Sześć

578 37 1
                                    

Willa Woźniaków mieści się w sąsiedztwie, innych, równie okazałych domów. Dom rodziny Adama, ma śnieżnobiały kolor i dwa piętra. Ganek z kolumnami, okala frontowe wejście i znaczną część parteru. Duże okna, wręcz wołają, żeby zajrzeć do środka. Styl architektoniczny przywodzi mi na myśl amerykańską prowincję, co sprawia, że zaczynam myśleć o Nowym Orleanie.

-Basen, ogród, garaż- wymienia Adam.- Blisko do plaży. Na jeden tydzień, to wszystko jest do twojej dyspozycji.

-To należy do twoich rodziców?- pytam, gdy wysiadam z auta.

-Nie-zaprzecza.- Do moich dziadków. Poznasz ich.

Czyli seniorowie rodu Woźniaków, także tu są. Adam uprzedził mnie, że będę tu obecni jego rodzice, rzecz jasna, oraz trójka jego rodzeństwa. Nie wspomniał, tylko, o dziadkach.

-Nie masz się czego bać- śmieje się.- Polubią Cię.

Mam taką nadzieję, myślę, zmierzając w stronę wejścia głównego. Nie zdążam nacisnąć dzwonka albo, nawet zapukać, a drzwi już się otwierają.

Staję na przeciwko kobiety około pięćdziesiątki. Ma krótkie, ścięte, czarne włosy, bez śladu siwizny. Twarz, z delikatnymi zmarszczkami w kącikach ust i oczu, sugeruje, że dużo się uśmiecha. Jej oczy mają, ten sam, ciemno-niebieski odcień, co oczy Adama.

Ubrana jest w granatową do kolan sukienkę , na szyi ma srebrny łańcuszek, z literkami J i T.

-Witam-mówi, z ciepłym uśmiechem na ustach.- Zapraszam do środka.

Kiedy tylko przekraczam próg, kobieta bierze mnie w ramiona. Czuję się, jakbym wróciła do domu, wcześniej tracąc pamięć. 

-Ty musisz być Jadwiga-odzywa się, wypuszczając mnie z objęć.- Mam na imię Judyta, jestem matką Adama.

-Dzień dobry- witam się.

-Cudownie, że jesteś- uśmiech nie schodzi z jej twarzy.- Jesteś zmęczona?

W chwili, gdy wypowiada to pytanie, z piętra schodzi czwórka osób. Trzech mężczyzn i jedna dziewczyna. Podchodzą do mnie i witają się.

Pierwszą osobą jest Tomasz Woźniak, ojciec Adama. Mężczyzna jest wysoki. Ma, tak samo jak syn, ostro zarysowaną szczękę. Ciemne włosy przeplata, gdzieniegdzie, siwizna. W jego postawie widać, że kiedyś był żużlowcem.

Drugi- Marcin, brat Adama- jest podobnego wzrostu, co starszy brat, ale tylko na tym kończy się podobieństwo. Ma jasne włosy, kilkudniowy zarost, jest barczysty, ale chudawy.

Trzeci- Igor- ma ciemne włosy, również kilkudniowy zarost i piękne dołeczki, gdy się uśmiecha. To, na pewno, ma po matce.

Ostatnia jest Amelia, bardzo podobna do Marcina, z tym, że ma ciemniejsze, kręcone włosy i wystające kości policzkowe.

Wszyscy są bardzo mili. Pytają jak minęła podróż, czy jestem głodna, zmęczona albo czy czegoś potrzebuję. Gdy chcę na te pytania odpowiedzieć, pojawia się Adam z naszymi bagażami.

-Miło, że witacie, także i mnie.

-Och, kochanie- matka Adama przytula go i cmoka w policzek.- Wątpisz, w mą, matczyną miłość?

-Mamo- jęczy Igor.- To był sarkazm.

-Prawnicy, nie wiedzą, co to sarkazm- odzywa się pan Woźniak, a wszyscy wybuchają śmiechem.

Przez chwilę, stoję skołowana, ale Amelia wyjaśnia mi, że to ich rodzinny żart. Kiedy, tak ich obserwuję, śmiejących się z tego żartu, widzę jaką szczęśliwą są rodziną.

Wiraż Życia (nie poprawione) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz