Rozdział 25 - Nowe oblicze

25 5 0
                                    

Brama powoli otworzyła się przy akompaniamencie radosnych krzyków i pisków. Parlan wraz z Alimem szli równym krokiem, choć co chwila uwolniony zakładnik potykał się i na moment tracił równowagę, krasnolud w porę reagował i podtrzymywał towarzysza, trzymając go prawą ręką w pasie. Za nimi szli wszyscy uczestnicy akcji, odkrzykując widowni i machając im na przywitanie. Cała aleja była oświetlona setkami pochodni, które niczym żywe stworzenia kierowały swoje języki w stronę pochodu.

Arian wraz z Bestią spoglądali na całe zajście z wysoko położonego marmurowego balkonu. Chłopak z niedowierzaniem spoglądał na otoczenie, nie mogąc się nadziwić tym, co widzi.

- Bestio, czy my na pewno jesteśmy w zakonie ? - zerknął z niedowierzaniem na stojącego obok zmiennokształtnego.

- Oczywiście, a czemu pytasz ? - Bestia usiadł na balkonie i założył ręce.

- Myślałem, że słowo zakon jest przypisane do jednego budynku lub niewielkiego terenu, a tu zmieściłoby się co najmniej trzy średniej wielkości miasta. - chłopak znowu spojrzał na setki światełek, które na tle nocy wyglądały niczym gwiazdy na niebie.

- To nikt tobie nie powiedział, że są takie wyjątki ? - Bestia uśmiechnął się pod nosem.

- Bardzo duży ten „wyjątek", poza tym, kiedy będziemy mogli na spokojnie porozmawiać z Taranisem ?

- Zapewne jak skończy się ta ceremonia i zostanie jeszcze raz przebadany. A i jeszcze jedno, lepiej będzie jak zaczniesz mówić zamiast Taranis Parlan, wtedy każdy będzie wiedział, o kogo chodzi. - Bestia spojrzał przez ramie na plac defilad - Chyba się troszeczkę pospieszyli z tą defiladą powitalną. - zmiennokształtny zszedł z balkonu i pobiegł chodami w głąb budynku.

- Chwila, co jest ? - skołowany Arian wytężył wzrok i starał się zobaczyć powód, dla którego Bestia wybiegł. Po chwili zobaczył jak płomienie z pochodni wystrzeliły w stronę Parlana i otoczyły go, tworząc z niego żywą pochodnię. Niektórzy ze strachu zaczęli uciekać, inni chcieli ugasić płomienie wodą oraz magią, lecz to nie pomagało, Alim za to odskoczył z palącym się ramieniem na bok i próbował go ugasić. Po kilku chwilach chłopak zobaczył zarys sylwetki Bestii biegnącej z jakimś dziwnym przedmiotem, podobnym do tuby. Gdy zmiennokształtny był już kilka metrów od smoka, nastąpił oślepiający błysk. Arian ukrył się za balkonem i spoglądał na ścianę, która z czerwonej barwy przeszła w jasny róż. Po kilku sekundach wróciła do poprzedniego koloru, a chłopak wstał i zobaczył zaskakujący widok. Nie płonęły żadne pochodnie, lecz było na tyle widno, żeby Arian mógł zobaczyć każdy szczegół. Wszyscy, którzy byli w pobliżu smoka, leżeli nieprzytomni, widzowie pochowani między ławkami powoli podnosili się, jedynie Bestia stał na swoim miejscu i zamykał tubę. Parlan klęczał, podpierając się rękoma. Jako pierwszy ocknął się Alim i natychmiast zabrał smoka do głównego budynku zakonu. Arian wybiegł i również zaczął zmierzać do tego samego budynku.

***

Kilka minut przed zajściem na placu - budynek szpitalny.

- Strasznie szybko się regenerujesz, jeszcze kilka minut i mogę zdjąć bandaże. - powiedziała zdumiona pielęgniarka o kasztanowych włosach i niebieskich oczach.

- Bo wiem, że mój brat już tu jest, dlatego się spieszę, żeby go zobaczyć. Mam prośbę, czy mogłabyś powyjmować kilka igieł z mojego ciała ? - odparł Varas.

- Oczywiście, tylko może to trochę zaboleć. - pielęgniarka zbliżyła się do pacjenta, z gazą i wodą do obmywania ran.

- Nie szkodzi. - uśmiechnął się wojownik.

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz