Rozdział 6

331 28 1
                                    

Kiedy się uspokoiłam postanowiłam pójść na spacer. Ubrałam się dość ciepło i wyszłam. Kierowałam się ścieżką w głąb lasu. Nie był on jakoś bardzo duży, więc stwierdziłam, że nie powinnam się zgubić. Idąc dalej nagle natrafiłam na zwłoki czegoś. Tak, czegoś. Bardzo się przestraszyłam i zaczęłam szybko biec przed siebie. Po chwili zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam.

 Super.  Powiedziałam szeptem do siebie.

Bardzo się bałam. Pomyślałam, że zadzwonię do siostry. Przeszukałam wszystkie kieszenie. Nie wzięłam telefonu! No świetnie. Kucnęłam na ziemi, nie wiedziałam co mam zrobić. Robiło się coraz ciemniej. Po chwili kilka metrów dalej zauważyłam czyjąś sylwetkę. Bez zastanowienia kto to może być zaczęłam biec. Biegłam jak najszybciej potrafiłam. Słyszałam tylko moje przyśpieszone tętno i łamane gałęzie. Nagle wybiegłam z lasu prosto na ulicę. Widziałam tylko dwa duże światła, które mnie zaślepiły. Od tego momentu pamiętam tylko ból. Znalazłam się w czarnym pomieszczeniu, a raczej miejscu. Wszędzie było ciemno. Później zobaczyłam moją przyjaciółkę Chinkę, która nie żyje już od dłuższego czasu.

 Musisz jak najszybciej wyprowadzić się z Warszawy  mówiła  pośpiesz się!

 Dlaczego?  zapytałam.

Dziewczyna nagle zaczęła znikać.

 Dlaczego?!  krzyknęłam.

Nie chcę opuszczać Warszawy. Mieszkam tam krótko, ale już zdążyłam zżyć się z tym miastem. Nagle zrobiło mi się jasno przed oczami. Kiedy je otworzyłam przede mną ukazało się kilka ludzi przebranych w białe stroje. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem w szpitalu. Miałam złamaną nogę i rękę oraz lekkie wstrząśnienie mózgu. Nie mogłam sobie przypomnieć co stało się przed wypadkiem. Jedyne co pamiętałam to czarne pomieszczenie i to, że muszę  wyprowadzić się z Warszawy. Wszystko mnie bolało. Dostałam leki i spałam bardzo długo.

Następnego dnia

Obudziłam się. Głowa już nie bolała mnie tak bardzo jak wczoraj tak samo ręka i noga. Prawdopodobnie była już szesnasta, pomimo tego, że było późno postanowiłam jeszcze pospać.

Perspektywa Jasia

Dość długo siedziałem na krześle w szpitalu. Płakałem. Miałem tylko nadzieję, że Ashley nic się nie stało.  Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie dość, że moi rodzice zmarli przeze mnie to jeszcze Ashley mogła. Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją wytarłem. Nagle lekarz wyszedł z pokoju dziewczyny. Podszedłem do niego szybkim krokiem i zapytałem:

 Wszystko z nią w porządku?

 Tak, boli ją tylko lekko głowa.

Od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Zobaczyłem przez okno jak śpi. Postanowiłem, że lepiej się nie żegnać. Wsunąłem kartkę pod drzwi i wyszedłem ze szpitala. Przeze mnie została potrącona przez samochód, jeżeli zniknę z jej życia będzie bezpieczna.

Perspektywa Ashley

Już siedemnasta, świetnie. Po kilku minutach lekarz zawitał w mojej sali. Pytał się o różne rzeczy. Potem znów stałam się senna.

Następnego dnia

Kiedy się obudziłam zauważyłam w mojej sali trzy osoby. Po chwili wyostrzył mi się widok i zobaczyłam przed sobą Rozalię z rodzicami.

Moja mama miała łzy w oczach. Bardzo mocno mnie przytuliła, uważając na rękę, tak samo moja siostra i mój tata.

 Proszę Ashley, to dla ciebie  powiedziała mama podając mi kartkę.

"Przepraszam za wszystko. Prawie przeze mnie zginęłaś. Myślę, że powinienem zniknąć dla twojego dobra."

Strasznie się przeraziłam i zarazem chciało mi się płakać. Dlaczego musi zniknąć? Przecież nic takiego nie zrobił. Nagle tysiące łez zaczęło lecieć po moich policzkach.

 Możecie wyjść? Chcę zostać sama  powiedziałam do rodziny.

Co jeśli chce znowu popełnić samobójstwo?

Wytarłam łzy i poszłam do toalety. Wyglądałam strasznie, ale za bardzo się tym nie przejęłam.

Przemyłam twarz wodą i znowu zaczęłam płakać. 

– Muszę coś zrobić, ale co? powiedziałam do siebie. 

Bądź na zawsze | JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz