Rozdział 46

10.5K 728 25
                                    

Biegłam przez las nasłuchując odgłosów w oddali. Po moim upadku jakoś dziwnie łatwo mi szło.. za łatwo.
Cały czas w pełnej gotowości biegłam przed siebie głównie kierowana węchem. Jeśli mój nos się nie myli (co jest niemożliwe) to zmierzałam właśnie do miasta. A jak rozpoznać miasto zamieszkane przez ludzi? Śmierdzą bardziej niż wilkołaki w pełni po kąpieli. Co najdziwniejsze nawet tego nie czują. Rozwój cywilizacji wcale a wcale nie przyczynia się do rozwinięcia higieny co najwyżej osobistej a też nie u każdego.
Mijałam już ostatnie drzewa co zamiast mnie odprężyć jeszcze bardziej zmartwiło. Na prawdę uważają że ten dół mnie zatrzyma czy zaraz wyskoczą całą zgrają?
Spięte ciało zmusiłam do większego wysiłku aby w razie czego nie mogli za mną nadążyć. Strasznie martwiłam się tym że mogliby mnie złapać gdy byłam tak daleko.
Usłyszałam szelest co natychmiast sprawiło że stanęłam i obróciłam się stając twarz w twarz z wrogiem.
...
Ee?!
Przede mną zamiast rosłego wilkołaka zobaczyłam świecące, zielone oczy umieszczone w śnieżnym kruku. Coo?! Biały kruk? A to nie jest..
-Witaj Luno. - Odezwał się ptak po chwili przyjmując ludzką (a raczej bardziej ludzką) postać z ciałem porośniętym pierzem. To było co najmniej dziwne.
-Kim jesteś? - W tej chwili gotowa byłam chyba na wszystko. Jeśli teraz by mnie zaatakowała..
-Nie pamiętasz? Jestem Orokimaru. Czy Koralis nie wspominała ci o mnie? - Słysząc jego głos wzdrygnęłam się. To jednak nie byłam gotowa na wszystko. Jakoś przez te ostatnie chwile mojego życia byłam zbyt nadpobudliwa.
-Może i wspominała. - Bąknęłam opuszczając gardę. - Ale aktualnie mam coś ważniejszego na głowie. - Tu mężczyzna odwrócił się patrząc w las jakby widziała coś kompletnie innego. - Jak na razie wszyscy się bawią i ucztują. Dziwne te ich obrzędy przed pełniowe. A właśnie Luno! Jak się czujesz? - W jego głosie słychać było wyraźną troskę.
-Pojęcia nie mam. - Stwierdziłam po chwili zastanowienia. - Za wysoka adrenalina abym cokolwiek poczuła.
-Zapomniałem! - Powiedział z szerokim, ciepłym uśmiechem.
-Pojawiłeś się z jakiegoś specjalnego powodu czy jak? Bo nie za bardzo rozumiem jak to się dzieje.
-Aa to. - Szepnął a po chwili wziął moją dłoń zamykając ją w swoich. - Przybyłem ponieważ twoja moc mnie wzywała. Wiesz że twoja magiczna ćwiartka chce się w pełni ujawnić?
-Coo?! - Pisnęłam przerażona tą wizją. Jakby mi nie wystarczyło mieć na głowie moją wilczycę.
-Widzisz twoje syrenie ja blokowało po części twoje czarodziejskie ja. Kiedy zdjęłaś częściową blokadę z syreny wchodząc do jeziora sprawiłaś że pieczęć magiczna również osłabła. Teraz jako że nadchodzą twoje urodziny każda część ciebie chce się w pełni pokazać. Nawet nie wiesz co się z tobą stanie po pełni.
-Czemu po pełni? - Spytałam zdezorientowana.
-Twoje prawdziwe urodziny nastąpią kilka godzin po pełni. Dopiero wtedy twoja moc osiągnie szczyt. A teraz żeby nie przedłużać: właśnie się zorientował że uciekłaś więc lepiej uciekaj. Do zobaczenia kochana!
I zmienił się w kruka znikając w złotym świetle. Ja tu zwariuję!
Nie czekając na to aby Din mnie dogonił znowu zaczęłam biec. W niedługim czasie dostałam się na przedmieścia (te biedniejsze gdzie każdy miał gdzieś mój stan) gdzie szybko odnalazłam jedyną budkę z telefonem. Jakimś cudem wygrzebałam z kieszeni spodni drobne które zasiliły urządzenie i po wybraniu numeru zaczęłam się rozglądać. Musiałam przecież dowiedzieć się gdzie jestem.
-Halo? - Spytał dość żałosnym tonem mój ojciec. Ciekawe co z nim.
-Tato? - Zawołałam od razu, chyba za głośno bo ludzie zaczęli się obracać.
-Luna? Skąd dzwonisz? Uciekłaś im?
-Wiedziałeś? - Spytałam z wyrzutem. Czyżbym tylko ja nie wiedziała?
-Córeczko to nie tak.. Musiałem cię im oddać. Tylko oni wiedzieli jak ci pomóc. Powiedz lepiej jak się czujesz. Twoja matka w ogóle nic mi nie mówi!

-Aktualnie nie mam czasu. Jakiś Din mnie ściga. Powiedz mi lepiej jak mam się dostać do szkoły!

-Córeczko nie możesz tam wrócić.. Jeśli znowu zobaczysz Mig.. - Urwał w pół słowa jakby bał się że znowu wpadnę w depresję.

-Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie! Tato gdzie mam iść?

Tata milczał przez chwilę a ja znowu zaczęłam się rozglądać. No cholera! Gdzie ja wylądowałam?!

-Idź na północ, po dwudziestu kilometrach powinnaś skręcić w lewo a później kieruj się węchem.

-Wiesz gdzie jestem? - Spytałam zaskoczona.

-Skarbie jeśli dzwonisz do mnie z budki telefonicznej to jasne że musisz być w Skeenwolter. W innych miastach w ich pobliżu nie ma niczego takiego.

-Dzięki tato.

Rozmowę przerwał nam sygnał zakończenia rozmowy. Nie miałam co dłużej czekać więc zaczęłam biec. Północ.. Mam nadzieję że biegnę w dobrą stronę.


MieszaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz