21.Gdyby posiadać swe dawne siły

718 51 4
                                    

 

Zawsze są dwie możliwości:, że coś się stanie albo, że nic się nie stanie. Załóżmy, że wszystko będzie dobrze, bo jak się będziemy martwić na zapas, to nie starczy nam siły na normalne życie. 

 

Monika Szwaja

"Dom na klifie" 

___________________________________________

Po prawej stronie miniaturka wilka Simona.

21.Gdyby posiadać swe dawne siły

~Sebastian~

Wystukiwałem w blat szpitalnego stołu, rytm lecącej z radia muzyki, zatapiając się w jej dźwięk. Od kiedy wyjechaliśmy czułem jak moje ciało ledwo trzymało się w ryzach. Przez głowę przelatywały mi milion myśli. O Agnes. Nie bezpieczeństwu, które mogło jej zagrozić i choć wiedziałem, ze nie mam powodu do obaw, czułem brak kontroli. Było dla mnie cos nowego. Ksenia tłumaczyła mi to ze to dominacja samej Agnes, wpływa na mnie tak silnie. Na początku przeczuwałem, ze to może być prawda, jednak z minionym wspólnym miesiącem, zacząłem odczuwać w Agnes, zmiany. Czułem jak jej ciało drży pod moim dotykiem i to nie z pragnienia, ale raczej…. Ze strachu? Tylko, czemu? Czemu, Agnes się mnie bała? A może raczej bała się kogoś innego?

-Hej Sebastian, hej!?

-Eric?- Zdezorientowany spojrzałem na bruneta, który patrzył na mnie podejrzliwie.- Przepraszam, zamyśliłem się. Coś się stało- powiedziałem do niego chcąc uspokoić chłopaka i przelotnie posłałem mu uśmiech

-Sebastian, chce żebyś na chwile do niego poszedł. Ma to jakiś związek z jego matka.- Kiwnąłem lekko na znak porozumienia i bez żadnych rozmyślań ruszyłem, wzdłuż ciemnego korytarza w stronę Sali, gdzie leżała matka Scotta.

Nie za bardzo wiedziałem, co ma związek choroba matki ze mną, jednak przeczuwałem, ze musi oznaczać to cos złego. Rzadko udaje mi się, jako alfa widzieć cos dobrego. Co gorsza, jeśli Scott był zmartwiony stanem matki to musi oznaczać, cos naprawdę, naprawdę złego? Szybko odsunąłem te myśl na bok i ze spokojem zatrzymując się przy jednym z wielu białych szpitalnych drzwi wszedłem do środka szpitalnej sali. Samo pomieszczenie wydawało się mała, tym bardziej, ze w jednym z je ścian było wstawione durze lustro. Pewny siebie podeszłam do stojącego w kacie szpitalnego łóżka i chwyciłem za rękę leżąca na nim kobietę. Wydawała się ona zmęczona, jej skora była sucha, a pod oczami miała straszne sińce. Nie mogłem uwierzyć, ze leżąca prze de mną kobieta niegdyś była w pełni sił i ciągle uśmiechniętą matka Scotta.

-Nie wiedziałem ze jest w takim stanie, myślałem, ze twój powrót do domu oznaczał koniec jej cierpię- powiedziałem spokojnym głosem do Scotta, który spoglądał przez okno na tłoczących się na zewnątrz ludzi.

-Tez tak sądziłem, ale jednak choroba miała przeżuty.

-Przezuty? Jak to? Przecież na początku było tylko źle z jej płucami? Co jest jej teraz?

-Serce. Choroba powoduje martwice obiegu krwionośnego oraz zewnętrznej powłoki skory. Nawet nasi lekarze nie wiedza, co jej dolega.- Powiedział Scott, uśmiechając się do mnie posmutniale

-Co teraz? Jest dla nie jakąś szansa?

-Cóż pewnie by była, gdybym dowiedział się o tej chorobie jakieś trzy miesiące temu.

-Scott, to nie twoja wina, nie musisz się obwiniać, ona…

-Wiem.

Zdezorientowany spojrzałem na Scotta. Nigdy nie sądziłem ze będę wstanie usłyszeć od niego te słowa. Słowa, które mówiły jedynie prawdę, ale świadczyły zarówno o czymś innym. Scott zawsze brał na siebie cala winę. Obarczał się wyrzutami, które jedynie niszczyły jego życie. Ale teraz wpatrując się w niego, mogłem zauważyć zmianę, która wpływała na nas obydwu.

Wolf's rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz