12. Ciotka Dotty

805 54 4
                                    

Usłyszeli potężny tupot dochodzący gdzieś z głębi domu. Łoskot zbliżał się, schody zaczęły się trząść, jakby lada moment miały runąć. Na ich szczycie ukazała się potężnych rozmiarów murzynka. Na głowie miała chustę w kropki, sukienka okrywała jej masywne ciało niczym spadochron, na nogach nosiła puszyste, różowe kapcie. Stała z błogim wyrazem na twarzy, z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Ruszyła na dół niemal z płaczem.

- Mike, mój mały słodki Mike, moje maleństwo wreszcie się pojawiło! - Kobieta porwała zdezorientowanego Michael'a w ramiona, nie zważając na jego protesty i dramatyczne próby złapania oddechu.

- Aleś ty zmarniał! Gdzie cię nosiło?! Chodź, ugotowałam ryż z kurczakiem, twój ulubiony, zjesz troszkę.

Ciotka Dotty dostała słowotoku. Brian przestraszył się, że jeśli ktoś jej zaraz nie przeszkodzi, to zagada ich na śmierć.

- Ciociu, daj spokój, miażdżysz mi żebra - wydusił Mike. Ciotka momentalnie go puściła. - Cholera, ciociu - Mike wygładził ubranie z typową oburzoną miną na którą monopol mają tylko Afroamerykanie - psujesz mi reputację!

- Język, Michaelu Alexandrze Curtisie III! - wrzasnęła ciocia Dott, a jej trzej goście zasłonili uszy chroniąc słuch przed uszkodzeniem.

- Wybacz, ciociu Dott.

- Michaelu - kobieta spojrzała na niego karcącym wzrokiem.

- Muszę? - jęknął, zerkając niepewnie w stronę przyjaciół.

Em spojrzała pytająco na Briana. Ten odpowiedział jej wzruszeniem ramion.

Tymczasem Mike złożył ręce jak do modlitwy i wzniósł oczy ku niebu.

- Panie Boże, wybacz mnie, grzesznikowi, niegodnemu Twego majestatu. Obiecuję więcej nie przeklinać. Amen.

Emily głośno przełknęła ślinę, powstrzymując wybuch śmiechu.

- Ciociu Dott, to jest mój przyjaciel Brian, a to jego dziewczyna...

- Znajoma - poprawił go Brian.

- Wszystko jedno. To Em. Szuka mieszkania. Znajdziesz coś dla niej?

- Ależ oczywiście! - ciotka Dott klasnęła w dłonie. - Zaraz po tym, jak nasza gołąbeczka coś zje, bo lada chwila nam tu umrze, taka jest chuda!

Nim Em się obejrzała kobieta ciągnęła ją za sobą do swojego mieszkania. Udało jej się odwrócić głowę i wzrokiem błagała Briana o ratunek. Chłopak się jednak świetnie bawił i nie miał zamiaru ruszać z odsieczą. Zamiast tego pomachał jej tylko. Brunetka poprzysięgła zemstę.

Mieszkanie cioci Dott było czyste, pachniało wypiekami. W przestronnej kuchni, która była największym pomieszczeniem, siedziały trzy koty. Czarny podjadał z miski, rudy zajmował się toaletą, a szary w czarne pasy bawił się kłębkiem włóczki.

- Dzieciaczki, poznajcie Em, naszą nową sąsiadkę. To są Thomas Jefferson - wskazała czarnego - Benjamin Franklin - rudy - oraz George Washington. Przywitajcie się, dzieciaczki. A ty, kruszyno, siadaj, a ja nałożę ci truskawkowego ciasta, lubisz, prawda?

Emily pokiwała głową, zajmując miejsce przy białym stole. Jefferson od razu wskoczył na górę i usiadł naprzeciwko niej.

- Thomas bardzo lubi poznawać nowych ludzi. Jest bardzo towarzyskim kotkiem i szalenie inteligentną bestią, prawda? - Dotty pogłaskała kota za uchem, stawiając przed dziewczyną talerzyk z ciastem. Temu kawałkowi mógłby nie podołać nawet żołnierz piechoty morskiej.

- No więc, dziecinko, gdzie do tej pory mieszkałaś?

Emily powoli przeżuwała pierwszy kęs. Ciasto było wyśmienite.

- Cóż, mieszkałam ze swoim chłopakiem, ale rozstaliśmy się, no i...

- Co za szuja! - Emily podskoczyła na krześle, słysząc nagły krzyk ciotki Dott. - Powiedz mi, dziecinko, czy on cię skrzywdził? - kobieta pochyliła się nad stołem, świdrując Emily spojrzeniem swoich nienaturalnie niebieskich oczu.

- Zdradził mnie.

Pięść ciotki Dotty z impetem rąbnęła w stół. Jefferson zeskoczył z dzikim miauknięciem.

- Niech no ja go tylko dorwę! Wszyscy są tacy sami! Mój Hector też raz ośmielił się spojrzeć na inną. Zrobiłam mu taki sajgon, że więcej się nie ośmielił. Och, niech ja go tylko dorwę, tego twojego kochasia, jak z nim skończę, to go rodzona matka nie pozna!

Autentyczne oburzenie ciotki Mike'a sprawiło, że Emily poczuła przyjemne ciepło na sercu. Już pokochała tę kobietę, która miała w sobie niesamowitą charyzmę. Jej otwartość mile zaskoczyła Emily.

- Jak tylko skończysz - ciocia wskazała talerzyk z ciastem - pokażę ci mieszkanie. Na pewno ci się spodoba.

Emily prędko wrzuciła w siebie resztki specjału, oblizując się ze smakiem. Podziękowała i ruszyła za energicznie stąpającą ciotką Dott. Mieszkanie znajdowało się na piętrze. Jak na tak duże rozmiary ciała ciotka Dott przeskakiwała stopnie niczym młoda kozica górska. Em ledwie za nią nadążała. Po chwili ciemnoskóra zniknęła za jednymi z trzech par drzwi. Wybrała te na lewo od schodów. Emily niepewnie weszła za nią. W środku znajdowali się już chłopcy.

- Oto ono. Najładniejsze, jakie mam - powiedziała kobieta, stając na środku salonu.

Em musiała przyznać, że było naprawdę ładne. Hall wyłożono jasną boazerią, na ścianie po lewej wisiało duże lustro. Po prawej znajdowało się wejście do łazienki urządzonej na niebiesko. Kawałek dalej była niewielka kuchnia połączona z salonem. Na końcu widniały drzwi do sypialni.

- Ciasne, ale własne - powiedział Mike, błyskając białymi zębami w uśmiechu.

- To jak? - Brian uniósł pytająco brew.

- Jest cudowne - potwierdziła Emily, na co ciotka Dott rozpromieniła się jeszcze bardziej.

- Znakomicie! Zaraz przyniosę ci klucz i możesz się wprowadzać. Oj, coś czuję, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami!

Kobieta wyszła, nucąc pod nosem jakąś skoczną melodię.

- Już ci współczuję. Jest cudowna, ale na dłuższą metę potrafi człowieka zmęczyć. Dlatego do tej pory nie wie, że mieszkam w mieście.

- Więc gdzie według niej przebywasz?

- Na studiach. Na Harvardzie.

- Jaja sobie robisz.

Ciotka Dotty wróciła i wręczyła dziewczynie klucze.

- Od drzwi, ten od bramy i od pralni. Michael, zapomniałam spytać, popatrz, jaką masz okropną ciotkę. Jak tam na uczelni? Obroniłeś tytuł Studenta Roku?

Brian spytał bezgłośnie "Studenta Roku?", nie wierząc własnym uszom. Mike zrobił minę pod tytułem "a nie mówiłem". Sheppard nie wytrzymał, zaczął się krztusić. Udając atak kaszlu, wyszedł. W ślad za nim podążyła Emily.

- Niezły cwaniak z tego Mike'a - powiedziała, ocierając łzy z kącików oczu.

- Tak, ale jest najlepszym przyjacielem. A teraz wybacz, ale muszę lecieć, trochę popracować. Wpadnę wieczorem, co ty na to?

Brian zatrzymał się przed Emily z dłońmi w kieszeniach. Górował nad nią, ale zaczął to lubić. Em wyglądała uroczo, kiedy tak zadzierała głowę, by na niego spojrzeć.

- Będę czekać z niecierpliwością - odpowiedziała z uśmiechem.

Brian poczochrał jej włosy i wsiadł do auta. Emily obserwowała go, dopóki nie zniknął za zakrętem. Potem wróciła do mieszkania i ciotki Dott.


________________________________________

Oto i część 12. Jak wam się podoba? Oj, już niedługo akcja się rozwinie, nie mogę się doczekać, aż przedstawię wam moje pomysły! Dziękuję za wszystkie odsłony, jesteście wielcy. <3

Catch me if you can ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz