Łzy, zasnuwają moje oczy mgłą, przez co, zaczynam tracić ostrość widzenia. To jednak nie sprawia, że przestaję widzieć kompletnie.
Wyraz twarzy mamy, sprawia wrażenie, jakbym miała w ogóle, nie zobaczyć tego, co zobaczyłam.Gabriel posyła Tosi pytające spojrzenie, a Tosia- patrzy pytająco na mamę.
W końcu, z powrotem,przenoszę spojrzenie na tatę, który siedzi na wózku. Wygląda strasznie. Jego policzki są zapadnięte, z włosów na głowie,prawie nic nie zostało. Wygląda jak chodząca śmierć. Przykryty jest wełnianym kocem, ale mimo tego, można zauważyć, jak bardzo schudł. Czy przez tydzień, mógł aż tyle, stracić na wadze?
-Jadwiga- jego głos jest słaby i zachrypnięty.
-Kochanie, zawiozę Cię do sypialni- mówi mama.- Musisz teraz odpoczywać.
-Pozwól mi...- urywa,ponieważ dopada go, atak kaszlu.
-Gabriel, przynieś z samochodu, moją torebkę i lekarstwa Michała, dobrze?- mama przejmuje dowodzenie.- Tosia, zajmij czymś Antka i zawołaj Franka.Musi mi pomóc.
Siostra znika, gdzieś wgłębi domu, a Gabriel wraca do auta. Mama pcha wózek do sypialni,nie wzruszona tym, że niczego tu nie rozumiem. Chciałabym zapytać ją o to, co tu się dzieje, ale wiem, że to nie odpowiednia chwila.Dlatego, idę za nią, do pokoju.
Gdy zatrzymuję się w progu, widzę jak mama i Franek, pomagają tacie stanąć na nogi i dojść do łóżka, po czym sadzają go na nim. Tata opiera się o poduszki i mama wbija mu w żyłę wenflon, połączony z kroplówką.
Nie mogąc patrzeć na to,jaki stał się kruchy, odwracam się i staję przed drzwiami do gabinetu taty. Jeszcze półtora tygodnia temu, siedzieliśmy tam wszyscy razem. Ojciec wysłał mnie do Francji. Był wtedy sobą...
-Iga- głos Franka sprawia,że odsuwam się od drzwi gabinetu. Brat otwiera je i wpuszcza mnie do środka. Wchodzi za mną, a za nim podążają Tośka z Gabrielem i moja matka.
Wszyscy wyglądają tak,jakby postarzyli się o 10 lat, w 10 minut. Widzę, że to nie będzie rozmowa o pszczółkach, kwiatkach i zielonej łączce.
-Usiądziesz?- pyta mama,wskazując kanapy. Robię to, o co prosi, a za moim przykładem idą Tośka i jej mąż. Mama z Frankiem zostają na nogach, jakby w każdej chwili, mieli wyjść z pomieszczenia.
-Twój ojciec jest chory-tłumaczy mama.
-Zdążyłam zauważyć-odpieram.
-To rak- nie zawraca uwagi,na mój sarkastyczny, ton.- Złośliwy. Usytuowany w miejscu,gdzie...
-Co?- przerywam jej.- Jaki rak? Jak, to złośliwy? O czym ty mówisz?
Mama zaczyna przechadzać się po gabinecie, z założonymi rękami. Zastanawia się nad czymś,po czym zatrzymuje się przy oknie i zaczyna mówić, wpatrując się w szybę.
-Jakieś pół roku temu,Michał zaczął skarżyć się na bóle kręgosłupa. Poszedł do lekarza, który w tamtym momencie, nie mógł już nic zrobić. Ból był skutkiem raka trzustki. Od razu, skierowali go, na tomografię jamy brzusznej. Guz jest w miejscu, z którego nie da się go wyciąć.Poza tym, jest już zbyt duży.
Patrzę na nią, nie dowierzając. Mówi to tak spokojnie, jakby przepowiadała prognozę pogody. Patrzę po twarzach pozostałych. Franek opiera się rękami o oparcie fotela taty. Ma zwieszoną głowę. Tośka próbuje powstrzymać się od płaczu, a Gabriel przyciąga ją do siebie i obejmuje.
-Próbowaliśmy wszystkiego, ale guz się nie zmniejsza- ciągnie mama.- Trzy miesiące temu, znaleźliśmy klinikę w Szwajcarii, która prowadzi badania nad lekiem. Zgodzili się, podawać go Michałowi. Właśnie tam byliśmy, gdy dzwoniłaś do mnie, z Nicei.
CZYTASZ
Wiraż Życia (nie poprawione)
Romance"Rzuciłam Nowy Orlean, żeby przyjechać na to głupie przyjecie urodzinowe. Rzuciłam pracę, żeby złożyć tacie życzenia, żeby usłyszeć od mamy, jak bardzo za mną tęskniła, (choć dzwoni do mnie trzysta razy dziennie), żeby usłyszeć, że moja siostra znów...