-Pamiętasz ten domek, nad jeziorem, do którego jeździliśmy w wakacje?- pytam Lenę, gdy zasuwa drzwi od salonu.
-Ten na Mazurach?- upewnia się. Kiwam głową, więc pyta:- Co z nim?
-Podczas moich ostatnich wakacji, poznałam tam chłopaka- mówię, a głos mam otępiały. -Miałam wtedy siedemnaście lat? Chyba, coś koło tego.Ten chłopak, miał na imię Szymon. Był przystojny, wysportowany. Po prostu, marzenie każdej dziewczyny. Spędziliśmy razem całe lato. Oczywiście mama z tatą, o niczym, nie wiedzieli.
-Szymon?- marszczy brwi.-Ten, który pracował w kawiarni?
-Właśnie ten- znów kiwam głową.- Wszystkie dziewczyny go chciały. A on trafił się mnie.Miałam szczęście, do czasu, gdy okazało się, że miał jeszcze dwie inne, na boku.
-Chyba nie rozumiem, do czego zmierzasz- wzdycha, siadając na kanapie.
-Adam, też ma inną dziewczynę- tłumaczę.- Marta Tarnowska. Tak się nazywa. Jest jego narzeczoną.
Mówię to wszystko,wpatrując się w przestrzeń. Nie jestem zdolna do tego, żeby okazać jakiekolwiek emocje. Nie po lekach, które wzięłam.
-Adam ma narzeczoną?- Lena unosi tak wysoko brwi , że przez chwilę zastanawiam się, czy nie boli ją od tego głowa.
-Taa...- przytakuję beznamiętnie.- Ładną. Nawet bardzo.
-Liczyłam na to, że jest siwa, pomarszczona i po osiemdziesiątce- próbuje mnie pocieszyć,ale przez to robię się jeszcze bardziej przygnębiona.
-Jest piosenkarką-wzruszam ramionami.- Kim więc, jestem ja, marna pisareczka, w świetle chwały, Marty Tarnowskiej?
-Hej!- kuzynka trąca mnie łokciem.- Jesteś dobrą pisarką. Najlepszą. A ta cała Marta?Teraz może i jest ładna, ale za 40 lat? Będzie brzydka jak noc.
-Tak myślisz?- po raz pierwszy, od chwili gdy jestem w jej mieszkaniu, patrzę na nią.
-Ja to wiem- parskam na to śmiechem, a po chwili, ona robi to samo.
Śmiejemy się przez dobre kilka minut. Ja przez łzy, Lena- prawie się dusząc od kaszlu. W ten sposób, spuszczamy z siebie całe napięcie. Jak powietrze z balona.
Kiedy byłyśmy nastolatkami, śmiałyśmy się cały czas. Ze wszystkiego. Trudno było nam się uspokoić. Wiele razy, wujek Rafał, musiał posuwać się do szantażowania nas, bo nie mógł z nami wytrzymać.
Aczkolwiek czasami, miałam dosyć Leny, a Lena mnie. Kłóciłyśmy się, jak stare dobre małżeństwo. Byle kiedy i byle o co.
To, jednak, były szczęśliwe dni. Dni szczerego śmiechu. Dni prawdziwej radości. Dni, gdy mogłam powiedzieć, że „wszystko w porządku". I tak było.
Gdzie, teraz, są te szczęśliwe dni? Kto mi je zabrał? Czy zamierza mi je oddać? Jeśli tak, to kiedy?
-O czym myślisz?- pyta Lena, gdy przez dłuższą chwilę, nic nie mówię.
-O tym, co się przez ten miesiąc zdarzyło- biorę głęboki wdech.- Rzuciłam Nowy Orlean,żeby przyjechać na to głupie przyjęcie urodzinowe. Rzuciłam pracę, żeby złożyć tacie życzenia, żeby usłyszeć od mamy,jak bardzo za mną tęskniła (choć dzwoni do mnie trzysta razy dziennie), żeby usłyszeć, że moja siostra znów jest w ciąży i żeby dowiedzieć się, że mój brat się zaręczył. Rzuciłam wszystko, by poznać fatalną miłość mojego życia. Więc, co jeszcze mi się przydarzy?
-Chyba nie jest, aż tak źle- patrzy na mnie, jakby w życiu były gorsze rzeczy.
-Nie. Jest gorzej- znowu zaczynam się nad sobą użalać.- Mój ojciec ma raka. I nie wiem co robić.
CZYTASZ
Wiraż Życia (nie poprawione)
Romance"Rzuciłam Nowy Orlean, żeby przyjechać na to głupie przyjecie urodzinowe. Rzuciłam pracę, żeby złożyć tacie życzenia, żeby usłyszeć od mamy, jak bardzo za mną tęskniła, (choć dzwoni do mnie trzysta razy dziennie), żeby usłyszeć, że moja siostra znów...