Epilog

637 48 4
                                    

2 lata później

Brian siedział na piasku, obserwując zachodzące słońce. Jego umysłu nie zaprzątały żadne myśli. Mike prosił, żeby jutro zjawił się trochę wcześniej w pracy, bo doszły im dwa nowe samochody do tuningu. Oczywiście, nie będzie z tym najmniejszego problemu. Mógłby przyjechać nawet trzy godziny wcześniej. Przecież i tak czeka go kolejna bezsenna noc. Albo, w najgorszym wypadku, noc pełna koszmarów. Tak właściwie to jednego. Tego samego, niezmiennego od dwóch lat.

"- Brian!"

Minęły dwa lata, a krzyk Emily wciąż rozlegał się w jego głowie. Rozpaczliwy, przerażający, realny. Jej twarz, wykrzywiona przerażeniem. Jej oczy, błagające go o pomoc.

A on ją zawiódł.

Nie czekał, aż go wyrzucą. Sam odszedł, chociaż Moreau deklarował, że się za nim wstawi. Na nic zdały się prośby kolegów z wydziału. Śmierć Emily zabrała tę cząstkę jego osobowości, która zawierała motywację do tej pracy, która widziała sens w tym, co robi. To była zbyt wielka porażka, by mógł tak po prostu przejść nad nią do życia codziennego.

Na szczęście Mike coś dla niego znalazł. Jak na prawdziwego przyjaciela przystało, zajął się nim na tyle, by mógł wrócić do normalnego funkcjonowania. Sheppard był mu za to ogromnie wdzięczny.

Z daleka usłyszał wycie syren. Wstał, otrzepał spodnie z piasku i odwrócił się. Ulicą przemknął ścigacz. W dużej odległości od niego jechał radiowóz na sygnale. Brian nie czekał. Puścił się biegiem w kierunku swojego nowego auta, niebieskiego nissana skyline'a. Wskoczył za kółko, odpalił silnik i ruszył w pościg.

Minął wlokący się radiowóz, zmienił bieg i skręcił gwałtownie w prawo. Na horyzoncie zamajaczyła mu sylwetka uciekiniera. Wrzucił piątkę, wdepnął gaz i zmniejszył odległość dzielącą go od kierowcy motoru. Musiał przyznać, że tamten był naprawdę dobry. Nie zwalniając, z wdziękiem i zręcznością wymijał każdy kolejny samochód. Doskonale panował nad maszyną. Brian był pełen podziwu.

- Ze mną i tak nie masz szans, ptaszku - mruknął, wbijając się w jedną z mniejszych uliczek.

Postanowił wyprowadzić uciekiniera na wzgórza, by tam, przy skarpie odciąć mu drogę ucieczki. Wypadł tuż przed ścigaczem, zmuszając go do gwałtownego skrętu. Mało brakowało, a maszyna przewróciłaby się na bok, przygniatając kierowcę, jednak ten jakimś cudem utrzymał ją, odepchnął się nogą i pojechał dalej, kierując się dokładnie tam, gdzie Brian chciał go poprowadzić.

Sheppard ruszył za oddalającym się pojazdem. Ostatni odcinek trasy trwał niecałe dwie minuty. Na szczycie wzniesienia znajdował się piaszczysty plac sporych rozmiarów. Młodzież często przyjeżdżała tam w nocy na ogniska, mały numerek na tylnym siedzeniu bądź też by popatrzyć na gwiazdy, czy też panoramę miasta. Prowadziła stamtąd tylko jedna droga, którą Brian właśnie zastawił swoim samochodem.

Wysiadł, nie spiesząc się. Z typowym dla siebie uśmiechem patrzył na kierowcę, który ustawił się do niego przodem, wzbijając przy tym tumany kurzu, a następnie zgasił silnik. Brian wciąż nie znał jego tożsamości.

- Nasza wycieczka dobiegła końca - powiedział blondyn, opierając się o maskę nissana. - Zrobimy tak: odpowiesz mi, dlaczego myślałeś, że jazda sto sześćdziesiąt na godzinę zakorkowanymi ulicami za dnia jest dobrym pomysłem, albo wytłumaczysz się na komisariacie.

Przez chwilę nic się nie działo. W końcu kierowca zdjął kask. Brian gwałtownie podniósł się do pionu.

- Emily?

Catch me if you can ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz