Rozdział 60

850 44 7
                                    

Budzę się o wschodzie słońca. Najwidoczniej przespałam cały dzień. Byłam wykończona wszystkimi uczuciami, które targały moim kruchym wnętrzem.

Dziś postanawiam nie być wrakiem człowieka, jak to mam w zwyczaju, ale żyć pełnią życia. Chcę cieszyć się każdą możliwą nanosekundą.

Wyskakuję z pościeli, krzywiąc się niemiłosiernie, kiedy słońce spowija mnie swoim jasnym światłem. Ziewam, rozciągając się na wszystkie strony.

Dobrze, że w tym pokoju nie ma kamer. Mieliby ubaw po pachy.

Zbiegam truchtem na dół. Na widok jajecznicy z tostami moje serce wręcz eksploduje. Niestety nie reaguję już tak entuzjastycznie na kucharza.

Zayn stoi za ladą, jedną ręką smażąc śniadanie, a drugą wyciągając pieczywo z tostera.

–Czy znajdzie się dla mnie porcja jajecznicy? – pytam lekko onieśmielona obecnością chłopaka.

–Hmm... Zastanówmy się... Czy mam się podzielić śniadaniem z dziewczyną, która leci na innego faceta i która ma w dalekim poważaniu moje uczucia? – mówi rozdrażnionym głosem, ale ja nie jestem w nastroju na kolejną kłótnię.

–Ty też się obraziłeś? Daj spokój. Chcę przeżyć jeden bezproblemowy dzień. Mógłbyś odpuścić? Możemy się pokłócić w każdej chwili, jeśli chcesz, ale nie dzisiaj. Błagam – opadam na stołek głodna jak diabli.

–Nie, Maddie. Musimy poważnie porozmawiać. Teraz – oznajmia z powagą.

–Ale robię się coraz bardziej głodna! – wyrzucam ręce w górę.

–W takim razie będziemy jeść i rozmawiać – orzeka.

Sorenson podaje mi pełne, obfite śniadanie na tacy. Dziękuję mu, a następnie zapada krępujące milczenie. W końcu odzywam się.

–Chciałeś rozmawiać, tak więc zacznij. Wyrzuć z siebie wszystko, co cię gryzie. Krzycz, rzucaj się, rób co tylko zechcesz. Ja posłucham. Przyrzekam, że będę uważnym słuchaczem – biorę gryz chrupiącego tosta.

–Dobra – wypuszcza powietrze. –Dlaczego ty musisz tak wszystko utrudniać? Nie widzisz, że się w tobie beznadziejnie zakochałem?! W czym Grayson jest lepszy ode mnie? Mądrzejszy? Nie sądzę. Przystojny? Chyba w snach. I nie powiesz mi chyba, że kocha cię tak bardzo jak ja?! Tak właśnie! Bo ja cię kocham, Hill! I nikogo bardziej nie kochałem! Zawróciłaś mi w głowie, odkąd pojawiłaś się w siedzibie BPZ! Ale ty musisz kochać się tym chłopaku od powietrza! Mam dość! Chcę być z tobą i... – przerywam jego mowę, wpijając się w jego wargi. Pożądanie płonie w moich żyłach. Chcę więcej. Jego usta smakują słodko jak cukierki.

Po kilku sekundach naszego namiętnego pocałunku odrywam się od Zayna.

–Przepraszam. Nie wiem, co mi odbiło. To był impuls. Ja nie wiem, co mam powiedzieć – rumienię się.

–Nie musisz nic mówić. To było wspaniałe – uśmiecha się.

–Nie, nie... To było złe. Ja nie mogę... Ja... Ja... – sfrustrowana szybko uciekam do ogrodu, zostawiając oszołomionego chłopaka.

Siadam na trawie, nerwowo pocierając dłonie. Zaczynam się kołysać w przód i w tył.

Znów to zrobiłam. Znów dałam się uwieść Zaynowi. Nie mogłam się oprzeć jego wyznaniom miłości. To było takie... urocze.

Nagle ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Przekonana, że to Zayn krzywię się.

–Zayn, idź sobie. Chcę być sama – warczę, po czym odwracam się i widzę mamę.

Kobieta stoi z zaniepokojonym wyrazem twarzy. W ręce trzyma kurczowo telefon.

–Coś się stało? – pytam podenerwowana jej stanem.

–Ojciec chce z tobą rozmawiać – mówi ponuro, podając mi słuchawkę.

Zostawia mnie samą.

–Halo? – zaczynam.

–O! Maddie, witaj córeczko. Mamy do pogadania – wzdycha.

–Miło, że dzwonisz. Chyba. O czym chciałbyś porozmawiać? – kontynuuję dialog, kładąc się na wilgotnej trawie.

–Muszę cię o coś poprosić – szepcze.

A czego innego miałabym się spodziewać?

–Chciałabym, żebyś jednak zamieszkała ze mną. W moim domu...

–Nie – przerywam mu. –Ustaliliśmy to. Mieszkam z mamą. Koniec tematu – jestem stanowcza.

–Przemyśl to jeszcze – mlaska.

–Odpuść – warczę.

–Spotkają cię konsekwencje. Chcesz tego?

–Czy ty mi grozisz? – zaciskam gniewnie wargi w wąską linię.

–Oczywiście, że tak. Aż tak się nie zmieniłem, kochanie – czuję, że ten potwór się uśmiecha.

–Nie zamieszkam z tobą! – krzyczę.

–Srogo tego pożałujesz, Maddison – oznajmia i rozłącza się.

–Ciekawe, co zamierza zrobić mój szalony ojciec – mówię do siebie, przewracając oczami.

Wstaję z mokrej ziemi, otrzepuję się z źdźbła i ruszam w kierunku domu.

Nie mam zamiaru mówić mamie o tej rozmowie. W końcu, co mi może zrobić ten gburowaty staruszek?

 W końcu, co mi może zrobić ten gburowaty staruszek?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz