Lena mówi, że Daniel jest Holendrem. Wspomina też, że spotykają się od dłuższego czasu, ale na razie nie planują ślubu.
Tego nie spodziewałam się po kuzynce. Zawsze mówiła o tym, jak będzie wyglądać jej ślub. Biała sukienka, pełno kwiatów, "Marsz Weselny" Mendelssohna grany na pianinie, cała rodzina, okrągłe stoły z wielkimi bukietami róż. Miała wszystko zaplanowane. Od tego, ile płatków róż rozsypią dziewczynki po to, ile kieliszków szampana będzie mogła wypić. Wszytko zapisywała w swoim błękitnym notesie, który miała wręczyć mi, w dzień, gdy powiedziałaby mi, że wychodzi za mąż.
Teraz,gdy jej słucham, mam wrażenie, że naprzeciwko mnie siedzi kompletnie inna osoba.
-Ile konkretnie, czasu się spotykacie?- pytam, nie wierząc w to co słyszę.
Kuzynka ucieka wzrokiem na bok, jakby wiedziała, że jej odpowiedź nie spodoba mi się.
-Lena-ponaglam ją.
-Siedem lat- mówi tak cicho, że wydaje mi się, że źle usłyszałam.
SiedemlatSiedemlatSiedemlat.
-Co?!-podnoszę głos.- Ile?
-Iga...
-Siedem lat?!- staję na równe nogi i zwiększam dystans między nami,podchodząc do okna.- Nie powiedziałaś mi o nim, przez siedem lat?!
-Nie wiedziałam jak- łka.
Prycham.
-Przestałaś rozmawiać z całą rodziną- tłumaczy.- Dzwoniłaś tylko do twojej mamy, ewentualnie do mnie...
-Rozmawiałam z tobą całe 10 lat!- krzyczę, przerywając jej.- Z tobą! Nie z Tośką, czy Frankiem! Z tobą! Mówiłam ci o wszystkim! O wszystkim! A ty, nie raczyłaś, powiedzieć mi o tym... Holendrze?!
-Jak miałam ci powiedzieć?!- także się unosi.- Przecież on ma na imię Daniel!
-No i co z tego?- wzruszam ramionami.- Wiesz, ile na świecie jest Danielów? Gdybym miała się załamywać, za każdym razem, gdy słyszę to imię, już dawno byłabym w psychiatryku!
Milena także wstaje. Rusza w moją stronę, ale ostatecznie cofa się i odwraca do mnie plecami. Próbuje ukryć to, że zaraz zacznie płakać. Próbuje ukryć to, że 'jest słaba'. Jak prawdziwa Podgórna.
-Nienawidzisz Holendrów- szepcze, połykając łzy.- Zawsze ich nie lubiłaś.Jaką miałam pewność, że polubisz Daniela?
-Tonie ja mam go lubić, tylko ty- wzdycham ciężko.- To nie ze mną będzie się umawiał, tylko z tobą. Lena, do cholery jasnej, to twój facet nie mój.
-To o co ci chodzi?- wydziera się tak głośno, że słyszę dźwięku padającego telefonu, za ścianą. Najwidoczniej Daniel, też nie spodziewał się takiego wybuchu z jej strony.
-Oto, że mi o nim nie powiedziałaś- mówię.- Ja powiedziałam Ci o moim ślubie. O śmierci Daniela. O Alexandrze. O mojej depresji. O wszystkim. A ty? Zataiłaś fakt, że masz chłopaka. Zrobiłaś to samo, co moja matka, rozumiesz? To samo, co zrobiła moja matka,siostra, brat i ojciec.
-O czym ty mówisz?- marszczy brwi.
-O tym, że wykreśliliście mnie, ze swojego życia- rzucam przez ramię, chwytając swoją torbę z kanapy. Ruszam do wyjścia, nie widząc dalszego sensu, przebywania tutaj.
-Iga...-Lena znów zaczyna, i znów nie dokończa zdania.
Przechodzę przez korytarz, mijając pokój w którym siedzi Daniel. Nadal jest w bokserkach, siedzi na łóżku, obracając w dłoniach telefon.Rzucam mu słowa pożegnania po niemiecku, w nadziei, że to zrozumie i podchodzę do drzwi wyjściowych.
-Iga!-stanowczy głos kuzynki, zatrzymuje mnie w miejscu, z ręką na klamce.- To ty, wykreśliłaś nas, ze swojego życia. Wyjechałaś na 10 lat i nie wróciłaś. Nie mówiłaś nic o swoim życiu prywatnym. Wszystkiego, dowiadywaliśmy się z gazet, internetu i wiadomości. Jak myślisz, jak się czuliśmy, widząc cię w telewizji? To było... To było tak, jakbyśmy widzieli ducha.
Nic nie mówię, próbując jakoś oswoić się z tym, co właśnie powiedziała. Czuję się, jakbym znów słyszała Alison. Jakbym przeżywała deja vu. Mam ochotę się rozpłakać.
-To ty, nas wykreśliłaś- powtarza.
To ostatnie słowa jakie słyszę, potem wychodzę i zatrzaskuję za sobą drzwi.
Mam dosyć. Mam dosyć tego miejsca, mojej rodziny, pobytu tutaj i tego,że każda rozmowa z członkami mojej rodziny, kończy się kłótnią.Mam ochotę wsiąść w najbliższy samolot, do Nowego Orleanu, i nigdy już tu nie wracać. Wiem, jednak, że nawet w Nowym Orleanie,nie jestem teraz mile widziana.
Zaczynam odnosić dziwne wrażenie, że palę za sobą wszystkie mosty. Mimo tego, że zostało ich już niewiele, wiem, że spalę je wszystkie.Tylko to, wychodzi mi najlepiej.
W chwili, gdy zjeżdżam windą na parter, wiem, że pomocy szukałam dziś w złych miejscach. Powinnam była pojechać tam od razu, ale myślałam, że nie jestem na to, jeszcze gotowa. Może nadal nie jestem, ale to ostatnie miejsce, gdzie mogę się teraz schować.
Od 19 lat czułam się pusta. Jakby pozbawiona części siebie. To tak, jakby wyrwali z mojego serca,mały odłamek, bez którego nie potrafiłam funkcjonować. Straciłam osobę, w której miała oparcie. Swojego powiernika. Jedyną jednostkę w życiu, którą chciałam mieć na wieczność przy sobie.
Przypomniałam sobie, chyba najgorszy moment w moim życiu. Wyśmiewanie się z Niej. Robienie z Niej, kogoś, kolokwialnie mówiąc, głupiego.Chciałam cofnąć czas. Nigdy tego nie zrobić. Nie naśmiewać się z Niej. Chciałam przeprosić, przytulić Ją i zapewnić, że kocham Ją najmocniej na świecie.
Przypomniała sobie, ten ciepły wiosenny dzień. Byłam wtedy tylko małą dziewczynką. Dzień, kiedy powiedziałam Tośce, że ją nienawidzę.Nienawidzę, bo zabierała mi wyimaginowanych przyjaciół. To właśnie do Niej poszłam. To Jej powiedziałam, co zrobiłam. To Ona wręczyła mi Biblię i kazała czytać o Wyrzuceniu z Raju i o Wieży Babel. To Ona wytłumaczyła mi, że powinnam przeprosić siostrę. To ona wytłumaczyła mi, czym był mój czyn.
Przypomniałam sobie, do kogo chodziłam po słodycze, kiedy miałam na nie ochotę.Ona zawsze je miała.
Przypomniałam sobie, jak siadałam na schodach jej domu, kiedy nie chciałam siedzieć już w namiocie.
Przypomniałam sobie , jak mówiła mi: „Nie dotykaj korali, bo je zerwiesz",„Nie ciągnij obrusu, bo zbijesz wazon", „Możesz pobawić się domofonem, ale go nie zepsuj ". Opowiadała o siostrach,widniejących na portrecie, wiszącym w pokoiku koło kuchni.
Przypomniałam sobie, smak Jej twarożku z mlekiem. Smak ugotowanych ziemniaków, w jej garnku (Zawsze smakowały inaczej niż w domu).
Przypomniałam sobie, Jej chód, Jej ubrania, Jej maszynę do szycia, Jej Pismo Święte, Jej brązowy futrzany kożuch, Jej beret, Jej rower, Jej okulary.
Przypomniałam sobie wszystko, tylko nie Jej twarz. Jej twarz, rozmyła się w moich wspomnieniach. Po 19 latach nie wiedziałam, jakie były koloru Jej oczy, jak wyglądał Jej uśmiech, jak skupiona była Jej twarz,kiedy coś szyła. Nie pamiętałam.
A teraz stałam. Wiedząc, że jest już za późno. Że nigdy nie usłyszę Jej głosu. Nie poczuję Jej dotyku, Jej zapachu. Już nigdy, nie zobaczę Jej w za dużym swetrze, w grubych skarpetach.Albo leżącej pod pierzyną.
Wpatrywałam się w grób prababci. Nie stał tam żaden znicz, zgodnie z życzeniem staruszki. Był tylko wazon z kwiatami. Samotny. Tak jak ja. Mała zagubiona, pozbawiona celu, dziewczynka.
Dziewczynka prosząca o wybaczenie. Dziewczynka, siedząca na kanapie u niej w saloniku, czytająca Biblię na głos. Dziewczynka, przychodząca po słodycze. Dziewczynka znudzona zabawą. Dziewczynka, chcąca być już kobietą. Dziewczynka, ciekawa historii. Dziewczynka, czekająca na Jej smakowitą gzikę. Dziewczynka pragnąca ostatniego pożegnania, ostatniego całusa w czoło.
-Jest ci tam lepiej?- przerywam ciszę panującą na cmentarzu.- Bo mi tu najgorzej.
CZYTASZ
Wiraż Życia (nie poprawione)
Romance"Rzuciłam Nowy Orlean, żeby przyjechać na to głupie przyjecie urodzinowe. Rzuciłam pracę, żeby złożyć tacie życzenia, żeby usłyszeć od mamy, jak bardzo za mną tęskniła, (choć dzwoni do mnie trzysta razy dziennie), żeby usłyszeć, że moja siostra znów...