Rozdział 24 - Do boju Bracia!

36 6 1
                                    

  - Alimie, czy to wszystko to aby nielekka przesada ? - dwudziestoparoletni zbrojny wskazał na cztery bataliony wojowników, magów oraz wielu innych członków zakonu, których nie można było przypisać do żadnej z frakcji.

- Gdyby twój brat, którego chcesz za wszelką cenę ochronić, czy nie poruszysz nieba i ziemi, żeby go uratować? Dlatego to nie jest przesada. - w oczach Alima było widać gniew wywołany pytaniem podopiecznego - Czy już wszystko gotowe ? - zwrócił się z tym pytaniem go Gzamira, jego prawej ręki.

- Tak jest, czekam na sygnał. - odparł krasnoludowi, sprawdzając, czy na pewno ma przy sobie miecz.

- Wypuść flarę, niech szaleństwo się zacznie. - mocniej złapał topór.

Czerwona flara wznosiła się wysoko ponad armią, oświetlając okolicę pogrążona w mroku nocy. Światło flary odbijało się od hełmów, zbroi oraz tarcz powodując wrażenie, palącego się legionu wojowników czekającego na ten sygnał od bardzo dawna. W wielu miejscach wybuchnął zielono-niebieski płomień. Ogromne płomienie znikły, a wojownicy będący obok nich przenieśli się w różne miejsca, powodując osaczenie siedziby magów. Loża Magiczna, zanim zorientowała się w zaistniałej sytuacji, odział na północnym zachodzie, zniszczył dwie wieże, odział na wschodzie, wdarł się do środka przez wyrwę w murze, odział Alima przeteleportował się do środka i rozproszył się, a reszta wojsk bombardowała główną wieżę, starając się osłabić pole ochronne. Po kilku minutach od rozpoczęcia ataku, w odział bombardujący, wbiło się około tuzina biesów strażniczych, a około stu było w drodze, maszerując w równym tempie. Część z bombardujących przegrupowała się i zaczęła walczyć z biesami, magowie atakowali, czym tylko mogli, co raz powodując ogromny na dwadzieścia metrów wyłom w ziemi. Wojownicy siekali, rąbali i miażdżyli każdego, kto stanął na drodze. Medycy, którzy byli na tyłach tych batalionu, używali zaklęć leczących, aby zminimalizować szkody we własnych szeregach. Niektórzy magowie przez przypadek zmiatali z powierzchni ziemi kawałki placu. Na szczęście nie uszkodzili swoich sprzymierzeńców w takim stopniu, aby nie byli zdolni do walki.

W środku panował istny chaos. Alim wraz z około piętnastoma ludźmi przecinali każdego, kogo spotkali na drodze, magowie, którzy stawali im na drodze tylko ich spowolniali. Największą przeszkodę stworzył im mag o imieniu Blexer - mag przywołania. Przywołał największego wroga Alima - demona Biz'la, którego pobratymcy spowodowali zniszczenie dawnej siedziby klanu krasnoluda.

- Ty chyba naprawdę chcesz mnie wkurzyć - odbijał zaklęcia maga swoją tarczą pokrytą runami - i do tego jeszcze strzelasz do mnie, pacanie ? - Alim zamachnął się toporem i rzucił nim w stronę maga, lecz ten rozpływał się w powietrzu, śmiejąc się szyderczo. - Tak to nie będzie - oczy wojownika zapłonęły - dziesięciu bierze tego demona, pięciu chroni tyły i stawia bariery w razie czego, ja zajmę się tym śmieszkiem. - krasnolud pochylił się i wyprostował ramiona.

- Hi hi hi już prosisz o litość pokurczu? - mag rechoczącym głosem cisnął w pochyloną postać błyskawicą, lecz Alim w ostatniej sekundzie wyprostował głowę i wchłonął zaklęcie - O proszę! Mamy tu wreszcie coś ciekawego hi hi hi. GIŃ! - mag wystrzelił serie zaklęć, tworząc tęczę, Alim zrobił uniki z taką samą prędkością, jaka miała błyskawica.

Mag wzniósł się w powietrze w niewielkiej trąbie powietrza, która zamieniła się w tornado. Można było zobaczyć tam płomienie, błyskawice i kawałki skał wirujące pod stopami Blexera. Co chwile kawałki skał pod wpływem prędkości wystrzeliwały w stronę Alima, który i tym razem robił uniki.

- Nie uciekaj karzełku, przecież i tak umrzesz. - coraz szybciej wystrzeliwuje pociski - W sumie... to nawet pięknie tańczysz między moimi atakami hi hi. TAŃCZ BALETNICO, TAŃCZ!!!

Alim ze spokojem znosił te obelgi. Gdy już wiedział, że jest bliski celu, wyskoczył w górę, na wysokość maga i wystawił dłoń:

- MAHAR'LA DUL!! - wykrzyczał prosto w twarz maga, który zdezorientowany pachnął śmiechem.

- Krasnolud i magia ??? HA HA HA koń by się uśmiał - potężny piorun trafił prosto w czoło Alima, odrzucając go na kilka metrów, prosto pod łapy demona.

Wsparcie Alima zareagowało natychmiast. Pięciu z nich razem zaatakowało demona, a reszta odciągnęła Alima na bok.

- CZY KAZAŁAM WAM MI POMAGAĆ ?? IMBECYLE! ZABIĆ TEGO DEMONA, ALE JUŻ! - Alim złapał jednego z kompanów i rzucił nim, w demona ogłuszając bestie. - A z tobą jeszcze nie skończyłem. - Alim uderzył w ziemie noga, powodując lekkie trzęsienie. Uderzał jeszcze kilka razy, powodując coraz silniejsze wibracje.

- Coś tu jest nie tak... co on robi ? - pomyślał Blexer, w zamyśleniu mało co nie dostał wracającym toporem w brzuch - Sprytne krasnalu, ale na mnie to nie podziała. - wystawił język.

- Zobaczymy. - odparł, łapiąc topór, wyciągnął znowu ręce i skierował je do maga - Trzeci pakt: Spętanie.

Ciało maga ozdobiło jarzące się ogniem łańcuchy,ograniczając poruszanie, a jego tornado znikło.

- CO TY MI ZROBIŁEŚ ? - krzyczał, tworząc gesty, aby rozproszyć ten czar. 

- To nie ja tylko to cacko - wskazał na topór - ale nie będę tłumaczył, bo i tak umrzesz. - skierował topór w Blexera, a ten szamocząc się, uciekał jak najdalej od Alima. Przez sufit przebijał się deszcz toporów takich jak ten, którego ma krasnolud. Topory zbliżały się coraz bardziej, aż wreszcie przyszpiliły do ziemi wroga. Demon znikł a cała grupa biegła dalej korytarzem, wyminęła martwe ciało maga, a po toporach zostały tylko głębokie nacięcia. Niektórzy z biegnących przełknęli ślinę na widok wroga Alima. Mijały kolejne minuty oblężenia a Taranisa nadal nie można było znaleźć. Jedyne co pozostało z Loży Magicznej to środkowa kondygnacja chroniona przez potężną barierę oraz dwudziestu magów.

Magowie ci byli golemami ochronnymi, które w zastraszającym tempie regenerowały się po otrzymanych obrażeniach, a gdy ktoś chciał ich przenieść zaklęciem teleportacji, sam zostawał celem czaru.

- Alimie, nie możemy się przedrzeć ani siłowo, ani magią. Co zrobić ? - zapytał Gzamir, który właśnie wracał z miejsca walki z golemami.

- Czy same atakują ? - zapytał z ciekawością.


- Nie, ale jak widzą, że ktoś podchodzi i nie atakuje, od razu teleportują go kilkanaście metrów dalej.

Alim zamyślił się, gdy w pewnym momencie zawołał jednego z teleporterów i wyszeptał mu coś do ucha. Po chwili znikł.

- Co ty mu nagadałeś ? - spojrzał na dowódcę podejrzliwym wzrokiem.

- Zaraz wróci i wtedy wejdziemy. O i jest - wskazał na maga, który stał obok wielkich balist, a sam ledwo co trzymał ogromny młot.

- Balisty i "ten" młot to nie wróży nic dobrego... Idę przekazać, żeby na wszelki wypadek stawili bariery dla ochrony. - Alim tylko uśmiechnął się tylko.

Gdy rozstawili balisty, zaczęli bombardować budynek, lecz i to dawało niewielkie skutki. Po kilkunastu minutach ostrzału zdenerwowanie Alime przekroczyło granice, podjął młot i wziął rozpęd. Gdy był już kilkanaście metrów od golemów, zamachnął się, uderzył młotem w ziemie. Jeden z golemów rozkruszył się na proch. Krasnolud nie przestawał uderzać, nim padło trzech z nich, golem, który został zniszczony na początku, był już jak nowy. Wojownik już miał odpuścić, gdy usłyszał głosy żołnierzy oraz ich dłonie uniesione w górze wskazujące na dwa średniej wielkości kule światła wystrzelone z wieży budynku. Alim zmrużył oczy, aby przypatrzyć się zjawisku. Nim zdążył cokolwiek dostrzec, światła zniknęły w chmurach, a bariera magiczna wraz z golemami zniknęła. Alim jako pierwszy wbiegł do środka i ujrzał Taranisa leżącego w ogołoconej komnacie. Złapał go w ramiona i wyniósł na zewnątrz. Zanim ktokolwiek dobiegł Taranis ocknął się, ukazując białe oczy. Z czasem jak zaczynał kontaktować, jego oczy wracały do pierwotnego stanu. Wszyscy zaczęli wiwatować oraz cieszyć się z powodzenia misji.

Wszyscy prócz Alima...  

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz