Nie wiem, co zrobić. Patrzę ostro w stronę Stwórcy. Kiedy tak mu się przyglądam, dostrzegam szczegóły, których wcześniej nie spostrzegłam. Widzę rzeczy takie jak jego wielki syf na nosie.
– Puść go! Natychmiast! – wyrywa mi się.
– Nierozumne dziecko... Zabiję go, chyba, że zrobisz, co mówię... Trzeba ci wszystko dwa razy powtarzać... – irytuje się Stwórca.
– Maddie... Proszę, nie rób tego – krzywi się Grayson.
– Ty się nie wtrącaj – mierzę go gniewnym spojrzeniem. Chłopak milknie.
– Co mam zrobić? – pytam jego ojca. Stwórca jedną ręką wciąż trzyma syna, drugą rzuca mi księgę. Łapie ją i widzę tytuł:
"BOGINI ZNISZCZENIA"
Wgapiam się w książkę z szeroko otwartymi oczami.
– Przeczytaj ostatni rozdział – rozkazuje mężczyzna.
– Po co ja miałam to w ogóle czytać? – syczę. Ojciec marszczy brwi i zaczyna się pocić.
– Nie mogę uwierzyć, że taka idiotka może być taka potężna – śmieje się.
– Nie będę czytać tej makulatury – odpowiadam spokojnie. – Jeśli go nie wypuścisz, obiję ci tę gębę o asfalt – pluję w jego stronę.
– Dziewczyno! Pomyśl, co mówisz! Mogę w każdej chwili go zarżnąć! – denerwuje się Stwórca.
– Nie zabijesz go – uśmiecham się. – Grayson to jedyna osoba, na której mi zależy, więc jeśli zrobisz mu krzywdę, nie wyjdziesz na tym dobrze – uśmiecham się. Przeczesuję ręką włosy, będąc cały czas na baczności.
– Ja wydaję rozkazy, naiwna dziewczynko – uspokaja się mężczyzna.
Kiedy to mówi, wpadam w szał. Puszczam księgę. Wyciągam ręce. Chcę trafić prosto w twarz tej małpie. Ogień zaczyna przeciekać spomiędzy moich palców.
Z ręki Stwórcy wypada nóż. Z przerażenia uwalnia Graysona.
Chłopak natychmiast dołącza do mnie z odsieczą. Podnosi swojego ojca w powietrze, a wtedy ja przejmuję pałeczkę.
Płomień rozsadza mężczyznę od środka.
Po chwili przestaję go atakować. Grayson nie podtrzymuje już swojego ojca, który teraz leży spalony plackiem na ziemi.
Podchodzę do oszołomionego chłopaka.
– Nic ci nie jest?
– Zasłużył na to – krzywi się. – Dlaczego mi pomogłaś?
– A czemu miałabym tego nie robić? – nie rozumiem, do czego zmierza.
– No bo się pokłóciliśmy... – tłumaczy się Grayson.
– To, że mnie nie wkurzasz, nie oznacza, że przestanę się o ciebie troszczyć – krzywię się.
– O – dziwi się oszołomiony moim wdziękiem.
– Skoro twój... ojciec... już nam nie zagraża, to możemy poszukać reszty? – zmieniam temat.
– Jasne – Grayson chwyta moją dłoń w swoją i ciągnie mnie w stronę wyjścia z lasu. Idziemy, lekko stąpając po wilgotnej od deszczu glebie.
Powoli dochodzimy do naszego "straconego" schronienia.
Na progu siedzi z rozłożonymi nogami Daisy.
Koło dziewczyny stoi May. Nie wygląda dobrze. Ma podkrążone oczy i rozszerzone źrenice. Zgarbiona kobieta pochyla się nad przerażoną Daisy.
Podbiegam do nich. Rozglądam się wokół błądząc wzrokiem pośród krzaków. Zastanawiam się.
Gdzie jest Ryan?
Patrzę w błękitne oczy dorosłej.
– Gdzie Ryan? – pytam.
– Ryan nas zdradził! – krzyczy Daisy.
– Uspokój się! Nie zdradził nas! – protestuje May.
– Wytłumaczy mi to ktoś? – czuję dezorientację.
– Ryana nigdzie nie ma! Mówię wam! On nasłał na nas ojca! – upiera się dziewczyna.
– Och, przestań. Nie ma go, ale to nie znaczy, że jest wspólnikiem Jacoba – uspokaja ją May.
– Poszukajmy go – stwierdzam. – Idę sama. Muszę się odprężyć – kieruję się na tył domu.
CZYTASZ
Nie ma takiej drugiej
ParanormalW tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...