Rozdział 20 - Przed końcem drogi

41 6 1
                                    

  Słońce powoli chowało się za szczytami gór. Ptaki zaczynały cichnąć i zapadać w sen. Chłopak ze zmiennokształtnym zastanawiali się co dalej zrobić. Mijały minuty. W pewnym momencie Bestia wstał na równe nogi i zaczął gwizdać podobnie jak ostatnio tylko szybciej. Z niewielkiego gniazda sfrunął ten sam ptak wraz z kilkoma swoimi sąsiadami. Zawisły w powietrzu i odpowiadały Bestii ćwierkaniem. Po krótkiej chwili poleciały w dół wzdłuż muru.

- Co tym razem ? - zapytał Arian, przeciągając ręce.

- Posłałem ich na zwiady, może są tu jakieś schody lub coś innego, dzięki czemu zejdziemy z tego muru.

- Aha. - chłopak wbił wzrok w szczelinę między płytami.

Po niecałych dwóch minutach wróciły. Usiadły na ramieniu Bestii i uśmiechnął się do nich. Rozmawiał z nimi przez kilka minut, aż wreszcie same odleciały.

- Już wiem, jak stąd zejdziemy, tylko to może być niebezpieczne. - uśmiech Bestii znikł.

- Co mamy zrobić ? - chłopak wstał i rozprostował nogi.

- Przy wieży jest wąska krawędź, prowadząca na drugą stronę, a tam jest okno. Tam właśnie wejdziemy.

- No dobrze, tylko jak chcesz „obejść" tę wieżę skoro jest porośnięta tymi pnączami. - zmartwił się Arian.

- To nie problem - spojrzał szyderczo - wystarczy tylko trochę ognia.

- Ale przecież w tych pnączach mieszkają te ptaki, które nam pomogły. - mówił z wyrzutem na Bestie.

- Mówisz o tych ? - wskazał palcem na stado ptaków lecących ze swoimi gniazdami na drugą wieżę od wschodniej strony.

- Nieważnie. - odetchnął ciężko łucznik - To do dzieła.

Stanęli kilka metrów od wieży. Arian napiął łuk i miał już wystrzelić, lecz Bestia złapał chłopaka za ramię, zatrzymując go. Uśmiechnął się i wziął głęboki wdech. Zaciśniętą pięść przyłożył do ust, by po chwili wyleciał z niej strumień ognia. Pnącza w równej linii przepaliły się, torując im drogę. Arian przerzucił łuk przez głowę tak, aby spoczął na jego plecach i ostrożnie stanął na półkę. Miała niecałe czterdzieści centymetrów szerokości. Dla szczupłego chłopaka nie było to przeszkodą, lecz bestia oparł się, jak tylko się dało i poszedł ślady młodzieńca. Przeszli trasę bez żadnych przeszkód. Arian zerknął w dół. Rzeczywiście było tam okno i to nawet duże, aby można było przez nie wskoczyć. Powoli zsunął się w dół, złapał się półki i starał się wyszukać stopą ramy okna.

- Jednak to jest niżej niż myślałem. - pomyślał.

W jednej chwili wpadł na pomysł. Wyobraził sobie dwa wbite w półkę szpony, które są połączone z liną. W kilka sekund pojawiła się lina sięgająca w sam raz do okna. Chłopak chwycił się jej i zszedł po niej prosto do okna. Bestia zaraz za nim. Byli w przyciemnionym pokoju, pełnym worków i skrzyń, na których widniała gruba warstwa kurzu. Zmiennokształtny kichnął.

- Przepraszam, ale mam strasznie wyczulony węch.

- Na zdrowie. - odparł Arian.

- A podziękuje, przyda się. - wytarł nos o kawałek materiału leżącego obok.

Bestia wyważył drzwi, gdyż zwykłe metody otwierania nie działały. Widać było, że były nieoliwione dłuższy czas. Pokazał im się dobrze oświetlony korytarz. Bestia pociągnął powietrza kilka razy.

- Mam trop Varasa. - uśmiechnął się.

- Potrafisz go stąd wyczuć ? - zapytał zaskoczony.

- Lepiej, żebyś nie miał tak dobrego węchu, jak ja. - przeszedł go dreszcz.

- Aaa - prychnął chłopak - o to chodzi.

- Może lepiej już idźmy ? - spojrzał zażenowany.

- Prowadź.

Przebiegli kilkanaście korytarzy, mijając ludzi, którzy nie mieli ochoty odrywać się od swojego zajęcia. Po dwóch godzinach szukania znaleźli wejście do lochów. Natrafili na strażników, którzy za zdziwieniem patrzyli na nich.

- Wracamy z przesłuchania. Chcemy sprawdzić, czy dotarł nasz więzień. - mówił stanowczo Bestia.

- Tak? - głos strażnika był pełen wątpliwości - To od kogo wracacie ?

- Od tego, kogo trzeba. Przepuście nas! - naciskał zmiennokształtny.

- Nie. - wyciągnął miech i skierował ostrzem na Bestię - Kim jesteście i co tu robicie ? - dwóch strażników po bokach przyjęło pozycje obronne.

- Wiesz, jesteśmy tu na spacerze i przyszliśmy użerać się z tobą. - ręce Bestii złożyły się w pięść.

- Brać ich! - wykrzyknął dowódca.

- Brać to ty możesz nogi za pas. - w mgnieniu oka zbliżył się do dowódcy i wbił mu palec w szyje, usypiając go, a później jego ludzi.

- Szybko ci poszło. - patrzył zaskoczony chłopak.

- Takie chwyty przydają się, i to nawet nie wiesz jak bardzo. - wyszczerzył kły.

Popchnął stalowe drzwi, które otworzyły się bez żadnego dźwięku. Przebiegli kolejne korytarze i zaułki.

- Tutaj czuje go bardzo wyraźnie. Był tu. - rozglądał się, jego wzrok utkwił w prawym tunelu, na którego końcu paliła się latarnia oświetlająca trójkę osób, biegnącą przed siebie. Przy nich biegł duży stwór.

- Chyba to coś ich goni. Szybko Arian, musimy im pomóc. - padł na ręce, przemieniając się w lwa.

Bestia biegł w ich stronę wraz z Arianem na grzbiecie. Gdy już byli w odległości trzydziestu metrów, chłopak napiął łuk z lodową strzałą. Wystrzelił ją, lecz zatrzymała się w powietrzu i rozkruszyła się na miliony drobinek. Bestia skoczył na wielkiego stwora i miał już wbić swoje kły na kark wroga, tymczasem coś go zatrzymało. W ich głowach zabrzmiał głos:

- Witajcie przyjaciele. - głos był ciepły i miły.

- Skąd znam ten głos? - pomyślał zmiennokształtny.

- Varas, nasze zguby już tu są. - odwrócił się mężczyzna z chaotycznej fryzurze.

- Bestia! Arian! Wreszcie jesteście. Czy zniszczyliście to magiczne urządzenie ? - zaczął Varas.

- Witajcie. - wtrąciła się i podbiegła do nich Marry, przytulając ich.

- Nie było niczego, co przypominało urządzenie z opisu. - odparł sucho Arian.

- Jak to ? - Varas podszedł do nich zaskoczony.

- Po prostu tego nie było. - warknął Bestia.

- To, co dalej ? - zapytała Marry.

- Idziemy dalej według planu. - odparł wojownik. Przez korytarz przechodzi fala energii - Co to było? - rozejrzał się Varas.

-Zaraz sprawdzę. - Ervol przyłożył dwa palce do skroni i zamknął oczy, a Arian bacznie mu się przyglądał.

Chłopaka podszedł do Varasa i dyskretnie zapytał:

- Kto to jest? - zasłonił usta dłonią, aby nikt inny nie usłyszał.

- To Ervol, przyjaciel i jeden z ocalałych po wojnie z silami ciemności.

- A to w takim razie - podchodzi do Ervola i podaje mu dłoń - witaj, nazywam się Arian. - mag uścisnął dłoń chłopaka, w tym samym czasie przeszył go dreszcz. Chłopak odskoczył, nie wiedząc, co się dzieje.

- Przepraszam Marculis, dawno nie czułem twojej obecności. - otwiera oczy i spogląda najpierw na chłopaka, a później na dłoń - Wybacz, jak jestem skupiony to, nie słucham otoczenia. Arian prawda? - odsuwa palce od skroni.

- Tak, - mówił zmieszany sytuacją - yyy... znalazłeś to, co wywołało tę falę?

- Niestety. - wszyscy spojrzeli na niego z ciekawością - Czy znacie osobę o imieniu Melores?

Patrzyli na siebie przez chwilę, później zgodnie kiwnęli głową.

- To ma niezłą walkę, zaraz wam pokarzę. - uśmiechnął się.

Wszyscy patrzyli ze zdziwieniem. Ervol pstryknął w palce i w jednej chwili pojawiła się chmurka, przez która było widać walkę drowa z dwoma potworami...  

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz