. Nawet dobrze mi wychodziło bycie tą przynętą, ale na chwilę stanąłem w miejscu i dostałem cios skrzydłem. Padłem na ziemię i nie ruszałem się. Już widziałem potężny ogon pędzący w moim kierunku, który miał zadać ostateczny cios. Wiedziałem, że już na pewno nie zrobię uniku, więc zamknąłem oczy i odetchnąłem, wtem usłyszałem potężny ryk smoka i skwierczenie mięsa. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jak mój brat z czarnym, ognistym mieczem tnie jak opętany smoka, jego oczy miały kolor krwi z cząstką mroku. Po raz pierwszy widziałem taką furie u mojego brata, nawet nie wymawiał zaklęć, tylko myślał i tak się działo. Smok był miażdżony, palony, cięty i wszystko to, co może spotkać więźniów w kazamatach inkwizytorów. Mogłem się mylić, ale słyszałem ,, TY GNIDO! NIGDY WIĘCEJ NIE TKNIESZ MOJEGO BRATA!", a później smok został starty w pył. Od brata było czuć niesamowita moc, która nie miała sobie równych z tymi, których znałem, bałem się go jak nigdy wcześniej. Parlan obrócił się na pięcie i podszedł do mnie z uśmiechem, podniósł mnie i powiedział:
- Oj braciszku więcej wiary we mnie i po wojnie więcej pracujesz nad unikami - mówił to powoli i spokojnie.
- CO TO DO CHOLERY BYŁO? Nawet nie widziałem twoich ruchów mieczem, nawet świst nie nadążał.- powiedziałem, łapiąc go za ramiona.
- O czym ty mówisz? Nie wiem, o co ci chodzi - Patrzył na mnie ze zdziwieniem - ale to poczeka, bo jeszcze trzeba pokonać tę armię. - Skierował miecz w stronę kolejnej fali demonów.
- Dobra, ale nie myśl sobie, że zapomnę o tym, co widziałem. - Zagroziłem mu palcem.
Po wymianie spojrzeń stanęliśmy obok siebie. Dwóch smoczych braci wraz z Bestią zmierzyło się z kolejnymi falami przeciwników.
CZYTASZ
Podróżnik czasu
FantasíaWioska położona w górach. Spokojne życie mieszkańców zakłóciło przybycie pewnego człowieka, który przekazał przepowiednie o narodzinach niezwykłego dziecka. Ta informacja było mało ważna, lecz z czasem stała się prawdziwą niespodzianką mogącą zmieni...