Rozdział XVIII

160 11 11
                                    


- No, sam se tego nie zrobił- powiedział w progu lecznicy- trzecie łóżko, trzeba go opatrzeć- tak też, zrobił, Jeff to świetny lekarz.

- Mamy Clinte znieczulenie?- zapytał.

- Jakieś mamy.

- No, to na co czekasz? Daj to.

- Już.

- Chce, zobaczyć Caro- powiedziałem.

- Nie, teraz, sama leży na 2 piętrze to, zobaczysz ją niedługo.

- Dobra- po czym poczułem igłę wbijającą się w ramię. 

- Kochasz Caro?

- NA zabój.

- Ona, Cię również, jak się obudziła to pierwsze co  powiedziała to Twoje imię.

- Co?- ruszyłem się gwałtownie. Poczułem ogromny ból w głowie.

- Powoli Minho leż.

- Ogay- odpłynąłem. Obudziłem się dzień. Otworzyłem oczy, głowa bolała po pieronie. Leżałem na lewym boku. Gdy próbowałem się obrócić na plecy, ktoś powiedział:

- Powoli, bo się urazisz- gdy ten ktoś pomógł mi się obrócić, zobaczyłem kto to.

- Wynoś się- powiedziałem.

- Minho, spokojnie- powiedział Alby.

- Pikolony, człowieku, już won!- zakrzyczałem.

- Ogay- stanął przy ścianie.- na spokojnie musimy pogadać.

- Ach, tak- wstałem, bez zastanowienia.

- Minho, połóż się.

- Po co? Byś mógł, mnie uderzyć drugi raz?- zapytałem, podchodząc do niego.

- Nie, ale, idź się połóż- powiedział chwytając mnie za ramie. 

- Nie, dotykaj mnie- wziął rękę.

- Minho, wiesz, że- jego głos stawał się coraz głośniejszy, nie wyraźny, przed oczami zobaczyłem ciemność, kolana się pod mną ugięły, kilka centymetrów dzieliło mnie od gleby, lecz Alby chwycił mnie, poczułem, że druga osoba ciągnie mnie w stronę łóżka...

Chcemy być wolni! / "Więzień labiryntu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz