Agnes
Ucieczka nieodłączna część mojego istnienia. Od narodzin, aż po własną śmierć. Jednak ucieczka przed nieznanym, jest o wiele bardziej znośna niż ucieczka przed samą sobą. Przed własnymi wspomnieniami, rodzinnymi momentami, które tak naprawdę nigdy nimi nie były. Przed przeszłością, popełnionymi i niezapomnianymi przez nikogo zbrodniami. Dlatego biegnę.
Niczym zabłąkany pies w zimnym wietrze chodzący samotnie. Niczym zbłąkany pies w białym mrozie nigdy niemówiący o swoich marzeniach. Szukający miejsca do swojego zaistnienia. Biegnę, bo ucieczka jest moim własnym sposobem na walkę. Oderwaniem się od mijającego życia. Czymś, czego pod jakimś względem też chce się pozbyć. Czymś, co buduje wokół mnie grube mury, odgradzające mnie od reszty świata. Które pozbawiają mnie widoku na to, co prawdziwe. Nigdy nie będę dumna z tego, kim jestem, a raczej kim się stałam. Tego, co w przeszłości przychodziło mi łatwo i pozostawiało we mnie niezrośnięte do dziś rany. Tak jak każdy miałam swój wybór i tak jak wielu z nich popełniłam ten sam błąd. Nie pamiętam dnia, kiedy zbłądziłam, kiedy zostałam tą, kim teraz jestem. Jednak dokładnie wiem, kto mi w tym pomógł i to od nich właśnie uciekam. To właśnie ten ból i to cierpienie narastające w moim sercu od niepamiętnych dni trzymają mnie w swoich objęciach. Kołyszą mnie w rytm swoich melodyjnych pieśni. Odbierają mi całe pozostawione przez matkę szczęście, gardząc przy tym moim istnieniem. I dopiero teraz, po wielu latach pozwoliły mi odejść. Pozwoliły mi zapomnieć o tym, co było w moim życiu kiedyś czarne i smętne. Zarośnięte. To, co kiedyś niczym wijące się larwy dusiło moje wnętrzności, co łamało moje kości, próbując bólem budować moja nową osobowość. Coś, co teraz powoli stawało się moim nowym sprzymierzeńcem.
Śnieżne płatki wirujące nad zaspami wypełniają moją pamięć, a blaski wschodzącego słońca malujące się na powierzchniach zlodowaciałych jezior wybudzają mnie ze snu. W tej udręce i ciszy liczę kolejne minione dni. Tak już długo trwam przy swoim, przy tym, czego naprawdę chce człowiek, a wilk pragnie całym swoim sercem. Wolności. Łaknąc jej całą duszą i sercem. Z każdym dniem pragnę jej coraz więcej. Z każdym dniem wolności dla siebie coraz więcej. Wręcz zapominam o sobie, zapominałam o tym, kim jestem. Nie tylko człowiekiem, nie tylko wilkiem. Czymś ponadto wszystko, czymś, czego nawet sam Bóg nie mógł w tym świecie dojrzeć. I to właśnie to moje wyjątkowe pochodzenie pozwala mi uciekać. Chronić właśnie tą, moja jedyną nadzieje, przed tymi, którzy chcą mi ją nadal odebrać, pozbawić mnie własnego człowieczeństwa. Którzy chcą tylko jednego, wynaturzenia. To, dlatego właśnie wiruje w przestrzeniach lasu, lawiruje po górskich skokach. Bo gonie to ciągle umykające mi szczęście. Bycie tą nieuchwytna dla wzroku, wręcz niezauważalna, to coś, co w mniejszej ilości pozostało właśnie z tamtej dawnej mnie. To coś, co pozostało z tego, czym kiedyś byłam, opętana przez własne demony nieludzką istotą. Wręcz oderwana od rzeczywistości zmiennokształtna. Dlatego właśnie uciekam, nie chce wrócić do tego, kim kiedyś byłam, chce spróbować uratować jeszcze to, co pozostało z mojego życia. Chce spróbować uratować szczątki martwej mnie, dla której jeszcze całe życie może zacząć się od nowa. Dla której to wszystko jeszcze może stać się zwykłym wspomnieniem. Teraz każdy kolejny dzień przepełniony jest strachem. Strachem, że to, przed czym uciekamy znów do nas wróci. Że ja i mój wilk znów poczujemy ta odrażająca woń na swoich rękach, poczujemy ten odurzający ciężar na barkach chęć dopełnienia nowego morderstwa. Dlatego nie możemy zwlekać, bo każde z nas, wie, co nas czeka, jeśli za daleko w to wszystko zabrniemy. Co się stanie, jeśli choć na chwile zaczerpniemy garściami nowego życia. Życia, które nosi na sobie woń przelanego krwią strachu. Każde z nas wie, że jeśli choć na chwile się powstrzymamy w tej ucieczce, to zginiemy, bo nasze życie zależy od każdego z obojga. Niezależnie czy byliśmy człowiekiem, czy też wilkiem, dwie istoty w jednym ciele. Aeternum coniunctum. Te same pragnienia, ale inne umysły. Te same instynkty przetrwania, ale inne ciała. Nasze istnienie wiąże się z tym, czy będziemy nieprzerwana jednością. Totum. I to nas poróżnia, to właśnie okrywa nas peleryna samozniszczenia. Żyjemy w tym strachu, bo nie możemy razem zaistnieć, bo nie możemy pojąć naszych wzajemnych błędów. Żyjemy oboje w tej agonii, bo nie potrafimy się nawzajem zrozumieć. Tym właśnie sposobem oboje zaznajemy cierpienia i jedynie podczas deszczowych dni, kiedy oboje o wszystkim zapominamy, pozwalamy sobie na odrobinę wytchnienia. Na jeden moment całkowitego połączenia. I nawet teraz wpędzając się w ciemne zakamarki lasu, uciekając w tę puszczę coraz głębiej, czuje na swoim karku jego ciężki oddech. To niezadowolenie, że nie może być we własnej skórze. Że nie pozwalam mu sięgnąć mojego umysłu, otrzeć się o jego choćby granice. Moja własna Alba Lupus. Największy pożeracz strachu, tak kiedyś mówili na niego nasi dawni przodkowie. Uciechą dla niego jest moja udręka, kiedy doskwiera mi uciążliwy głód własnego niespełnienia, kiedy to on przejmuje nad nami kontrole i budzi nasze ukryte pragnienia. Kiedy to on wchodzi we własną skórę, przeobrażając się w wilka. I tylko jeden strach nas dzieli, a mówiąc jednym słowem walka. Wilki zawsze podejmują się starcia, natomiast ja, jako człowiek od porzucenia dawnej siebie staram się uciekać, ukrywać się w najgłębszych zakamarkach tego świata. Dlatego tak bardzo jej nienawidzę, bo ona zawsze staje mi na drodze. I zapewne nie odważyłabym się jej teraz spojrzeć w oczy, gdyby nie ten odór przeszywający moje wilcze nozdrza. Odór, który jest tak nieznośny, że przybiera zapach rozkładającego się ciała. Jest to niczym ostatnie wspomnienie wszystkich zmarłych, których pożegnaliśmy z tego świata. Jest to niczym najmroczniejsza noc z naszego życia, która przybiera postać najgorszego koszmaru, zapach samego alfy. Nawet teraz przesiąknięta strachem, czuje ciarki przechodzące przez granice mojego ludzkiego umysłu. I jedynie cichy szept mojego wilka, powstrzymuje mnie od wstrząsów, od wyrzucenia z siebie wczorajszego królika. Jakie to wręcz odrażające. Czuje jak mój wilk wyciąga po mnie ręce. Wiem, że nie będę w stanie mu się w tej chwili oprzeć, dlatego po raz pierwszy od dawna oddaje mu siebie. Przestaje się z nim szarpać. Jeszcze do ostatniej chwili próbuje zapanować nad głodem, ale gdy otwieram ponownie swoje oczy widzę przed sobą tylko ciężkie kraty. Teraz znajduje się na jego miejscu, we własnym wnętrzu, a Alba Lupus powoli w tej chwili przejmuje nad nami kontrole. Zapach staje się powoli coraz intensywniejszy, odurza nasze spragnione umysły. Z podekscytowania biegniemy i mijamy coraz to mniej zarośnięte tereny, co świadczy, że jesteśmy co raz to bliżej miasta. Czuje jak to tylko we mnie rodzi się ta niepewność, że robimy cos złego i nie wiedząc, czemu próbuje sama w sobie zwalczyć to uczucie. Po prostu próbuje się oddać jemu i przywrócić to tak dawne zapomniane wrażenie, tą kiełkująca radość, że jednak jesteśmy tu razem oboje. Każdy szelest w lesie wydaje się mi znany, każdy obraz tak bardzo wyraźny. Szybuje nad zaspami tonąc w ich śnieżnym blasku. Czuje jak nasze wilcze ciało napina mięśnie, a z jego gardła wyrywa się ryk. Teraz to instynkt prowadzi nas przez las. Żądza krwi przelewa się przez nasze wilcze żyły, a Albus Lupita syczy na mnie, że mam się nie wtrącać. Nie wiem, czemu, ale tak, jak i poprzednim razem przyznaje mu racje, lepiej jak już nie będę się mieszać. W walce to on jest lepszy. Pomruk niezadowolenia wilka zwraca moja uwagę na czarny punkt z daleka. Niewyraźny dla naszego oka tak samo, niedostrzegalny jak jeszcze niedawno ja. Wbijam pazury w twardą ziemie i przybieram zimną postawę, świadomość, że robimy to oboje jest wspaniała. Wiem, że nie okażemy mu skruchy. Nie ważne czy jest od nas silniejszy, większy czy też morze wynaturzony. Alba Lupus nigdy nie okazuje skruchy. Nasze wilcze ciało przebiega ciarki, serce łomocze niewymiernym tempem. Łapiemy pierwsze spojrzenie z przeciwnikiem i jest jakoś inaczej, oboje to czujemy. Ciepło roznosi się po naszym sercu i choć oboje się tego wypieramy. Choć oboje jesteśmy świadomi, że niedługo z tym przegramy. Nie wiedząc, czemu i tak atakujemy. To uczucie przynosi cos nowego, chęć wygranej.
Dlatego po raz pierwszy do walki stajemy razem.
CZYTASZ
Wolf's rain
WerewolfKiedy zapada zmierzch, i robi się, co raz zimniej, niektórzy ludzie stają się wilkami. Agnes jest jedną z nich, jednak jej życie wcale nie jest łatwe. Musi uciekać przed swoją przeszłością i pamiętać, ze pod skóra wilka, kryje się jeszcze ludzka ist...