Rozdział 30

1.3K 77 1
                                    


Francja, szpital

Wypisują mnie. Mam przy tym świetny ubaw. Stoję z McGowan'ami i rozmawiam z pielęgniarką przełożoną o moim wypisie.

Kobieta denerwuje Daisy do jej granic wytrzymałości. Kiedy odchodzimy na bok, dziewczyna przytrzymuje mnie i mruczy mi do ucha:

– Gęba się jej świeci jakby ze "Zmierzchu" uciekła* – obie wybuchamy niekontrolowanym śmiechem.

Dzień zaczyna się świetnie, ale zaczynają powracać do mnie niemiłe myśli, dotyczące samej siebie.

Wychodzimy ze szpitala pewnym siebie krokiem. Po chwili orientuję się, że nie mamy, gdzie iść. Zatrzymuję się. Pozostali robią to samo. Spoglądam na nich i podejmuję decyzję.

– Rozdzielamy się. Dalej idziecie sami. Ścigają tylko mnie. Nie mogę narażać was na niebezpieczeństwo – wszyscy patrzą na mnie. Grayson odzywa się pierwszy.

– Maddie, my nigdy cię nie zostawimy. Przyjaciele na dobre i na złe – przytula mnie.

– W takim razie... Co teraz? – siadam na ławce przed budynkiem.

– Znajdziemy schronienie, a potem zostanę twoim prywatnym nauczycielem – oznajmia chłopak.

– Prywatnym nauczycielem? Maddie, nie spodziewałam się... – rumieni się Daisy.

– Nie o to chodzi! Grayson chce nauczyć mnie władać ogniem – patrzę na nią, aby zobaczyć jej reakcję.

Dziewczyna ma szeroko otwarte usta. Wygląda na zaskoczoną.

– O co chodzi? – kieruje wzrok na Willa. Chłopak ma taką samą minę, co jego siostra.

– Czy ktoś mi to wyjaśni? – krzywię się.

– Oni nie wiedzieli o twojej nowej mocy, Mad – odparowuje Grayson.

– Nie powiedziałeś im? Dlaczego? – mój mózg zaczyna pracę na wyższych obrotach.

– Wolałem, żebyś ty im powiedziała. Osobiście.

– Ale dlaczego? – chcę, żeby wreszcie odpowiedział na moje pytanie.

– Maddie, naszą matkę zabiła bogini ognia – Daisy bierze głęboki oddech.

– Ja... nie wiedziałam. Przykro mi – odchrząkam.

– Już nieważne. Dokąd... – Will przewraca się na asfalt. Z jego klatki piersiowej cieknie krew. On umiera. Został postrzelony. Próbuje do niego podejść i mu pomóc, ale Grayson chwyta mnie i Daisy za łokcie. Ciągnie nas w stronę najbliższego auta. Odpina mi spinkę z głowy. Za jej pomocą otwiera drzwiczki, wpycha nas do środka i wkłada wsuwkę do stacyjki. Silnik huczy. Ruszamy z impetem. Zapinam pas. Super, kradniemy samochód.

– Grayson! Dlaczego zostawiliśmy Willa?! On może już nie żyć! – płacze Daisy

– Gdybyśmy podeszli do niego, nas też by zastrzelili. Nie widziałyście snajpera na dachu? – chłopak skręca w prawo.

– Zostawiłeś brata – Daisy wciąż płacze.

– Miałem narażać wasze życie? Daisy, uspokój się. Wciąż mamy siebie – zatrzymuje się na światłach.

– To moja wina – wyznaję.

– Wcale nie. Mogłem temu zapobiec – Grayson pochmurnieje.

– To niczyja wina. Nie obwiniajmy się – Daisy ociera łzy.

– Masz rację. Jaki plan? – rozglądam się po małym samochodzie. Włączam klimatyzację.

– Jedziemy do ciotki May. Ona nam pomoże. Ona panuje nad wodą – Grayson gwałtownie skręca.

– Może mi coś doradzi – mówię. – Wy też zauważyliście, że jest nas coraz mniej? Xavier i Will nie żyją. Będziemy przez całe życie uciekać? – mam już wszystkiego dość. Brakuje mi sił. Czemu mnie to spotyka? Pewnie sobie zasłużyłam. Nie wiem czym, ale zasłużyłam.

– Uwierz mi, że kiedy dotrzemy do ciotki, nie będziemy więcej uciekać – uśmiecha się Grayson.

– Jeśli ciotka żyje – śmieję się Daisy.

– Widzę, że powrócił ci humor, siostro – całej naszej trójce wraca optymizm. Co prawda smutny, ale optymizm.

 Co prawda smutny, ale optymizm

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz