16.Utraciwszy siebie, brniemy do przodu

840 60 7
                                    

 

Odwaga to prawie sprzeczność sama w sobie. Oznacza mocne pragnienie życia, przybierające postać gotowości na śmierć.

 

Gilbert Keith Chesterton

_________________________________

Po prawej stronie miniaturka Sky.

16.Utraciwszy siebie, brniemy do przodu

 

~Sebastian~

 

Wcisnąłem pedał gazu, z całych sił chcąc jak najszybciej znaleźć się już przy Agnes. Gdy dowiedziałem się o wypadku, moja wilcza natura i ja wpadła w szał. Od razu wybiegłem ze sklepu i wsiadłem do samochód. Nadal nie dochodziło do mnie to, co Scott powiedział mi przez telefon. Wypadek? Agnes? Przecież ona wcale nie powinna znajdować się z nim w tym samochodzie. Mój gniew jeszcze bardziej się powiększał, gdy dochodziło do mnie świadomość, że zamiast mnie był koło niej Scott, który jakimś cudem zabrał ja z domu bez mojej zgody.

Gdy mój samochód stanął na podjeździe od razu przebiegłem przez mały trawnik i cały zdyszany wpadłem do domu. Wchodząc roztrzęsiony do małego salonu, powoli przeszedłem wzrokiem po twarzach moich przyjaciół, po czym zatrzymałem się na Scotcie. Czułe jak mój wilk walczył ze mną. Jak jego agresja odbijała się moich myślach? Tak jakby jego wycie wychodziło z mojego serca. Nie mogąc dłużej trzymać sie w opanowaniu, rzuciłem się pięściami na Scotta. Czułem jak furia mojego wilka przejmowała na de mną kontrole i bez opanowania uderzałem Scotta..Nawet nie poczułem, gdy Eric Simon przytrzymywali mnie i odpędzali od Scotta. Jednak mój wilk pomimo oporu, dalej atakował Scotta. Jego twarz była łamana pod siła moich uderzeń i kontynuowałbym dalej, dalej i dalej gdyby nie, dziwne pulsujące uczucie na moim policzku. Przez chwile rozmazany obraz nabrał kształtu twarzy Calesti. Obłąkany z pod furii wilka otrzepałem z siebie Erica i Simona i przeniosłem wzrok z Calesti na podnoszącego się Scotta, którego twarz zabarwiona była na czerwony kolor.  Nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa, tylko wziąłem za rękę moja przyjaciółkę lekko ja ścisnąłem. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Czemu tak bardzo pobiłem Scotta? Czemu to właśnie Calestia była wstanie mnie otrząsać z tego transu, jednak jedyne, co teraz chciałem to zobaczyć Ją całą, zdrową i uśmiechnięta? Uśmiechniętą tylko dla mnie. Spojrzałem na Calestie, która tylko lekko się uśmiechnęła i odwzajemniła uścisk dłoni

-Idioto, co ty robisz, chcesz zabić swojego przyjaciela. Gdyby nie Eric i Simon, chyba wszyscy byśmy nie przeżyli twojego ataku szału Na drugi raz lepiej się opamiętaj. Zrozumiano- powiedziała normalnym głosem tak jak przystało na Calestie chwyciła się ręką w pasie.

Można by uznać to za brak zainteresowania, ale jeśli chodziło o Calestie wszystko nabierało innego sensu. Mimo swojego upartego i ciągle wybrzydzającego charakteru, zawsze była dziewczyną o miękkim sercu i opiekowała się wszystkimi ponad czegokolwiek innego. Była idealnym aniołem stróżem.

-..A i tak dla informacji Agnes jest w twoim pokoju. Czeka na ciebie – spojrzał na mnie Calestie tak jakby chciał powiedzieć „I co ty tu jeszcze robisz. Idź do niej, po czym nim się obejrzałem, pędem wskoczyłem na pierwsze dwa schody znalazłem się przy moich drzwiach.

Gdy chwytałem klamki, moja ręka drżała. Bałem się. Bałem się tego, co miałem jej powiedzieć. Tego, co zrobię, gdy spojrzę jej w oczy, czy wyrządzę jej krzywdę. Czy aby na pewno nic jej się nie stało? Biorąc wielki haust powietrza powoli nacisnąłem na klamkę o drzwi i wszedłem do środka.

Wolf's rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz