Marry prowadziła swoich nowych przyjaciół przez ciasne, słabo oświetlone korytarze, które nie miały końca. Po chwili marszu pojawiły się schody, które były lepiej oświetlone niż korytarz, lecz nie na tyle, aby było widać stopnie. Schody zwijały się w lewą stronę, przez liczbę tych stopni można było Myślec, że te schody nie mają końca. Przez dobre piętnaście minut marszu pojawił się korytarz połączony z podobna salą, do której przeniesieni byli Varas z Arianem, lecz tu było znacznie więcej światła. Byli tu nawet strażnicy, którzy w parach stali co kilka metrów. Na ścianach były namalowane obrazy roślin oraz krajobrazów, które na pierwszy rzut oka wydawały się zwykłym widokiem przez okno, lecz widać było, że te malowidła były bardzo stare, ponieważ gdzieniegdzie odznaczały się kamienie oraz miejsca z oderwana farbą. Pośrodku pomieszczenia było wielkie biurko ze starszym panem, który jakby wiedział, że będzie miał gości. Miał szare szaty ze słotnymi nićmi przy pasie, Gdy przybysze wyszli już z cienia, wszyscy strażnicy zwrócili wzrok w ich stronę oraz przyjęli pozycje bojowe. Kilku z nich otoczyło mężczyznę, który siedział za biurkiem, a owy mężczyzna się wstał i zapytał donośnym głosem:
- Coście za jedni? - Starzec o miłym i spokojnym głosem, odsunął jednego ze strażników alby przyjrzeć się im z bliska - I co was sprowadza?
- My jesteśmy turystami - mówił Varas, wskazując na siebie oraz Ariana - a to jest nasza przewodniczka - Wskazał ręka z przesadną gracją na Marry która posłała mu spojrzenie przesiąknięte nienawiścią, na które Varas odparł uśmiechem.
- Varas co ty robisz? - Szepnął Arian - Będziemy mieć kłopoty przez cieb... - nie dokończył, gdyż usłyszał głos starca.
- Turyści, tak? - zrobił pozę zamyślonego - Więc drodzy ,,turyści" muszę wam oznajmić, że wybraliście najgorsze miejsce pod słońcem na wycieczki, a co do waszej ,,przewodniczki" to wątpię w jej umiejętności, prawda Marry Xerax, numerze 9183k?
- Jak zawsze dobrze poinformowany. Przedstawiam wam Tempusa, największego uciekiniera w historii tego więzienia. - Z szyderczym uśmiechem skierowanym w stronę Varasa skierowała rękę w na mężczyznę. - Tylko dlaczego jest starcem? - pomyślała.
- To on jest tym który ma nam pomóc? - szepnął Arian do Marry.
- Tak
- Przecież tu jest tyle strażników więc jak ma nam pomóc? - Rozglądał się po całym pomieszczeniu i naliczył około sześćdziesięciu strażników.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale to są golemy stworzone i pokolorowane na wzór człowieka. Stworzone są z marmu... - nie dokończył Tempus, gdyż zobaczył wzrok Marry, który mówił ,, nie wtrącaj się, nie widzisz, że rozmawiam ?" i umilkł, robiąc zażenowaną minę.
- Eh... co to ja miałam... a już wiem - mówiła spoglądając znowu na chłopaka - Arian - szepnęła - wiedz, że on nie pomoże nam z dobrej woli, więc bądź gotowy na wszystko. - Chłopak przytaknął głową - A teraz mam sprawę do ciebie - zbliżyła się do Varasa i uderzyła go w nos - To za ten cyrk, który zrobiłeś, jak tu przyszliśmy. Jeśli chcesz tu jeszcze przeżyć, to lepiej nie rób takich głupot, bo nie wiesz, z kim możemy się tu spotkać, zrozumiano ?
- Tak, moja pani - Uśmiechnął się szyderczo, wycierając krople krwi.
- Dalej się nie zmieniłaś - wtrącił się Tempas - a i czy odnalazłaś wreszcie tego swojego krewniaka?
- Jeszcze nie. - Odwróciła się w jego stronę - Mamy do ciebie sprawę - podeszła do starca - czy możesz pomóc nam odnaleźć pewną osobe, która jest przetrzy... - nie zdążyła dokończyć, gdyż w jednej chwili miała już ostrze halabardy przy gardle. - Co to ma być Tempusie? - mówiła, przełykając ślinę, zarazem cofając się powoli.
CZYTASZ
Podróżnik czasu
FantasyWioska położona w górach. Spokojne życie mieszkańców zakłóciło przybycie pewnego człowieka, który przekazał przepowiednie o narodzinach niezwykłego dziecka. Ta informacja było mało ważna, lecz z czasem stała się prawdziwą niespodzianką mogącą zmieni...