Rozdział VI

303 24 5
                                    


Był, to lis, zwykły lis.

- A, ty  skąd go wzięłaś? - zapytał Minho.

- A skąd wychodzę tłumoku.

- Jak, go złapałaś? - zapytałam

- Rękami, i to ona nazwałam ja Marchewa - Minho wybuchł śmiechem. Wkurzona spróbowała nadepnąć mu na nogę ale Minho, bardziej głośniej zaśmiał się.

- Buty z blacha, nic nie zrobisz własnym ciałkiem.

- Na pewno?

- Co na pewno?-zapytał zdziwiony, na odpowiedz mnie było długo czekać, Scarlett obrazu kopnęła chłopaka tam gdzie nie wolno, zgiął się w pół.

- Tu nie masz ochraniaczy??!?!! A powinieneś. No dobrze Marchewa idziemy – powiedziała do zwierzęcia- Caro chodź, damy mu jeść.

- Myślałam, że to kobieta.

- Jej!

- Zaraz przyjdę- podeszłam do chłopaka.

- Minho wszystko w porządku?

- Jak na razie, średnio.

- Wszystko na miejscu?

- Nie wiem, sprawdzę- powiedział śmiejąc się.

- I co wszystko na miejscu?

-Myślę, ze tak. Po chwili się wyprostował- jak przeztwoją siostrę, nie będę miał dzieci to ją zabije!- powiedział w 100 % poważnie.    

- Ogay.

Powoli, ale jakoś doszliśmy to kuchni Patelniaka, wszedł tam Minho, ja zostałam na zewnątrz, usiadłam na ławce, każde słowo z kuchni dało sie słyszeć.

- Patelniak, daj lód- powiedział Minho.

- Po, co Ci?- zapytał kucharz, obojętnie.

- Stary, awaria, no daj nie, bądź fuj!

- Dobra.- usłyszałam otwierający się zamrażalnik, potem zamykający się.

- Dziękować!- potem usłyszałam, dźwięk opadającego ciała na narożnik.

- Czemu ty ściągasz spodnie w kuchni!??!! - zakrzyczał przerażony Patelniak.

- Weteran, dostał w jajka, i boli, boli.

- Od, kobity?

- Tak, bez bicia się przyznaję.

- Ta, twoja czy Scar... coś tam?- twoja, co ja jestem.... rzeczą!??!!

- Scarlett.

- Ogay, tylko nic tu nie dotykaj, i nie przeszkadzaj, aaa nikt się nie dowie.

- Dzięki, Patelniak. Po tym ulotniłam się do Bazy, po drodze zaczepił mnie blondyn.

- Hej, możesz tego cholernego zwierzaka, od twej koleżanki jakoś wyałtować?

- Jasne,a jedno pytanie.

- Słucham?- powiedział uśmiechnięty.

- Jak masz....

- Newt, miłego dnia- powiedział idąc w swoją stronę. Weszłam do Bazy na środku salonu siedziała po turecku Scarlett z lisem.

- Hej.

- Hej, przekupili Cię, by wykopać Marchewę?

- Hmmm, nie- skłamałam.

- To fajnie.

- Czemu skopałaś, biednego Minho, nic nie zrobił?

- Użalasz się, nad tym idiotą.- powiedziała głaszcząc po głowie, siedzącego przed nią zwierzaka. 

- Nie, jest idiotą, bardzo fajny, poukładany facecik.

- Zakochana.

- Chyba,ty.

- Ta, ta, jeśli chcesz, żebym zabrała Marchewę, to proszę- powiedziała oburzona po czym wzięła lisa na ręce i wyszła na zewnątrz zostawiając mnie samą, usiadłam na kanapie, myślałam, Scarlett ma na mnie ewidentnie focha, za to, że zostałam z Minho, a nie poszłam z nią. Co zrobić? Wracać, zostać?



Chcemy być wolni! / "Więzień labiryntu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz