Rozdział 26

1.5K 110 1
                                    

Jechaliśmy kilka godzin w zupełnej ciszy. Z moją chorobą lokomocyjną to były męczarnie.

Porywacz zrywa mi taśmę z ust. Krzyczę z bólu. Chłopak uśmiecha się i podnosi mnie z fotela. Otwiera drzwiczki. Grayson zostaje w środku.

– Myślałem, że takie potwory jak ty muszą być brzydkie i okropne. Cóż, a ja widzę dziewczynę pierwszy raz od dziesięciu lat, więc jurorem piękności nie zostanę... ale ładna to chyba jesteś... – kiedy tylko to mówi stwierdzam, że mógłby mnie od razu zabić. Odchrząkam.

– Dlaczego nic nie mówisz? Wstydzisz się? – klepię mnie w związane ręce.

– Nie rozmawiam z obcymi. Mama cię tego nigdy nie nauczyła?– moja wrogość do tego człowieka wzrasta z każdą minutą.

– Zadziorna się trafiła... – zaczyna ciągnąć mnie w stronę kilkunastu metrowych drzew iglastych. Po prostu ciągnie mnie do lasu.

Muszę coś wymyślić. Plan układa mi się w głowie jak domino. Mocno szarpię sznur.

– Muszę się załatwić – patrzę się na chłopaka.

– Idź tam – wskazuje mi drogę. – Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, zastrzelę cię – popycha mnie w krzaki. Chowam się za drzewem. Kucam. Ściągam buty i postanawiam ułożyć je w takich pozycjach, aby porywacz był przekonany o miejscu mojego pobytu.

Kieruję się w przeciwną stronę. Nagle przypominam sobie o Graysonie. Zawracam. Obchodzę samochód dookoła, żeby nikt mnie nie zobaczył. Uwalniam go. Chłopak chwyta mnie za rękę i prowadzi w głąb lasu. Słyszę krzyk prześladowcy.

– Błagam... Nie zabijaj mnie – chłopak płacze. Biegnę dalej, nie oglądając się za siebie.

Strzał. Żadnych krzyków i jęków. Tylko cisza.

Grayson wciąga mnie do małej króliczej norki, w której ledwo się mieszczę. Musimy odczekać zagrożenie.

W dziurze wszystko odbija się echem. Nad nami warczy pies. Szczeka. Nic nie widzę, ale mogę skupić się na rozmowie człowieka, gadającego przez telefon.

– ...już ją miałem. Naprawdę... – mężczyzna ma ostry ton.

–... nie wiem, ale jest gdzieś blisko. Na pewno. Mój pies znalazł jej zapach. Nie uciekli daleko – wnioskuję, że nie starczy nam powietrza na zbyt długo.

–Wiem, wiem... Ma być cała i zdrowa... No, wiem... Zajmę się tym. A co mam zrobić z chłopakiem? – zaczynam się dusić.

– Ale przecież to twój syn... – facet musi rozmawiać z Stwórcą.

– Dobrze. Zabiję go... Na razie – słyszę zatrzask telefonu. Łamane gałązki odbijają się echem. Mężczyzna znika.

Powoli wyciągamy głowy z króliczej nory, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Albo przynajmniej tlenu...

Rozglądam się. Nikogo nie ma. Grayson zakłada ręce w hamak i wypycha mnie na zewnątrz.

– Wiesz, gdzie jesteśmy? – pytam chłopaka.

– Gdzieś na południu... Ale nie jestem pewien – odpowiada. Biorę go za rękę.

– Uciekamy?

– Jak tylko znajdziemy Daisy i Willa...

– Jak tylko znajdziemy Daisy i Willa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

____________________

Od autora: Woow, nie sądziłam, że książka dobije do 1k wyświetleń :) Jestem bardzo podekscytowana i mogę wam zdradzić, że napisałam już 46 rozdział :)


Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz