18.W otchłani rozpaczy cz.2

730 59 10
                                    

Odwieczna tęsknota za wędrówką szarpie łańcuchem przyzwyczajeń. I znów z zimowego snu budzi się we krwi dziki zew.

 

Jack London

________________________________

Po prawej stronie gif.

18.W otchłani rozpaczy cz.2

 

 ~Agnes~

 

Siedziałam na małej skórzanej kanapie, nerwowo zaciskając swoje ręce. Od kilku minut wpatruje się w poobijana twarz Scotta i próbuje sobie wyobrazić przebieg walki jego i Sebastiana. Górna warga Scotta była rozcięta, a jego lewe oko było spuchnięte i sine. Sam w sobie wydawał się spokojny i tak jakby nie przejmował się całym wczorajszym wydarzeniem, jednak dobrze wiedziałam ze tak nie jest. Scott nerwowo się poruszył na parapecie i nim zdałam sobie sprawę trzymał moja rękę w mocnym uścisku.

-Kiedy zamierzasz mu powiedzieć- warknął cicho w  moja stronę puszczając przy tym moja obolała rękę

-Jeszcze trochę. Obiecuje ,ja nie jestem na to gotowa. Nie wiem jak mam mu to powiedzieć

-Nie wiesz. W takim razie jak możesz mu patrzeć w oczy, kiedy on bez warunkowo ci ufa i wpuścił do swojego domu. Jak? No pytam się jak?

Nie wiem? Naprawdę nie wiem jak mogłam mu to zrobić. Przecież go kochałam. Pokazał mi, czym jest prawdziwe Zycie, czym jest wolność. On, jako jedyny próbuje walczyć o mój wymarzony „idealny świat:”. Spojrzałam ukradkiem na zimowe widoki zimy, które odbijały się w małym oknie, po czym zwróciłam swój wzrok na Scotta.

-Nie proszę cie już o dyskrecje, czy tez jakakolwiek pomoc. Chce po prostu żebyś mnie wysłuchał.

-Wysłuchał?

-Chce żebyś wiedział, czemu tak bardzo kocham Sebastiana, czemu mu niczego nie powiedziałam, proszę.- Spojrzałam na Scotta uśmiechając się do niego smutno

-He, jeśli myślisz ze zamierzam ci, w jaki kol wiek sposób pomoc to się mylisz. Nie zamierzam tego dłużej trzymać w sekrecie- chłopaka szybko podniósł się z parapetu i nim sobie zdałam stanął przy drzwiach.

Nie wiem, czemu, chwyciłam jego lodowata rękę i ścisnęłam ją mocno, chcąc go, w jaki kol wiek zatrzymać. Ja chyba naprawdę mu zaufałam. Naprawdę chciałam w końcu powiedzieć cos komuś o sobie.

-Puść mnie- wycedził przez żeby chłopak, piorunując mnie wzrokiem

-Proszę, pozwól mi tylko ci cos o sobie powiedzieć.

Przez chwile oboje wpatrywaliśmy się nazw zjem, po czym Scott ulegle luzując swoje ciało usiadł na swojej malej czarnej kanapie i piorunująco zaczął wpatrywać się w moje oczy jakby chciał cos z nich wyczytać. Nie czułam strachu. Wręcz przeciwnie już od dawna nie czułam się tak pewna. Wiedziałam ze to był odpowiedni pomysł by w końcu komuś zaufać i powiedzieć cala prawdo mnie i o mojej przeszłości. Z kąt pochodzę. Kim jest mój ojciec? I dlaczego tak bardzo chce poznać, czym jest prawdziwa wolność. Teraz musiałam sama zawalczyć o swój idealny świat i postarać się zaufać Scottowi.

-Urodziłam się w normalnej rodzinie moja matka jak i zresztą ojciec byli zmiennokształtnymi. Mieszkałam w Tenessy. Większość swojego życia spędziłam jak normalne dziecko. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim jest tak naprawdę mój ojciec. Jednak z czasem, kiedy zaczęłam dorastać, również zaczęłam dostrzegać w nim pewne zmiany. Stawał się niespokojny. Pełen wstrętu do całego świata. Naszego życia. Uważał ze zmiennokształtni nie powinni żyć na pograniczach społeczeństwa. Ze powinni zacząć walczyć. Buntować. Powinni sięgnąć po władze. Wtedy tego nie rozumiałam, a moja matka nie miała na ojca żadnego wpływu. Któregoś dnia ojciec chciał opuścić dom. Nie wiem dokładnie, w jakim celu. Ale na pewno nie w słusznym. Moja matka stanęła mu na drodze. Stawiając mu na drodze, padła jego ofiara. Na moich oczach spadla ze schodów, zostawiając w moim sercu pustkę. Wtedy nie potrafiłam winić za to ojca, bo on był moja rodzina. Pozostawiona z pustka w sercu ojciec zamknął mnie w swoim świecie. On przepełniony zemsta, zmienił mnie w mordercę. Stworzył ze mnie mordercę, na własne jego zadanie.

 -Co było dalej?

-Razem z ojcem wyprowadziłam się z miasteczka. On przyjmując przydomek Rozpruwacza zgromadził setkę zmiennokształtnych, których zamienił w maszyny do zabijania. Żyłam wtedy jak każdy morderca. Zabijała i nie oglądałam się wstecz. Nie byłam wtedy jedynym wyjątkiem. Był Chris i wielu innych, którzy podążali ta sama droga. Droga zemsty. Jednak, któregoś dnia zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę sprawiło ze moje ręce okryły się bliznami i krwią niewinnych. Nie miałam już ojca, nie byłam sobą. A jedynym moim punktem stabilizacji był Chris. Z czasem to życie stało się dla mnie trudne. Rozpaczałam nad sama sobą. Zatraciłam się w nieistniejącym świecie. Powoli traciłam wszystko. Moje spojrzenia na świat stawały się dla całej reszty blednę, przez co traciłam jeszcze więcej. Traciłam nie tylko siebie, ale i przyjaciół. Chrisa. Oddalając się od niego, oddalam się od siebie. Nie mogłam tego znieść.. Któregoś dnia, po prostu uciekłam. Zostawiłam za sobą wszystko i uciekłam. Miałam wtedy głupia nadzieje ze skoro znajdowałam się daleko od Tennessy, gdzie ojciec miał swoja siedzibę, sądziłam, ze nie będzie mnie szukał. Jednak myliłam się. Wysłał za mną posiłki i nim zdałam sobie sprawę w ciągu tygodnia znalazłam się w Virginii. Tak samo jak poprzednio miałam ominąć to miejsce bezproblemowo nie pozostawiając za sobą żadnych śladów. Jednak jak widać sprawy się pokomplikowały i twój najlepszy przyjaciel zaczął kruszyć moje niegdyś zlodowaciałe serce.

Ze strachem i ulga westchnęłam odrywając się od parapetu i spojrzałam na Scotta. Czułam jak moje ciało uwalnia się spod ciężaru popełnionych w ciągu kilku lat morderstw. Wreszcie czułam jakbym zaistniała w tym nadal nieznanym mi świecie. Jakby miłość Sebastiana dala mi szanse na nowe Zycie. Scott podniósł swój wzrok i ze smutkiem spojrzał na mnie, po czym mocno zacisną swoje ramiona wokół mnie, dusząc mnie w uścisku. Moje ciało przeszły ciarki. Mimo iż ciało Scotta wydawało się jeszcze kilka minut temu było zimne, teraz płonęło i dodawało mi odwagi. Czułam jak iskrzyłam, a moje nogi trąciły sile. Czy to właśnie nazywa się zaufaniem? Czy to jest przyjaźń, która łączy Sebastiana z każdym członkiem stada? Czuje jakby mój „idealny świat”, wreszcie znalazł w sobie miejsce dla jeszcze kilka drogocennych mi osób.

-Nieważne czy jesteś taka jak my czy nie, pomogę ci. Czuje ze tego ci właśnie Trzeba. Nie musisz się wstydzić swojego nazwiska. Jego przeszłość niema z Toba nic wspólnego

Słowa Scotta odbiły mi się w głowie, po czym utonęły w moim sercu i nim zdałam sobie sprawę odwzajemniłam jego ucisk, tąpiąc w ramieniu Scotta ostatnie łzy smutku

-Dziękuje. Dziękuje Scott…

-To ja ci dziękuje Mongeres…

Naprawdę ci dziękuje. Jesteś osoba, która zdjęła mój ciężar przeszłości z moich bark i zaufała mi. Dziękuje. Teraz mogę wypłakać swoją samotność w twoich ramionach, trzymając się nadziei na lepsze życie.

- Mongeres?

Simon?

 

Wolf's rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz