11. Lalunia z temperamentem

884 53 2
                                    

Trzy godziny później Brian wciąż leżał i gapił się w sufit. Był w impasie. Jako policjant i przykładny obywatel powinien aresztować Emily i doprowadzić ją na komisariat. Jako mężczyzna i człowiek nie potrafił tego zrobić. Nie tylko przez to, że ją lubił. Nawet bardzo. Aż za bardzo. Emily szybko stała się częścią jego świata. Chciał ją chronić i dbać o nią. Pragnął jej miłości. Wyobrażał ją sobie taką, jaką była kilka lat temu - mała dziewczynka, opuszczona przez matkę, pozostawiona na pastwę losu i ojca alkoholika. Mimo licznych przeciwności wyrosła na piękną i mądrą kobietę, która być może czyniła źle. Kierowała nią jednak chęć pozostawienia mrocznej przeszłości za sobą. Jej celem stało się normalne życie. Dom, rodzina, praca. Żeby to osiągnąć, musiała zacząć działać. Poza tym Brian był święcie przekonany, że gdy tylko Emily ukończy wybraną szkołę i się ustatkuje, to wróci na drogę prawa i porządku. Przecież sama mówiła, że będąc z Rayem przestała kraść na pewien czas. Wystarczyła tylko pomocna dłoń, a dziewczyna wyjdzie na ludzi.

Drugą sprawą był Abruzzi. Skoro była jego siostrzenicą, istniała spora szansa na dojście do niego. Tylko jak powinien to rozegrać? Brian przewrócił się na lewy bok i zaczął się zastanawiać. Kiedy powie jej, że jest gliną, więcej jej nie zobaczy. Prosić ją, by podjęła u wujka robotę i wyciągać z niej informacje o transportach towaru? Nie, to zbyt niebezpieczne. Zatem zostawało tylko jedno - prosić, by jego samego wkręciła do mafii jako swojego chłopaka. Będzie więc musiał trochę popracować nad ich związkiem i wymyślić dobry pretekst do tego, by zaczęła rozmawiać ze stryjem.

Zadowolony z siebie Brian wstał i poczłapał do łazienki. Powieki wciąż opadały, a sen nie przychodził. Wysikał się, starając się trafiać do celu, po czym wrócił do salonu. Krytycznie spojrzał na kanapę, zastanowił się chwilę, a następnie zrzucił poduszkę na dywan i położył się. Zasnął niemal natychmiast.

Rano Emily i Brian pojechali po rzeczy dziewczyny. Ignorując śpiących wszędzie pijanych gości Raya zabrali wszystko, co do niej należało (a było tego niewiele) i ruszyli do Mike'a.

Warsztat Michaela znajdował się przy Westbound Road. Fundusze na rozkręcenie interesu chłopak zebrał sprzedając zapisane mu w testamencie przez dziadka pamiątki z wojny secesyjnej, przyprawiając tym samym swoją matkę o zawał serca. Brian stwierdził, że było warto.

Klientów witał czarno-złoty szyld z napisem "Mike's Garage". Budynek był wielkim magazynem, którego wnętrze zostało specjalnie przystosowane do pracy. Na lewo od wejścia znajdowały się specjalne podnośniki pneumatyczne i wyciągarki łańcuchowe. Wszędzie leżały żółte skrzynki z narzędziami, w równych odstępach zwisały żurawie do silników. Warsztat posiadał też takie bajery jak analizatory spalin, szlifierki, kompresory. Jeśli chciałeś odpicować swoją furę, położyć nowy lakier, zmienić opony, zamontować sprzęt grający - ci ludzie zrobiliby to tak, że niejednemu szczęka by opadła. Znali się na rzeczy jak nikt w mieście, Mike pozbierał ludzi, którzy nie mieli kwalifikacji, ale wiedzieli, co robią. I robili to naprawdę dobrze.

- Cześć Scott, jak leci? - Brian przybił piątkę z umazanym smarem, niewysokim chłopakiem. - Słuchaj, ostatnio trochę poturbowałem pewną hondę, no i trochę obiłem moje maleństwo. Mógłbyś zerknąć w wolnej chwili?

- Jasne, już się robi, szefie. - Scott zasalutował i poszedł obejrzeć auto blondyna.

- Serio? "Moje maleństwo"? Mówisz o samochodzie jak o dziecku? - Emily zerknęła na uwijającego się przy mitsubishi Scotta.

- Co w tym złego? - Brian wzruszył ramionami. - Hej, Mikey, jak leci?

Czarnoskóry wykonywał właśnie typową dla siebie robotę - liczył pieniądze i komenderował innymi.

- Co mogę dla ciebie zrobić, księżniczko?

- Mógłbyś, fujaro, się tak do mnie nie zwracać?

- Dobra, królu złoty. Co cię sprowadza w moje skromne progi? - wyraz "skromne" podkreślił ogarniając ruchem ręki swój niemały dobytek.

- Moja znajoma - Mike uniósł brwi i spojrzał na Em - nie ma się gdzie podziać. Załatwisz jej coś?

- A, to ta lalunia z temperamentem. Co tam u tego fagasa, Raya? Dałaś mu wczoraj do wiwatu. Oczywiście, na pewno się coś znajdzie.

Mike wydał rozporządzenia swoim pracownikom, przekazał kierownictwo w ręce Scotta. Wziął kluczyki do bordowego audi R8 i kazał Brianowi jechać za nim. Minęli Worth Way, skręcili w Oak Street. Ich podróż skończyła się na Highland Drive, gdzie Mike zatrzymał się przed trzypiętrową kamienicą. Nie należała do luksusowych, ale też z drugiej strony nie była ruiną. Ceglana fasada, kilka kwiatków przed wejściem, niezbyt porządne drzwi z szybą. Em przemknęło przez myśl, że wszystko jest lepsze od mieszkania pod jednym dachem z Rayem.

- Wiem, nie wygląda zbyt zachęcająco, ale w środku jest o niebo lepiej. Słowo. - Mike oparł się o swój wóz, spoglądając na budynek. - Moja ciocia jest tu dozorczynią, a z niej jest twarda kobitka. Nie musisz się więc niczego obawiać, cukiereczku - dodał, uśmiechając się szeroko do Em.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Brian objął ją delikatnie i poprowadził w kierunku drzwi frontowych.

- Ciociu Dotty, to ja, Michael.


______________________________________________

Cześć mordeczki. Baaardzo Wam dziękuję za ponad 250 wyświetleń, jestem bardzo wdzięczna, że tyle osób zajrzało do mojego fanfica. Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej. Wprowadziłam nową postać, ciotkę Dotty. Myślę, że pokochacie ją tak bardzo, jak ja. <3 Do przeczytania. :D


Catch me if you can ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz