Rozdział 23

34 6 1
                                    

Chwile zajęło im przystosowanie się do światła słonecznego. Arian zdezorientowany, podszedł do Bestii i ukradkiem zapytał:

- Gdzie my się znajdujemy ? Przecież jak nas przenosiło był środek nocy! - zaskoczony tym dziwnym zjawiskiem, pewniej złapał łuk.

- Tutaj zawsze świeci słońce, takie zaklęcie. - uśmiechnął się do chłopaka upewniając go w swoich słowach.

Brodaty mężczyzna podszedł do przybyszów. Spojrzał na Varasa oraz Bestie, by chwile później ukazać im uśmiech pełen ulgi. Uścisnął im dłonie, chwile później zaczął rozmowę.


- Witajcie przyjaciele! Co takiego sprowadza takich bohaterów, jak wy prosto do głównej siedziby zakonu? - głos brodacza brzmiał niczym dziadek, który mówi do ukochanego wnuczka, lecz po jego spojrzeniu można było wywnioskować całkowicie inne zachowanie, pełne agresji oraz nieokiełznanej chęci walki.

- Wojna, drogi Alimie, wojna z Lożą Magiczną. Porwali Taranisa i teraz chce go odbić. - Varas rozejrzał się po placu - W jakim czasie możesz wszystkich zebrać ?

- Dosłownie chwile. Granx! GRAAAANX GDZIE TY JESTEŚ DO CHOLERY ? - ryk wychodzący z gardła krasnoluda rozniósł się echem między murami zamku. Kilka kropel śliny wyprysnęło z ust Alima, lecz nikt nie zwracał na to uwagi a tym bardziej on sam. Po dosłownie kilku sekundach, przybiegł, a raczej wślizgnął się Niziołek w szpiczastych butach na płaskiej podeszwie. Za sobą zostawił kłębu kurzu, które dopiero teraz dotarły do sprawcy. Przymrużył powieki, aby piach nie nasypał się mu do oczu. Głowę miał przystrojoną w szkarłatną opaskę pokrytą licznymi plamami, zapewne od potu. Ubranie miał złożone z zielonego kubraczka oraz luźnych jedwabnych spodni w kolorze kory.

- Granx, do usług. - zasalutował, mówiąc przy tym piskliwym dziecięcym głosem.

- Zwołaj wszystkich dokładnie na ten plac, najszybciej jak tylko możesz, a jeśli któryś będzie się migał, powiedz mu, że dostanie trening extra ode mnie oraz Varasa. - założył ręce, przytrzymując tym samym przy piersi kij.

- Tak jest. - poprawił kubrak i z oszałamiającą prędkością pobiegł tym samym korytarzem, którym przybiegł chwile temu.

- A co do was... - spojrzał na osoby stojące w kręgu - zaraz oni - wskazał na ludzi za sobą - zabiorą was do naszego szpitala, opatrzą i nakarmią.

Na wzmiankę o jedzeniu wszystkim prawie jednocześnie zaburczało w brzuchu. Varas zrobił poważną minę, udając, że nie potrzebuje ani jedzenia, ani pomocy medycznej.

- Nie potrzebuje tego, zaraz wyruszamy, prawda Bestio? - obejrzał się przez ramie, lecz widząc wzrok przyjaciela, zrozumiał, że jeśli by tak postąpił, nie wyszłoby mu to na dobre w przyszłości. - Coś zjemy i idziemy, a Arian, Marry i Melores zostają tutaj.

- Nie. - sapnął brodacz - WY tu zostajecie, a my idziemy odbić Taranisa, czy to jasne ? - spojrzał wilczym wzrokiem na Varasa.

- Nie ma mowy! Idę po brata i koniec. - Varas dał stanowczy krok do przodu.

- Nie ma takiej opcji - Alim również wystąpił o krok do przodu - przed chwilą przenieśliście się tu, RANNI, czy czegoś nie rozumiesz? Osłabiony będziesz zawadzał.

- I tak idę. - wojownik założył ręce.

- Nie, nie idziesz. - Bestia powiedział to chwile przed tym, jak ogłuszył smoka - Uparty jak osioł, a tobie Alimie życzę powodzenia i lepiej solidnie się przygotujcie. - kontynuował biorąc przez ramie ogłuszonego Varasa.

- Ja zawsze jestem solidnie przygotowany - szczerząc się od ucha do ucha, zerwał swoją szatę, ukazując krasnoludzką zbroję płytową, na plecach miał zaczepione dwa obusieczne topory jednoręczne. - ale dziękuje za pouczenie.

- Ehh... krasnoludy - pomyślał Bestia, kierując się do korytarza położonego na wschód od fontanny. Idąc korytarzem, Marry podziwiała ogrody pełne różnokolorowych roślin, ułożonych we wzory przypominające przeróżne stworzenia. Korytarze były przewiewne, a zapach kwiatów umilał spacer. Nim się obejrzeli, dotarli do drzwi oznaczonych wijącym się wężem Eskulapa. Nie musieli popychać drzwi, gdyż wybiegły z nich dwie pielęgniarki-elfki z ewentualnymi lekami natychmiastowej pomocy. Bestia gestem ręki dał znać, że nie potrzeba takich środków pomocy i uśmiechnął się do nich, uspokajając ich rozbrykane spojrzenia. Varasa ułożył na łóżku obok okna z widokiem na bieżnie dla ćwiczących, a sam poprosił o kilka igieł. Pielęgniarki trochę zaskoczone wykonały polecenie. Bestia wybrał najcieńsze z nich, a resztę oddał pielęgniarce. Marry leżąca obok przyglądała się działaniom zmiennokształtnego, nie zauważając, kiedy dostała bandaż na rękę. Bestia powbijał w ciało Varasa kilka igieł, co chwila, sprawdzając puls oraz czy przypadkiem nie ocucił przyjaciela.

- Po co to robisz ? - zapytała z zaciekawieniem. Widziała już kiedyś, jak podobny zabieg wykonywał lekarz z jej klanu na niektórych wojownikach, wracających z trudnych misji, lecz nie wiedziała po co.

- Po pierwsze, aby jak wstanie, nie rozszarpał nas za to, co mu zrobiłem, a po drugie lepiej będzie spał.

- Rozumiem. Skąd znasz takie techniki ? - wypytywała dalej obserwując jak Varas zamienia się w szaszłyk.

- Nauczyłem się od kapłana mojego plemienia. Wystarczy nieduża szpilka, by zatamować krwawienie lub unieruchomić kogoś, a nawet zabić. - wbił ostatnią szpilkę - Teraz można spać spokojnie.- wskoczył na łóżko po lewej stronie smoka.

Melores nie zwracał uwagi na zabiegi Besti, ponieważ jego całkowitą uwagę przykuła niebieskooka elfka o kasztanowych włosach. Nie zwracał też uwagi na pieczenie, gdy owa elfka przemywała mu rany. Przy każdym ruchu, które sprawiało mu ból, uśmiechał się, nie pozwalając, by elfka nie zauważyła żadnych oznak słabości. Arian został owinięty bandażami z maściami w ewentualnych miejscach obtarć czy stłuczeń. Bestii też nie poskąpiono opatrunków. Gdy wszyscy zostali dokładnie opatrzeni, podano jedzenie. Każdy wybierał to, co chciał zjeść, Kaczka w miodzie oraz ziemniaki z koprem dla Bestii, piersi z indyka w panierce z ziół oraz kawałki pomidorów dla Marry, oraz Ariana, a dla Meloresa podano zupę rybną z sokiem jagodowym.

- Taki szpital, to rozumiem. - westchnął Melores i prawie natychmiast zasnął.

- Bestio - zaczął Arian - czy ten Alim da radę odbić Taranisa?

- Myślę, że tak, jest naprawdę twardym gościem i nie opuści tego, co zaplanował.

- Skąd go znasz? - wtrąciła się Marry.

- Jego klan złożył przysięgę, która mówi o pomocy zakonowi w każdej chwili. Kiedyś zakon uratował ich przywódcę, więc w ramach wdzięczności złożył nam przysięgę oraz zamieszkał w tunelach pod tym zamkiem.

- Czyli taka armia na zawołanie. - zażartował Arian.

- Można tak powiedzieć, ale nie radze ich lekceważyć. Niezwykli z nich wojownicy. - odparł ze spojrzeniem pełnym nostalgii skierowanym w sufit.

- Więc mogę spać spokojnie. - Arian odwrócił się na bok i zasnął.

Chwile później można było słychać ciche szepty:

- Bestio, masz przerąbane, jak wstanę. - szept był pełen zawiści oraz gniewu.

- Cicho Varas i odpoczywaj. - lekko zaspanym głosem odpowiedział Bestia, przewracając się na drugi bok.

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz