Jechaliśmy kilka godzin w zupełnej ciszy. Z moją chorobą lokomocyjną to były męczarnie.
Porywacz zrywa mi taśmę z ust. Krzyczę z bólu. Chłopak uśmiecha się i podnosi mnie z fotela. Otwiera drzwiczki. Grayson zostaje w środku.
– Myślałem, że takie potwory jak ty muszą być brzydkie i okropne. Cóż, a ja widzę dziewczynę pierwszy raz od dziesięciu lat, więc jurorem piękności nie zostanę... ale ładna to chyba jesteś... – kiedy tylko to mówi stwierdzam, że mógłby mnie od razu zabić. Odchrząkam.
– Dlaczego nic nie mówisz? Wstydzisz się? – klepię mnie w związane ręce.
– Nie rozmawiam z obcymi. Mama cię tego nigdy nie nauczyła?– moja wrogość do tego człowieka wzrasta z każdą minutą.
– Zadziorna się trafiła... – zaczyna ciągnąć mnie w stronę kilkunastu metrowych drzew iglastych. Po prostu ciągnie mnie do lasu.
Muszę coś wymyślić. Plan układa mi się w głowie jak domino. Mocno szarpię sznur.
– Muszę się załatwić – patrzę się na chłopaka.
– Idź tam – wskazuje mi drogę. – Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, zastrzelę cię – popycha mnie w krzaki. Chowam się za drzewem. Kucam. Ściągam buty i postanawiam ułożyć je w takich pozycjach, aby porywacz był przekonany o miejscu mojego pobytu.
Kieruję się w przeciwną stronę. Nagle przypominam sobie o Graysonie. Zawracam. Obchodzę samochód dookoła, żeby nikt mnie nie zobaczył. Uwalniam go. Chłopak chwyta mnie za rękę i prowadzi w głąb lasu. Słyszę krzyk prześladowcy.
– Błagam... Nie zabijaj mnie – chłopak płacze. Biegnę dalej, nie oglądając się za siebie.
Strzał. Żadnych krzyków i jęków. Tylko cisza.
Grayson wciąga mnie do małej króliczej norki, w której ledwo się mieszczę. Musimy odczekać zagrożenie.
W dziurze wszystko odbija się echem. Nad nami warczy pies. Szczeka. Nic nie widzę, ale mogę skupić się na rozmowie człowieka, gadającego przez telefon.
– ...już ją miałem. Naprawdę... – mężczyzna ma ostry ton.
–... nie wiem, ale jest gdzieś blisko. Na pewno. Mój pies znalazł jej zapach. Nie uciekli daleko – wnioskuję, że nie starczy nam powietrza na zbyt długo.
–Wiem, wiem... Ma być cała i zdrowa... No, wiem... Zajmę się tym. A co mam zrobić z chłopakiem? – zaczynam się dusić.
– Ale przecież to twój syn... – facet musi rozmawiać z Stwórcą.
– Dobrze. Zabiję go... Na razie – słyszę zatrzask telefonu. Łamane gałązki odbijają się echem. Mężczyzna znika.
Powoli wyciągamy głowy z króliczej nory, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Albo przynajmniej tlenu...
Rozglądam się. Nikogo nie ma. Grayson zakłada ręce w hamak i wypycha mnie na zewnątrz.
– Wiesz, gdzie jesteśmy? – pytam chłopaka.
– Gdzieś na południu... Ale nie jestem pewien – odpowiada. Biorę go za rękę.
– Uciekamy?
– Jak tylko znajdziemy Daisy i Willa...
____________________
Od autora: Woow, nie sądziłam, że książka dobije do 1k wyświetleń :) Jestem bardzo podekscytowana i mogę wam zdradzić, że napisałam już 46 rozdział :)
CZYTASZ
Nie ma takiej drugiej
ParanormalW tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...