Rozdział 26 - Zapomniane miejsce

19 3 1
                                    

Puszcza położona w górzystej krainie Kanas. Ledwo widoczną ścieżką w promieniach słońca wędruje wysoka zakapturzona postać z kulą przyczepioną do pasa. Co chwile staje, mocno chwyta ową kulę i potrząsa nią. Po chwili mamrocze kilka słów i idzie dalej. Owa postać zatrzymuje się aby odpocząć. Na jego ramieniu zatrzymuje się malutki, zielono-żółty ptak który zaczyna pięknie śpiewać. Biorąc głęboki wdech, rozmyśla" Ile to już minęło czasu, gdy byłem tu ostatnio..." . Jego błogi odpoczynek przerwał coraz głośniejszy szelest, przez który co chwile można było usłyszeć pisk. Druid przewrócił oczami i sięgnął po raz kolejny po artefakt.

- Odpuścisz wreszcie? Przecież i tak stąd nie wyjdziesz. - głos druida powoli wskazywał na utratę cierpliwości - Przestań się tak miotać pokrako! - druid mocniej ścisnął kulę, w której znajdował się młodzieniec starający się za wszelką cenę rozbić naczynie.

- WRRRAAAAAAA! WYPUŚĆ MNIE! - głos chłopaka na pewno był bardzo donośny, lecz przez to, że znajduje się w pułapce bardziej przypominał piski małego gryzonia - Jakim prawem mnie tu trzymasz, wygrałeś, więc mnie uwolnij!! - w środku kuli pojawiały się na przemian ogniste języki, pioruny, tornada, które próbowały zniszczyć wiezienie, lecz tylko bardziej wzmacniały ścianki kuli.

- Nie wypuszczę cię, puki nie poniesiesz odpowiedzialności za to, co zrobiłeś. I kto w ogóle wpadł na ten pomysł z porwaniem, ty czy twój przełożony ? - druid zbliżył przedmiot do twarzy, aby przyjrzeć się wyrazowi twarzy młodzieńca.

- I tak ci nie powiem. - prychnął wiezień i założył ręce.

- Nie martw się, i tak mi wszystko powiesz, jak cię TAM dostarczę, chociaż przyznam, że troszeczkę machnąłem się z odległością, ale za to odwiedzę dawny dom. - uśmiechnął się i sprawdził, czy kula jest dobrze przymocowana, po czym ruszył w dalszą drogę - A, zapomniałbym. - pstryknął w palce a we wnętrzu kuli chłopak dostał piorunem - To za to, że pyskujesz dla starszych.

Nie minęło kilka sekund, jak zza drzew wyłonił się stwór na czterech łapach, porośnięty śnieżnobiałym futrem, z kłami ozdobionymi przez dwie złote obręcze. Jego pysk przypominał lwa, ozdobionej wieloma bliznami. Stwor był cztery razy wyższy niż druid, lecz nie atakował. Druid ukłonił się bestii, a ona odwzajemniła gest pochylając się w przód i prychnęła.

- Twój syn zaraz przybędzie, czcigodna Ware. - głos mężczyzny był pełen szacunku i pokory.

- Widzę to i niezmiernie mnie to cieszy. - głos rozbrzmiał w głowie mężczyzny - Witaj w domu Ervol. - bestia zrobiła grymas, który niejednego przyprawiłby o koszmary senne, lecz druid wiedział, że to najszczerszy uśmiech.

***

Miejsce: Zakon Złotego Smoka

Arian biegną przez korytarze, zaułki i bramy szukając Bestii. Po drodze mijał wszelakiej nacji mieszkańców, elfy, krasnoludy, wężoludzie, orkliny i jeszcze wiele więcej, których nazwy nie zna. W pewnym momencie zauważył, że nie wie, gdzie się znajduje. Jego myśl, aby znaleźć Bestie, całkowicie zamroczyły jego orientacje w terenie. Zauważył, że znajduje się na swego rodzaju targu pełnym wszystkich przedmiotów, od warzyw i owoców po broń, a nawet magiczne mikstury. Wiedząc, że już i tak nic nie zdziała, powędrował od jednego kupca do drugiego. Płomienie pochodni tańczyły poruszane podmuchami wiatru. Po odwiedzeniu kilku straganów chłopak zauważył średniego wzrostu dziewczynę o długich, rudych włosach, która bawiła się koralikami ze straganu, na którym sprzedawała biżuterie. Arianowi zrobił się dziwnie ciepło i chciał zagadać, lecz z drugiej strony nie wiedział jak. Jego walka z myślami trwała kilka minut aż zauważył, że znajduje się przy owym starganie.

- Czy w czymś doradzić ? - melodyjny głos dziewczyny całkowicie ogłupił Ariana.

- Yyy.. hm.. eee.. A co możesz mi doradzić ? - zaczerwienił się jak burak, a zarazem co chwila ukradkiem spoglądał na twarz dziewczyny. Miała brązowo-zielone oczy, malutki nos i lekko spiczaste uszy.

- Cóż... a dla kogo miało to być ? Mama, ciocia, babcia a może siostra ? - Leniwym ruchem ręki wskazywała po kolei rodzaje biżuterii.

- Coś dla... - w głowie Ariana zaświtał plan - znajomej. Tak znajomej. Czy możesz mi coś doradzić ? - jego umysł pracował na wyższych obrotach.

- Hmm... może to ? - podniosła naszyjnik z tęczowych koralików, w którym największy z nich był czerwony, umieszczony na samym środku. - Co o tym sądzisz?

- Będzie pasował... chyba. Czy mogłabyś przymierzyć? Tak, tylko żebym sprawdził, jak on wygląda na szyi. - co chwila robił przerwy, aby dobrze przeanalizować to, co ma powiedzieć.

- Czemu nie. - odgarnęła włosy i założyła naszyjnik - I jak ?

- Piękna. - wymamrotał pod nosem oczarowany chłopak.

- Słucham? - dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Ykhmy... miałem na myśli pięknie, na pewno będzie pasował. - znowu się zaczerwienił, w blasku pochodni miał odcień marchwi.

Lekko się uśmiechnęła do Ariana i powiedziała:

- Dziewięć sztuk srebra. - spojrzała na niego - Halo? Jesteś tam ? - zapytała, widząc nieobecny wzrok chłopaka.

- Przepraszam, co mówiłaś? - potrząsnął głową i znowu zaczął kontaktować.

- Dziewięć sztuk srebra. Kupujesz?

- Nie, nie, chciałem się tylko rozejrzeć. Jak coś to tu wrócę, tylko mam jedno pytanie do ciebie. - znowu zrobiło mu się gorąco - Jak masz na imię?

- Elen, a ty? - uśmiechnęła się i lekko przechyliła głowę.

- Arian i na pewno tu jeszcze przyjdę. - odwzajemnił uśmiech i odszedł.

- Tylko następnym razem kup coś! - powiedziała głośniej dziewczyna.

Minuty mijały. W pewnym momencie ktoś złapał Ariana za ubranie. Chłopak zatrzymał się i zobaczył, że osoba, która go złapała to Granx.

- Masz nie wychodzić z głównego budynku, rozkaz z góry. - nie wysłuchał niczego więcej, tylko pociągnął za sobą chłopaka. W mgnieniu oka znaleźli się w budynku - Masz mapę, żebyś się nie zgubił, a ja lecę. - nie minęło mrugnięcie oka, a niziołka już nie było.

- Ciebie też tu zaciągnęli ? - głos Marry był miłą odmianą od wszystkiego wokół. Siedziała na kamiennej ławce, porośniętej pod spodu roślinkami.

- Tak i dostałem nawet mapę. Słyszałaś co się stało z Parlanem ? - przysiadł się do niej.

- Coś słyszałam, podobno też Varasa coś wzięło i teraz leży na łóżku w szpitalu.

- Poważnie? To musi być coś poważnego... chwila, gdzie byłaś? - odwrócił się twarzą w jej stronę - jak wstawałem z łóżka, to ciebie już nie było.

- A poszłam na spacer, a później złapał mnie ten niziołek i teraz jestem tu. - wstała i wyprostowała się - Pokaż mi na chwilę tę mapę. - wyciągnęła dłoń.

- Proszę.

- Hmm... to, co pierwsze idziemy zobaczyć? Ten zakon jest też jako niezła atrakcja dla upoważnionych, a na szczęście my nimi jesteśmy. - uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Nie wiem. Prowadź, może znajdziemy coś fajnego. - również podniósł się z ławki.

- Sala ćwiczeń... brzmi ciekawie. - złapała się kosmyk włosów.

- To idziemy.

- Ciekawi mnie co potrafisz prócz strzelania z łuku. - uśmiechnęła się szyderczo.

- Zobaczysz. - odwzajemnił uśmiech.

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz