22. Rodzinne zgrzyty

548 40 7
                                    

Od samego rana wszystko szło nie po jej myśli. Zaspała na poranną odprawę, tym samym zaprzepaściła szansę na poznanie większej ilości szczegółów dotyczących dzisiejszej akcji. Cała się trzęsła za każdym razem, kiedy słyszała kroki na korytarzu. Mało brakowało, aby w gabinecie wuja wypadł jej ze stanika niewielki sprzęt nagrywający rozmowy, który udało jej się przemycić pewnego wieczoru. Wciąż zadawała sobie jedno pytanie: gdzie do cholery podział się jej profesjonalizm? Obserwując swoje dzisiejsze poczynania, zachodziła w głowę, jakim cudem utrzymała się w tym fachu przez tyle lat.

Dostawca zadzwonił do Abruzziego około 8 rano, przekazując mu ostatnie, niezbędne wskazówki. Dowiedziała się tego od Renzo, który towarzyszył jej od śniadania. Podobnie jak ona, lubił dłużej pospać.

- Nie denerwuj się, mała, zobaczysz, to wcale nie jest takie trudne.

Emily spojrzała na niego zdziwiona.

- Robiłeś już to kiedyś? - spytała.

Renzo wyłożył się na jej łóżku, wsuwając ręce pod głowę. Patrzył na nią z tym swoim charakterystycznym uśmieszkiem błąkającym się na ustach.

- Oczywiście, nie raz. W końcu to rodzinny biznes, kiedyś go przejmę, więc muszę się do tego odpowiednio przygotować.

Brunetka uśmiechnęła się tylko, nic nie mówiąc. Zajęła się przeglądaniem portali plotkarskich, usiłując jakoś zabić czas. Rzuciła okiem na zegarek. Za kwadrans dwunasta. Jeszcze ponad dziesięć godzin. Westchnęła.

- Co czytasz?

Em podskoczyła. Nie wiedzieć kiedy, jej kuzyn bezszelestnie wstał i podszedł do niej. Teraz znajdował się tuż za nią, jego ciało pochylało się nad brunetką, jego głowa znajdowała się tuż przy jej twarzy.

- Emm... nic ciekawego. Newsy z życia gwiazd. Wiesz, muszę być na bieżąco, żeby mieć o czym gadać z psiapsiółkami - powiedziała, śmiejąc się nerwowo. Czuła się niezręcznie.

Lorenzo uśmiechnął się półgębkiem. Jego ręka spoczęła na jej ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się.

- Naprawdę aż tak się nudzisz? - spytał powoli. - Znam lepszy sposób na umilenie ci czasu.

Młody Abruzzi obrócił krzesło wraz z Emily w swoim kierunku, a sekundę później zgniótł jej usta swoimi.

W pierwszej chwili dziewczyna była zdezorientowana, ale umysł szybko przetworzył fakty. Całował ją jej własny kuzyn! Najbliższa rodzina! Emily zgromadziła całą swoją siłę w rękach, tak, jak uczył ją tego Ivan, i odepchnęła Renzo.

- Co ty do cholery wyprawiasz?! - krzyknęła wściekła.

Lorenzo odzyskał równowagę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Zupełnie tak, jakby nic przed chwilą nie zaszło.

- Myślałem, że tego chcesz - odrzekł obojętnym tonem. - Sygnały, jakie mi wysyłałaś, były aż nazbyt widoczne.

Emily nie mogła uwierzyć własnym uszom.

- Czy ty się słyszysz? Renzo, jesteś moim kuzynem! Synem brata mojej mamy! To kazirodztwo!

- Przecież nie miałem zamiaru zrobić ci bachora, tylko się trochę zabawić. Jezu, wyluzuj. Jeszcze będziesz mnie prosić o to, żebym cię dotknął.

- Twoje niedoczekanie - powiedziała Emily lodowatym głosem.

Skrzyżowała ramiona na piersi i spiorunowała go wzrokiem, dając Renzo do zrozumienia, że nie chce go w swoim pokoju. Ten machnął więc ręką i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.

Emily wstała, zamknęła drzwi, przekręciła kluczyk w zamku i odetchnęła głęboko, opierając się o nie. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało kilka minut temu. Pokręciła tylko głową i postanowiła czym prędzej wrócić do codzienności, zapominając o tym wypadku.



Tymczasem Renzo zamknął się w swoim pokoju. Przeszedł kilka kroków, zaciskając zęby, po czym walnął z całej siły pięścią w ścianę. Nienawidził siebie. Nienawidził swojego ojca. A najbardziej nienawidził swojej matki za to, co mu zrobiła.

Powinien widzieć w tym coś złego. To, co czuł w stosunku do Emily już od najmłodszych lat było chore. Niszczyło każdy jego związek, jaki od momentu rozdzielenia się z kuzynką stworzył. Wszystkie dziewczyny były wspaniałe, lecz żadna nie była nią.

Miał problem, ale bał się do tego przyznać. Posiadał ciężko wypracowaną reputację, którą zniszczyłby w mgnieniu oka, gdyby ktoś dowiedział się o jego pragnieniach.

Pierdolona matka.

Dobrze, że już jej nie było. Kiedy tylko ojciec odkrył, co robiła jego jedynemu synowi, pozbył się jej. Do dziś Renzo nie wie, jak to się stało. Nigdy też o to nie pytał. Ten rozdział był dla niego zamknięty.

Był, dopóki ojciec nie sprowadził Emily ponownie do jego życia. Chłopak znalazł się w kropce. W dodatku zraził do siebie kuzynkę. Czuł się jak pieprzony śmieć, nic nie wart, poprzez swoją psychiczną ułomność.

Zrezygnowany położył się na łóżku, zasypiając niedługo potem.



- Sheppard, jesteś gotowy?

Brian siedział przy swoim biurku, nie mogąc doczekać się wieczoru. Jeszcze tylko kilka godzin i nareszcie zakończy sprawę Abruzziego, a Emily wróci do niego cała i zdrowa. Nie mógł się tego doczekać.

Wyobrażał sobie, jak to będzie wyglądać. Zamieszkają razem, ona wreszcie rozpocznie swoje wymarzone studia, już nigdy nie powróci do kradzieży. On o nią zadba, zaopiekuje się nią. Będą razem szczęśliwi jak nikt inny, we dwójkę, a w późniejszym czasie może nawet w trójkę...

- Tak, myślę, że tak - powiedział po chwili, wracając na ziemię.

Benjamin Moreau popatrzył na niego podejrzliwie.

- Może będzie lepiej, jak tu dzisiaj zostaniesz. Nie wydaje mi się, żebyś był w pełni skupiony.

- Przecież jestem! Mamy jeszcze pięć godzin!

- Posłuchaj, tu chodzi o bezbłędną akcję. I o to, by Emily wyszła z tego bez szwanku. A ty jesteś jeszcze żółtodziób...

- Poradzę sobie - rzekł ostro Brian. Przez dłuższą chwilę mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Batalię wygrał Sheppard. Jego opiekun skapitulował. 

- Jak sobie chcesz. Pamiętaj tylko, że cię ostrzegałem.

Brian skinął głową.



_____________________________________________________________

Cześć moi wierni czytelnicy. :D Powoli zbliżam się do końca tej historii, ALE.... planuję sequel. :D Zobaczę, na ile to wyjdzie, tak więc, zostańcie jeszcze trochę ze mną i moimi bohaterami. :)





Catch me if you can ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz