Rozdział VII

261 20 2
                                    


Siedziałam na kanapie dosyć długo, rozmyślałam za i przeciw w sumie to wychodziło po równo, spojrzałam za okno, było ciemno, aż dziwne bo jeszcze moment temu przechadzałam się z Minho i ..... pokłóciłam się z Scarlett, patrzyłam na bez chmurne niebo, gdy nagle ktoś dotknął mojego ramienia aż podskoczyłam ze strachu, obróciłam gwałtownie głowę kto tam stał: Minho

- Przepraszam, najmocniej- powiedział szczerze.

- Nic się nie stało, prucz tego ze dostałam ataku serca, a tak to spoko.

- Widziałam twoja oburzona koleżankę, siedzącą na ławce i gadającą do lisa, czy coś się stało?

- Pokłóciliśmy się.

- Współczuje, mogę? - zapytał wskazując na kanapę.

- Jasne- usiadł obok.

- Nie jestem dobry w rozmowach na temat pogodzenia się ale zapytam o co poszło?

- Szczerość za szczerość?

- Jasne.

- O Ciebie- Minho zaniemówił, po czym zapytał.

- O to przy lesie?

- Tak o to.

- Ty byc po mojej a ona po swojej ?

- Dokładnie

- Miło z twojej strony- pow uśmiechnięty

- Proszę- powiedział

- NO, to może się w końcu uśmiechniesz, bo tak to zamieniasz ten pokój w krainę lodu.

- Może być.

- Ale nie chce zamarznąć.

- Trudno- powiedziałam śmiejąc się.

- Udało mis się.

- Przyznaje tak.

- Zbliża się wieczór jutro nasz 1 wspólny zwiad...

- Co sugerujesz?- zapytałam patrząc na niego.

- Pójść spać, wstajemy 5 : 00.

- Racja.

- A ty co myślałaś?

- To, co ty

- Ogay, na razie, i nie smuć się więcje strasznie w tedy wyglądasz- powiedział wychodząc.

Poszłam do góry schodami, strasznymi schodami, weszłam jako 1 do pokoju sciągłam buty i walłam się na materac, szybko zasnęłam, rano obudziły mnie promienie słońca, z niechęcią wstałam i pomaszerowałam na polane przed wrotami, rosićągałam się, Minho nie było, dopiero o 5:45 ruszył swój zacny tyłek pod wrota

- Co tak długo?

- Zaspałem miał mnie Newt obudzić ale mu się nie udało- powiedział.

- To co za 15 idziemy?

- Biegniemy?

- Oczywiście. po 16 min wbiegliśmy do labiryntu, lewo prawo prosto lewo itd, gdy biegliśmy Minho kątem oka na mnie spoglądał, kiedy na niego spojrzałam szybko odwrócił wzrok.

- Co jest?

- Nic, nic.... biegnijmy- powiedział uśmiechnięty. w połowie zrobiliśmy przerwę. Usiedliśmy na ziemi. Otworzyliśmy pudełka na śniadanie, wyciągaliśmy kanapki i zaczęliśmy rozmowę.

- Z kim biegasz na co dzień?

- Normalnie z Dylanem, a Scarlett to dwa razy w tygodniu.

- A wasz dowódźca to?

- Curtis, chłopak prawie taki sam jak wasz Alby.

- Z wyglądu czy z charakteru?

- Z wyglądu, a z charakteru to nie wiem, bo nie znam waszego Comendatoro.

Minho wybuchł śmiechem.

- Czy ja coś źle powiedziałam?

- Coma.... Comandoro- powiedział, dalej się śmiejąc. Po kilku minutach, kiedy Minho się uspokoił, ubraliśmy plecaki i dalej pobiegliśmy. Spotkaliśmy jednego Bóldorzece. Chłopak gwałtownie się zatrzymał. Dopiero, gdy się oddalił, Minho ruchem ręki wskazał, żeby biec dalej. Z każdą minutą Azjata wydawał się coraz ładniejszy. Myślałam o Curtisie.

- O czym myślisz?

- O ludziach w Strefie E- skłamałam.





Chcemy być wolni! / "Więzień labiryntu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz