godz. 10:00
Kiedy dobiegam do domu, wskakuję pod prysznic. Myję włosy. Suszę je, gdy ktoś puka w okno. Ja – w samym ręczniku – odsłaniam zasłonę i wpatruję się w ideał urody – Willa albo Graysona (nie rozróżniam). Otwieram mu, próbując nie zamarznąć.
– Mogę wejść? Wow, jesteś taka elegancka – nie śmieszy mnie to. Właśnie w tym momencie odkrywam, że jestem prawie naga.
Krzywię się i pytam:
– Will? Grayson?
– Czy wyglądam na Willa? – wyznaczam sobie datę, żeby go kopnąć w klejnoty.
– Racja, nie przypominasz Willa. Raczej Jokera jak już – uśmiecham się i dodaję:
– Po co przylazłeś? Nie masz nic lepszego do roboty niż podglądanie kobiet w ręcznikach?
– Szukam brata. Wiesz, myślałem, że przyszedł pooglądać widoki – uśmiecha się przebiegle.
– Och, zamknij się. Okno też możesz zamknąć – po drugiej stronie– staję przed nim mokra i wściekła.
– Przydałby się młot – myślę.
– Widzę, że zmierzamy w tym samym kierunku – wchodzi przez okno. Nie!
– Miałeś wyjść, a nie wejść – przysuwa się w moją stronę. Wycofuję się. W końcu uderzam plecami o prysznic. Grayson łapie się rękami ściany za mną. Przeczuwam, że ten "mężczyzna" ma złe zamiary. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Stoimy tak w milczeniu kilka sekund, kiedy on duka słowa:
– Nie przyszedłem tu dla ciebie. Sprawy zawodowe – puszcza mnie i powolnym krokiem zbliża się do okna. Zatrzymuję go, łapiąc za jego bujną czuprynę. Ryczy ze wściekłości. I oto właśnie w ten sposób ląduje na dywanie. Jest miękki i mokry...
Czuję jak spadam i spadam...
Uderzam o coś zimnego, twardego. Świat wiruje.
Nagle z ogromną prędkością spada na mnie wielki, dwutonowy... on. Jęczę. Chłopak przykłada ręce do mojej twarzy. Cały ból mija. Znika tak samo jak proszek zamienia się w kisiel czy galaretkę.
Grayson tuli się do mnie.
– Wstawaj! Musimy uciekać, Kotek!
– Ale co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – Grayson jak gdyby nigdy nic, przerzuca mnie przez ramię.
– Puść mnie!
– Ładny tyłek – czuję, że się uśmiecha. Warczę i kopię go w żołądek. Wypluwa jakąś maź. Dokładnie taką samą jak tamtą na chodniku.
– Kłaczek – oznajmia.
– Idiota... Kim ty jesteś? I gdzie jesteśmy?
– Zgadnij.
– Ty chyba lubisz, gdy nazywam cię idiotą – kopię go jeszcze raz. Tym razem trafiam w trzustkę. Nagle w oddali dostrzegam dobrze zbudowaną, wysoką postać.
Will. Co on tu robi?
– Gdzieś ty był, Grayson? Jest 11:30. Umawialiśmy się, że przyprowadzisz ją na 11:00 – podchodzi do nas i wręcza mojemu wybawcy jakieś zakurzone papiery.
– Zajmę się tym – odpowiada chłopak.
– Ja też tu jestem, halo! – zaczynam wierzgać nogami – gdzie my jesteśmy? – ciągnę.
– Witaj w naszym domu. W Errorze.
CZYTASZ
Nie ma takiej drugiej
ParanormalW tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...