Przedwczoraj wróciłyśmy późno i jedyne co zdążyłyśmy zrobić to zjeść, umyć się i odpocząć. W sumie odpoczynek przedłużył się do całej niedzieli ale co ja mogłam poradzić na to, że szczerze nienawidziłam zakupów już nie mówiąc o tak długich i to w poszukiwaniu jednej sukienki i pary butów... Tak dzisiaj myśląc o tym trzeźwo mogę powiedzieć, że... było warto! Sukienka jest idealna a o butach mogę powiedzieć tylko to samo. A do tego dziewczyny nadal nie wiedzą jak wygląda to pierwsze! Ha! Gdy tylko wbiegłam w sobotę do pokoju od razu wpakowałam sukienkę do walizki. Jeśli ją stamtąd wyciągną... no cóż i tak pewnie padnę jeśli zobaczę je wygrzebujące wszystko ze środka.
Dzisiaj jest poniedziałek i pomimo moich nikłych chęci na jakikolwiek ruch, dziewczyny wyciągnęły mnie na lekcje. Nie zostałam zbyt miło przywitana. Nigdy nie lubiłam sprawdzianów więc albo nauczycielka o tym nie wie albo mnie nie lubi. Stawiam na to, że po prostu jej to nie interesuje.
W każdym razie pomimo przykrego incydentu z kartkówką dzień jakoś sobie płynął. Mogę nawet rzec, że było całkiem nieźle. Aż....
- Hej kotek. - Powiedział dziwnie autentycznym, miłym głosem Rob.
Można uznać, że moja reakcja nie była zbyt grzeczna a ja sama jestem niewychowanym bachorem ale... to był pierwszy odruch.
Uderzyłam go z pięści w podbrzusze tak, że zgiął się w pół i po chwili leżał na ziemi zastanawiając się co się stało.
- Wypchaj się tym kotkiem. - Warknęłam tak jak tylko ja potrafię : wkurzona, przywódcza i przestraszona swoim zachowaniem.
- Co ci odbiło?!- Wrzasnęła Lily kucając przy swoim facecie.
Widząc, że ma odpowiednią ochronę chciałam odejść ale zatrzymał mnie jego śmiech.
- Należało mi się. - Powiedział i mogłabym przysiąc, że moje oczy w tym momencie leżą na Marsie. Albo nawet i dalej...
Odwróciłam się do niego i zobaczyłam nadąsaną Lily odchodzącą gdzieś daleko i Roba opierającego się o ścianę. Miał minę wyrażającą skruchę co mnie trochę... hmm... skruszyło?
- Przepraszam. - Jęknęłam patrząc na jego krzywy z bólu uśmiech.
- Nic się nie stało. - Powiedział machając ręką po czym znowu się skulił. - Jesteś cholernie silna.
Uśmiechnęłam się do niego i pomogłam mu się ogarnąć. Nie raz obrywałam na lekcjach walki więc teraz doskonale wiedziałam co trzeba robić. Chociaż częściej byłam w takich sytuacjach jak ta tutaj: musiałam kogoś pozbierać.
- Skąd wiesz jak się pomaga? - Spytał gdy robiłam za fachową pielęgniarkę.
- Nie raz obserwowałam jak pielęgniarki składały moich rywali do kupy. - Powiedziałam mało przejęta tematem. To było dla mnie coś naturalnego, tak jak zabijanie na polecenie ojczyma.
Wytrzeszczył na mnie oczy na co zareagowałam śmiechem.
- Skończone. - Powiedziałam i zobaczyłam ulgę w oczach chłopaka. U istot podobnych do nas na bóle różnych miejsc należy znać tylko różne kombinacje czułych punktów ciała. Na ból podbrzusza jest ich dokładnie piętnaście i nie można pomylić żadnego.
- Zaraz, zaraz. - Powiedział śmiejąc się cicho. - Jakich rywali?
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i po chwili wyminęłam wchodząc na zajęcia.
- Od dziecka jestem szkolona w sztukach walki. - Powiedziałam czując jego obecność za sobą.
- To dlatego tak walczysz! - Powiedział nagle olśniony.
Roześmiałam się i usiadłam na swoim miejscu a on odszedł do własnej ławki. Gdyby od razu tak się zachowywał mogłoby to zaowocować przyjaźnią. Teraz owocuje to podejrzeniami.~~~
I jak sprawdza się Rob w postaci nie dupka? Zaskoczenie? Knuje coś? A może się zmienił? ^^ Za wszelkie błędy serdecznie żałuje i objecuje poprawę xD Nw czy jest w tamtym zdaniu sens ale.. ale moja głowa jest trochę jakbym się czegoś naćpałą więc po prostu proszę wybaczcie błędy bo nie sprawdzałam czy są :( a i tak cholernie późno dodaje.. :(
CZYTASZ
Mieszaniec
FantasyZrodzona z wilkołaczki i wampira, posiadająca moce czarodzieja i słynny urok syren. Czy da sobie radę w świecie gdzie nikt się nie toleruje? Gdzie gatunek jej rodzicielski chce wybić gatunek ojca? Czy da radę pogodzić cztery różne gatunki kiedy tak...