Budzę się zziębnięta i lekko pokiereszowana na zimnej podłodze. Zza okna promienie słońca oślepiają moje oczy. Próbuję się podnieść z ziemi. Rozglądam się i stwierdzam fakt.
– Całą noc było otwarte okno. Genialnie! – wykrzykuję. Podchodzę do drzwi i wychodzę z pokoju. Mój nos od razu wyczuwa piękny zapach. Kieruję się wonią, która kieruje mnie do kuchni.
Wchodzę do jadalni, w której na stole ułożono cztery nakrycia. Na talerzach znajduje się bekon. To jego zapach unosi się po całym domu. Jajko sadzone posypane koperkiem.
Siadam na przeznaczonym dla mnie krześle. Z kuchni wychodzi dziewczyna o takim samym kolorze włosów co May. Jest bardzo blada, a na jej twarzy występuje milion piegów.
W tej chwili dziewczyna wpatruje się we mnie, zawiązując fartuszek.
– Ty jesteś Maddie? – pyta.
– A ty to...? – jestem zdezorientowana.
– Shannon. Nazywam się Shannon – uśmiecha się. – To moje mieszkanie.
– Córka May. Miło cię wreszcie poznać – naprawdę szczerze się cieszę.
– Ciebie też. Siadaj. Zrobiłam śniadanie – Shannon kładzie talerz gorących gofrów na blacie.
– Nie musiałaś... – zaczynam.
– To dla mnie sama przyjemność – śmieje się. – No, jedz wreszcie.
Wkładam powoli do ust gofra z dżemem, bitą śmietaną i owocami, aby jak najdłużej cieszyć się tym znakomitym smakiem. Całość popijam herbatką z dzikiej róży.
– Mmm... To... takie... pyszne... – pochwalam między kęsami.
Do pomieszczenia wchodzą Grayson i Daisy.
– Mieliśmy wyruszyć z samego rana, ale nie będę ci przerywać tej rozkoszy podniebienia, którą widać w twoich oczach – szczerzy się chłopak.
– Gdzie mieliśmy wyruszyć? – jeszcze do końca się nie obudziłam.
– Do lasu – Grayson siada po mojej lewej.
– Aaaaa... Zapomniałam – przyznaję się. – Ale najpierw dokończę śniadanie.
– Jak ja cię kocham – szepcze Grayson.
– Co? – pytam.
– Nic, nic.
– I tak słyszałam – całuję go w policzek. – Ja ciebie też, przyjacielu– rumienię się.
Po jedzeniu decyduję się ubrać w skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami, którą pożyczyła mi Shannon. Na samą myśl o tym mam ochotę zwymiotować trocinami, ale niestety nie ma już czasu na takie bzdury.
Grayson wchodzi ze mną do garażu, w którym dosłownie zmieści się tylko auto. Otwiera mi drzwi od strony pasażera. Siadam na miejscu kierowcy.
– Co ty wyprawiasz? – chłopak delikatnie krytykuje moje zachowanie.
– Ja prowadzę.
– Nie ma mowy – Grayson protestuje.
– O co wam znowu poszło? – na tylnym siedzeniu siada rozczochrana Daisy.
– Miałaś zostać domu. Może być niebezpiecznie – denerwuje się, a raczej martwi się jej brat.
– Ale Maddie jakoś może jechać! – Daisy zapina pas, wzbudzając w Graysonie jeszcze większy respekt.
– Jej też zabroniłem, ale... dziewczyna umie przekonywać ludzi – szczerzy się.
– Po prostu jedźmy – odpowiadam prosto z mostu, nie wysilając się na wszelakie emocje. Jestem czasami pozbawiona uczuć.
– Racja – oboje przytakują.
Naciskam gaz i powoli wycofuję. Następnie wjeżdżam w jednokierunkową, kierując się na światła. Przed nami piętnastominutowa podróż.
Po cierpliwie wyczekiwanym końcu przejażdżki wysiadamy przy dróżce obsypanej kamieniami, prowadzącej do bezkresnego lasu.
W moim gardle pojawia się gula, której za skarby świata nie przełknę. Oprócz tego głowa za moment mi eksploduje i rozstąpi się na milion małych, niepoukładanych atomów.
Z trudem wysiadam, łapiąc przy tym podwójny oddech. Patrzę jak para powoli wyłania się z moich ust. Pozostało mi tylko cieszyć się z tego, że wzięłam kurtkę.
– Maddie?
Nie dam sobie rady. Nie pójdę tam. Nie chcę przeżyć tego drugi raz.
– Maddie!
– No co?! – spoglądam na zatroskanego Graysona.
– Wyglądasz jakbyś miała za chwilę grzmotnąć o beton i już nie wstać – chłopak chwyta moją rękę.
– Wszystko ze mną w porządku, jeśli to chciałeś powiedzieć – syczę przez zęby.
– To dobrze. Idziemy? – pyta.
– Musimy – wchodzimy między drzewa. Czuję się osaczona. Z każdej strony zgniatają mnie gałęzie.
– Spokojnie – Grayson łagodnieje. – Ona na pewno gdzieś tu jest.
Idziemy dalej. Robię krok do przodu i potykam się o ogromnego konara. Chłopak w porę mnie łapię.
– Dzięki – uśmiecham się.
– Do usług – Grayson pomaga mi wstać, wtulając się we mnie.
– Dlaczego zawsze jesteś taki ciepły?
– Co? – widzę, że chłopak niczego nie rozumie.
– Dlaczego masz zawsze taką wysoką temperaturę ciała? Dokładnie jesteś jak odzwierciedlenie kaloryfera – śmieję się.
– Może ty tak na mnie działasz? – jego szeroki uśmiech pogłębia się.
– Pewnie tak. Gdzie ona się podziała? – rozglądam się.
– Księga?
– Daisy.
– Ktoś musi pilnować mojego samochodu – szepcze mi do ucha.
– Lepiej chodźmy po nią – decyduję.
– A więc, damy przodem – Grayson kłania się przede mną, dając mi znak do pójścia przodem. – Osłaniam tyły.
– Ty mój bohaterze – śmieję się.
CZYTASZ
Nie ma takiej drugiej
ParanormalW tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...