Czternaście

834 64 4
                                    

Czy mogę prosić, abyście głosowali lub/i zostawiali komentarze? Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta.           

          Gdy  następnego dnia obudziłam się, było piątkowe popołudnie, tego dnia postanowiłam nie iść już na wykłady, bo nie opłacało mi się to w zadnym stopniu. Zrzucając z siebie kołdrę lewą ręką, postawiłam stopy na zimnych panelach, czego od razu pożałowałam, gdy nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, sprawiając, że miałam gęsią skórkę, dosłownie na całym ciele. Przerażająca cisza panowała w domu, zmuszając mnie, do zejścia na dół i sprawdzenia, czy ktokolwiek poza mną był w domu. Dygocząc z zimna zeszłam po schodach, rozglądając się po kuchni i salonie, nie dostrzegając nikogo. Za to na czarnej kanapie w salonie, leżała duża, czarna męska bluzą, nie zastanawiając się nad niczym narzuciłam ją na moje ramiona, aby sprawić, by było mi odrobinę cieplej. Zakładając na stopy japonki ruszyłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę, wyciągając z kredensu kubek i torebkę zwykłej herbaty. Po chwili czajnik zagwizdał dając znak, że woda jest już gotowa, a głęboko para zaczęła wylatywać z wieczka. Złapałam za rączkę czajnika i przechyliłam tak, aby woda wlała się do kubka. Poczekałam kilka minut, aż napój się zaparzy i siadając przy stolę, złapałam kubek w obie dłonie, tak aby gorący napar rozgrzał moje dłonie. Patrząc się w ścianę nie myślę o niczym, dosłownie, gdy dźwięk mojego telefonu sprawia, że wyciągam go z kieszeni bluzy, który uprzednio tam wsadziłam, wychodząc z pokoju Beau i ubierając się w bluzę jednego z chłopaków. Wydaję mi się, że napisał do mnie JJ, albo Beau. Modliłam się do Boga, aby był to ten drugi. 

Scott: mama kazała spytać jak się masz i czy nie mieszkasz w kartonie pod mostem. 

Byłam zaskoczona kiedy to klikając na ikonkę wiadomości, pokazał się numer Scotta, mojego brata. Jeszcze większe zdziwienie pojawiło się u mnie, kiedy przeczytałam treść smsa, bo czyżby moja mama się o mnie.. martwiła? To nie możliwe, ona nigdy się o mnie nie martwiła, byłam zawsze tym nieudanym, niepotrzebnym dzieckiem, więc co ją do cholery nagle ruszyło?

Me: Ta jest spoko i mieszkam w normalnym domu.

Odpisałam i przechylając kubek, przy moich ustach, napiłam się ciepłego naparu, który sprawił, że od razu zrobiło mi się o wiele wcześniej. Chwilę później ponownie dźwięk przychodzącej wiadomości rozszedł się w średniej wielkości kuchni.

Scott: nie potrzebujesz żadnej kasy czy coś?

Me: Dlaczego o to pytasz?

Scott: Dobrze wiesz, że nie dogadywaliśmy się jako rodzeństwo, ale nie chcę, aby moja siostra wylądowała w norze ćpunów, rzucając studia, skoro dobrze ci szło.

Me: Odbiło ci? Jaka nora ćpuna, mieszkam u Beau, a sam wiesz, że on jest w porządku. I nie, nie rzucam studiów.

Scott: Więc dlaczego dziś nie widziałem cię przez cały dzień?

Me: Nie muszę tłumaczyć ci się z tego co robię, jestem już dorosła i nie potrzebuje niańki.

Scott: Więc skoro jesteś taka dorosła sama płać sobie za studia, a nie naciągasz rodziców. 

Me: Dla twojej wiadomości, mam stypendium, ze względu na dobre oceny z zeszłego roku, a za pierwszy rok, nie płacili rodzice, tylko babcia, więc przestań być bardziej żałosny niż jesteś i skończ do mnie pisać, jak widzisz, radzę sobie o wiele lepiej niż ty. x

Scott: Czy ty próbujesz mnie oczernić?

Me: Nie, po prostu piszę co myślę, a teraz sorki, ale jestem zbyt mocno zajęta, aby pisać z takimi żałosnymi ludźmi jak ty, więc narka. 

Uśmiechnęłam się zwycięsko do telefonu, to naprawdę poprawiło mi humor, mogłam mu w końcu pokazać, że z porównaniem do niego nie jestem zależna od pieniędzy rodziców i potrafię radzić sobie sama. Pamiętam jak przez całe moje dzieciństwo, to właśnie Scott, wytykał palcami każdą moją wadę, porażkę, próbując udowodnić rodzicom za wszelką cenę, że jestem zerem, że nic nie potrafię, że nic nie znaczę, że jestem nie potrzebna. 

/Retrospekcja 3os/

           Siedmioletnia dziewczynka z brązowymi warkoczykami siedziała w piaskownicy sama, budując zamek, który wydawał się być dla niej naprawdę ładny, wiedziała, że jak skończy, pobiegnie po mamę i tatę i pochwali się swoim dziełem, a oni dumni zrobią zdjęcie i będą gratulować jej, mówiąc same komplementy. Niestety tak się nie stało. Malutka Blair ozdabiała właśnie swoją budowlę kilkoma kamyczkami i koniczynką, kiedy jej o rok starszy brat przybiegł i naskoczył na zamek, wykonany przez dziewczynkę śmiejąc się złowieszczo. W oczach brunetki zabłysnęły łzy, które po krótkiej chwili wypłynęły na policzki, a z ust uleciał głośny szloch.

-Czego ryczysz, przecież ten zamek był okropny, mi by było wstyd się do niego przyznać- syknął jej starszy brat, patrząc na swoją siostrę z obrzydzeniem. Czy to nie powinno być tak, że to najmłodsze dziecko powinno być rozpieszczane i mieć więcej przywilejów? Więc co jest nie tak z jej rodziną, że nienawidziła jej od samego początku jej  żywota. Drobna dziewczynka często zastanawiała się nad tym co mogła zrobić źle i chciała przeprosić swoich rodziców za to, ale za nic w świecie nie mogła przypomnieć sobie co takiego robiła. Więc po prostu każdego dnia, rysowała laurki dla rodziców pisząc czarną kredką 'przepraszam' pomiędzy ludzikami, którzy przypominali jej rodzinę. Zanosiła owe laurki każdego dnia, dopóki nie skończyła dwanaście lat, ale za każdym razem laurki trafiały do śmietnika , nie zasługując chodź by na jedno spojrzenie z jednego z rodziców. Za to laurki starszego brata Blair przyklejone były we wszystkich miejscach na lodówce, a sam Scott, dostawał ogromne całusy od rodziców, siedząc na kolanach jednego z nich i zawsze gratulowali mu talentu i tego jak pięknie je wykonał, a nieważne jak bardzo Blair się starała, nigdy nie była wystarczająco dobra. 

/koniec retrospekcji/ 

         Do oczu napłynęły mi łzy, kiedy wspomnienia zalały moją pamięć, zawsze chciałam stracić pamięć i nie pamiętać mojego dzieciństwa, było dla mnie jedną wielką walką o uwagę, ludzi, którzy teoretycznie powinni mnie kochać. Starłam łzy ze swoich policzków cicho łkając w rękaw bluzy, który pachniał jednym z męskich perfum, ale nie potrafiłam rozróżnić, do kogo one należały. Podciągnęłam kolana i chowając w nich twarz, szlochałam głośno, pozwalając łzą spływać na mój policzek, a później na t-shirt. 

-Wszystko w porządku?- usłyszałam kilka minut później przy moim uchu, podskoczyłam na krześle wystraszona, podniosłam głowę patrząc na twarz Jaia, który kucał przy moim krześle, patrząc miękko na mnie.

-Tak- kiwnęłam głową na potwierdzenie moich słów i starłam resztki łez z mojej twarzy.

-Więc dlaczego płaczesz?- spytał, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.

-Tak jakoś- wzruszyłam ramionami i wstałam, aby urwać temat, nie chciałam go kontynuować. Jai widząc, że idę w kierunku schodów poszedł za mną.

-Moja bluza- zaśmiał się w swój uroczy sposób, zwracając uwagę na mój ubiór, już chciałam ją zdjąć i oddać ją jemu kiedy uprzedził mnie- Nie, spoko zatrzymają ją i tak lepiej w niej wyglądasz- dodał, a ja zaśmiałam się na jego słowa. Wyglądałam okropnie i byłam tego pewna na sto procent, miałam czerwone oczy i nos od płakania, nie miałam na mojej twarzy ani grama make upu, a moje włosy wyglądały jakby przeszły silny huragan, do tego byłam w spodniach od piżamy w czerwoną kratkę, przypominająca tą szkocką kratę, do tego miałam szary luźny t-shirt, który należał do Beau, a do tego za dużą, o wiele za dużą bluzę Jaia, wyglądałam śmiesznie. Zostawiłam jego uwagę bez odpowiedzi i udałam się do pokoju przyjaciela, kładąc się do łóżka, przykrywając kołdrą, przyjemnie ciepło było mi pod gruby materiałem co sprawiło, że chwilę później spałam. 




Fuck off stalker I J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz