-Czy Pani nie rozumie?-recepcjonistka wzdycha ciężko.- Nie mogę udzielić pani takiej informacji.
-W tym pokoju, jest mój czteroletni syn- powtarzam po raz setny.
-Został porwany?- pyta, a ja zaprzeczam.- Przebywa tam sam?- znów zaprzeczam.- Jest z nim ktoś bliski?
-Tak, ciotka, ale...
-W takim razie nie wiem, o co pani chodzi- rzuca mi takie spojrzenie, jakby wiedziała lepiej,co jest dobre dla Alexa.
-Może pani, chociaż zadzwonić do tego pokoju? Powiedzieć, że czekam?
Kobieta, znów, wzdycha ciężko i posyła mi kolejne dziwne spojrzenie.
-Nie mogę- mówi to z wymuszonym uśmiechem.- Jest już bardzo późno, nie mogę zakłócać ciszy nocnej.
-Jest po 19. Cisza nocna zaczyna się o 22:00- wtrącam.
-Nie- jej ton, coraz bardziej doprowadza mnie do szału.- Nie mogę zadzwonić. A teraz,wyjdzie pani sama, czy mam wezwać ochronę?
Mrużę oczy, mając ochotę zdzielić tą kobietę w twarz. Od razu, pozbyłaby się tego uśmieszku.
-Chcę porozmawiać, z pani szefem- żądam.- Teraz. I nie chcę słyszeć sprzeciwu.
-To niemoż....
-Słuchaj, paniusiu- unoszę wyzywająco brew.- Jeszcze raz, powiesz mi, że nie możesz odpowiedzieć na moje pytania, a spotkamy się w sądzie. Jak myślisz, po czyjej stronie stanie sędzia. Matki, która przyjechała po syna i nie mogła do niego pójść, czy recepcjonistki, która postanowiła, nie wpuszczać matki, do pokoju, w którym jej syn przebywał?
-Ale...
-Uwierz mi, nie chcesz tego- nie daję dojść jej do słowa.- Nie masz na to czasu, ani nawet pieniędzy. Więc, zrób obrót na tych twoich, tanich podróbkach Mary Jane i zadzwoń do tego pokoju.
Stoi jak kłoda, wpatrując się we mnie, szeroko otwartymi oczyma. Wydaje mi się, że uraziłam tym dziewczynę, która ma na imię Joanna, (jeśli wierzyć plakietce, doczepionej do jej marynarki).
-Teraz- ponaglam ją.
Otrząsa się z szoku i kiwa głową, po czym podchodzi do telefonu. Wybiera jakiś numer wewnętrzny i czeka chwilę. Gdy po drugiej stronie słuchawki,odzywa się czyjś głos, zaczyna tłumaczyć, że czekam na Alexa iże chcę go wziąć do domu. Jednak pytanie, które pada pod koniec tej rozmowy, sprawia, że prawie, na głos, wybucham śmiechem.
-Czy Pani Jadwiga Podgórna,naprawdę jest matką, tego chłopca?-pyta recepcjonistka i słucha odpowiedzi, po czym kiwa głową.- Dobrze. Dziękuję-odkłada słuchawkę i zwraca się do mnie:- Pan, który odebrał, kazał poczekać Pani, tutaj na dole. Zaraz do Pani zejdzie.
Wzdycham ciężko, lecz nie kłócę się o to. Postanawiam usiąść w jednym z foteli i poczekać, tak jak kazał Ian. Tylko przelotnie zerkam na stolik,gdzie leżą ulotki z miejscowych restauracji, a także parku linowego. Bardziej zajmuje mnie, posyłanie wyniosłych spojrzeń Joannie.
Gdy Ian, schodzi po schodach, posyłam mu półuśmiech. Jednak, on go nie odwzajemnia.Ian rzadko się uśmiecha, ale dziś wiem, że brak jakiejkolwiek zmiany, na jego twarzy, nie wróży dobrze.
-Alex zasnął kilkanaście minut temu-mówi, zamiast powitania.- Nie chcieliśmy go budzić.
-Mogę go przenieść do...
-Pomyślałem o tym, żeby tu przenocował- nie daje mi dokończyć.- Alison potrzebuje teraz jego obecności.
Zamykam oczy i biorę głęboki wdech.
Ona go potrzebuje?, myślę.A ja? Ja go nie potrzebuję? Jestem jego matką, do jasnej cholery!
-Wiem, co myślisz- ciągnie Ian.- Ale Alison chce wracać do Stanów. Jak najszybciej. Dlatego,pomyślałem, że Alex mógłby zostać, żeby mogła się z nim pożegnać.
-Wracać?- pytam, choć po naszej kłótni, nie powinno mnie to dziwić.- Tak szybko?
-Ona potrzebuje czasu-tłumaczy i milknie, choć wiem, że chciałby powiedzieć coś jeszcze.
-A ja jej go nie dam- mówię za niego.- Rozumiem.
-Nie to chciałem...
-Daj spokój- kręcę głową.- Rozumiem. Dam jej tyle czasu, ile zechce.
-Iga...
-Odwieźcie jutro Alexa,dobrze?- znów nie daję dojść mu do słowa.- Dzięki.
Odwracam się i wychodzę.
Gdy wyjeżdżam samochodem na asfaltową drogę, nie wiem co powinnam zrobić. Wracać do domu,a może pojechać do rodziców. To już drugi raz dzisiaj, kiedy nie potrafię wybrać.
Zaczynam się, tutaj, czuć obco. Nie mogę porozmawiać z rodzicami, bo nie zrozumieją co mnie boli. Nie mogę porozmawiać z własną siostrą, bo sama ukrywa przede mną pewne rzeczy. Moja najlepsza przyjaciółka, nienawidzi mnie za to, że za bardzo przejmuję się sobą.
Zostaje mi tylko jedna osoba. Milena. Moja ukochana kuzynka, moja bratnia dusza, pierwsza czytelniczka.
Bez zwłoki, obieram kierunek w stronę jej domu, bo wiem, że ona mnie wysłucha.
Kiedy zatrzymuję się przed jednym z osiedli, muszę chwilę pomyśleć, w którym bloku mieszka Lena. Parkuję przy tym, z numerem 7 i kieruję się w stronę drzwi, prowadzących do klatki schodowej.
Już chcę wybrać numer mieszkania, na domofonie, gdy z bloku wychodzi jakaś kobieta, z psem. Przytrzymuję sobie drzwi i wślizguję się do środka.
Drogę na dziesiąte piętro, szybko pokonuję jazdą w windzie. Odnalezienie drzwi domieszkania kuzynki, także nie zajmuje mi dużo czasu.
Kilka razy dzwonię dzwonkiem, ponieważ za pierwszym razem, nikt nie otwiera. Gdy,jednak, tak się dzieje, zamieram. Po drugiej stronie progu, stoi jakiś mężczyzna. W dodatku, w półnegliżu.
Gdzieś z głębi mieszkania, dobiega mnie kobiecy głos. Nie umiem, jednak, powiedzieć co mówi. Wydaje mi się, czy ona używa języka niemieckiego?
Chłopak odpowiada jej,także po niemiecku.
Spoglądam na niego i próbuję dostrzec w jego wyglądzie, jakieś charakterystyczne cechy dla Niemca.
Jest wysoki, ma jakiś metr osiemdziesiąt. Umięśniony, najprawdopodobniej, dzięki wizytom na siłowni. I ultraseksowny, jakby jego ojcem był sam Adonis.
Rysy twarzy, choć surowe,nadają mu pewnego uroku. Czegoś na kształt pozy niegrzecznego chłopca. Piękne, brązowe oczy, patrzą na mnie niepewnie. Ma kilkudniowy zarost.
Mogłabym nie odrywać wzroku od jego pełnych i kształtnych ust, gdyby mojej uwagi, nie przykuły bokserki, które ma na sobie. Nie byłoby to nic dziwnego,gdyby nie fakt, że jest to jedyny element ubioru, który ma na sobie.
Nie patrzę na nie zbyt długo, bo z pokoju, na końcu korytarza, wyłania się... Lena,zapinająca pośpiesznie, guziki męskiej koszuli?
-Iga?- dziwi się kuzynka,zatrzymując się w miejscu.- Co tu robisz?
Nie czekając na moją odpowiedź, mówi coś do chłopaka, tak jak wcześniej, po niemiecku.
-Kto to jest?- pytam wskazując go ręką.
Widzę, że dziewczyna próbuje wykręcić się od odpowiedzi, więc ponawiam moje pytanie.
-To jest mój chłopak-tłumaczy.- Daniel van Dijk.
CZYTASZ
Wiraż Życia (nie poprawione)
Romansa"Rzuciłam Nowy Orlean, żeby przyjechać na to głupie przyjecie urodzinowe. Rzuciłam pracę, żeby złożyć tacie życzenia, żeby usłyszeć od mamy, jak bardzo za mną tęskniła, (choć dzwoni do mnie trzysta razy dziennie), żeby usłyszeć, że moja siostra znów...