- Cami... - zaczął tata, wkładając kluczyki do stacyjki. - To nie tak, że celowo zatajam prawdę o twojej matce - dodał, za wszelką cenę unikając mojego wzroku. - Po prostu..- urwał wzdychając ciężko - boję się tego, jak zareagujesz. Ona nie była taka jak myślisz... - tym razem to ja mu przerwałam.
- Poczekaj. Porozmawiamy o tym w domu. Nadal czekam na mój jogurt - stwierdziłam, mimo wszystko próbując uświadomić go, że skoro zostałam zmuszona do czekania przez tyle czasu, pare minut w tą czy w tamtą nie zrobią różnicy.
W odpowiedzi na moją propozycję Szary posłał mi tylko słaby dziękczynny uśmiech, i z widocznym spokojem ruszył wreszcie mając na celu małą kawiarenkę z najlepszym mrożonym jogurtem w całym Seattle. Nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam się czuć z tym wszystkim, tym bardziej, że w moim mniemaniu temat kobiety, która wydała mnie na świat znajdował się pod wielkim znakiem zapytania. Mijając bardzo dobrze znane nam ulice miasta, za wszelką cenę starałam się odrzucić najróżniejsze scenariusze zanim upewnię się, który jest tym właściwym. Zanim się zorientowałam samochód zatrzymał się pod Frozzym, na co w reakcji automatycznej otworzyłam drzwi z mojej strony, aby jak najszybciej dokonać zamówienia.
Chwilę później byłam już z powrotem. Niestety w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund zaczął padać deszcz. Niema to jak przedsmak lata w Seattle... Odetchnęłam rejestrując z ulgą, że moje ciało oraz ubranie uniknęło przemoczenia.
- Rozmawiałeś już z Aną?- spytałam, starając się w jakiś sposób zająć myśli zmianą tematu.
- Jeszcze nie - odpowiedział, kładąc nacisk na pierwsze słowo. Uniosłam brwi niemalże słysząc w myślach jego głos udzielający kolejnego pouczenia. "Ludzie potrzebują czasu aby przemyśleć takie rzeczy blablabla." Mimowolnie na moje usta wstąpił lekki uśmiech. Boże jak ja go dobrze znam.
- W porządku - mruknęłam, dłubiąc plastikową łyżeczką w masie jogurtu, powolnym procesem łącząc tym różowy kolor truskawki, niebieski jagody oraz żółty ananasa.
- A więc Roosevelt? - spytał nagle, znów zmieniając temat. Ze zdziwieniem przeniosłam na niego wzrok po raz kolejny tego dnia marszcząc brwi. Dopiero po upłynięciu około dziesięciu sekund uświadomiłam sobie o co chodziło.
- Tak myśle - stwierdziłam, wzruszając ramionami.
- Psychologia? - kontynuował.
- Psychologia - potwierdziłam.
- Dobry wybór. Ta szkoła ma najlepszą linie z tym kierunkiem - wyjaśnił. Prychnęłam, patrząc na niego z miną typu 'Co ty nie powiesz?'.
- Serio? Nie wiedziałam - rzuciłam sarkastycznie, dźgając owoce w jogurcie.
- Twój sarkazm boli moje uszy - powiedział. Cieszyło mnie to, że chociażby zdawał sobie z tego sprawę. Znów pokręciłam głową, wybuchając po krótkiej chwili salwą śmiechu.
- Cokolwiek teraz usłyszysz pamiętaj, że to nie ma znaczenia - oznajmił Szary, krzyżując dłonie na piersi. Serio było aż tak źle, żeby musiał mnie ostrzegać? Kiwnęłam głową poniekąd obawiając się nieznanego. Mimo stresu nie poruszyłam się ani odrobine, cały czas cierpliwie siedząc na kanapie w salonie z podkulonymi nogami. Gadaj, Grey.
- Twoja matka została zgwałcona kilka tygodni przed tym jak ją poznałem - rozpoczął spokojnie, jakby słysząc moje niewypowiedziane ponaglenie.
- Trafiła do mnie poszukując pracy, ale ja widziałem w niej coś więcej. Gdy dowiedziałem się o tym, przez co przeszła, będąc zaledwie w twoim wieku, zaproponowałem jej układ który pozwolił jej zapomnieć... - przerwał, wiedząc, że domyślam się o co dokładnie chodziło.
- Umowę - sprostowałam, starając się ukryć mimowolne drżenie głosu.
- Dokładnie. Po prawie dwóch latach od rozpoczęcia naszej relacji zdarzył się raz, gdy zapomniała o zastrzyku antykoncepcyjnym. Zaszła w ciąże, ale nie chciała urodzić dziecka - ciągnął dalej, patrząc mi ze współczuciem w oczy. -Mimo wszystko bała się, że przez sytuacje sprzed lat będzie ono 'brudne', jak to nazwała - ponownie przerwał dając sobie chwile, aby ciężko westchnąć. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że rozmowa na ten temat nie była dla niego tak łatwa jak mi się mogło wydawać. Oboje podczas jej trwania odczuwaliśmy dyskomfort oraz chęć jak najszybszej zmiany tematu. Niestety nie mogliśmy pozostawić tej sprawy bez całkowitego wyjaśnienia.
Dlaczego byłam tak cholernie uparta? Nie mogłam tak po prostu dalej trwać w niewiedzy, zamiast na siłę chcieć dowiedzieć się, jak toksyczną relacje żywiła do mnie własna matka?! Masz co chciałaś, Milla...
- Dzięki Bogu udało mi się ją przekonać, aby wydała cię na świat. Jednak gdy tak się stało wyszło na jaw to, że naprawdę widziała cię jako 'brudny owoc'. Nie ważne, że to ja cie spłodziłem. Od samego początku nawet nie odważyła się wziąć Cię na ręce. Nie wiem jak, ale przez pierwsze tygodnie jej nienawiść do ciebie wzrosła. Próbowała się posunąć do tak strasznych rzeczy, że do tej pory wspominając je mam gęsią skórkę. Załamała się, gdy raz po raz jej to udaremniałem, a słysząc, że nie chciałem oddać cie do adopcji, tak jak przewidywała, zdecydowała się na odejście. Od tamtej pory nie mam z nią żadnego kontaktu - zakończył.- Oto właśnie cała tajemnica na temat kobiety, którą nazywasz swoją matką - skwitował ostatecznie.
Serio, było.
Uchyliłam usta, jednak ponownie je złączyłam zdając sobie sprawę, że nie byłam w stanie jakkolwiek tego skomentować. Przeniosłam wzrok wbijając go w ścianę, żeby chociaż przez chwile odciąć się od tego wszystkiego. Usłyszałam wolne kroki, a potem kanapa ugięła się, gdy Szary usiadł obok mnie.
- Powiedz coś... - poprosił łagodnie. Mimowolnie zadrżałam, czując jak nieprzyjemny natłok najróżniejszych myśli powoli miażdżył mi mózg. Było tego zdecydowanie za dużo i wiedziałam, że aby to przetrawić potrzebny był mi czas oraz chwila samotności.
- Dzięki, że byłeś ze mną szczery... - oznajmiłam, gwałtownie wstając.
CZYTASZ
One last night •50 shades of Grey fanfiction• #1
FanfictionUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Wszyscy wiedzą kim jest Christian, jednak tylko nieliczni znają jego prawdziwą stronę. A raczej kolejną z n...