6.

1.4K 73 2
                                    

Czas biegł nieubłaganie szybko. Każdego dnia Mia próbowała dowiedzieć się od znajomych, co z Pojo. Adi wiedział tylko, że codziennie rano biega, gdyż widział go przez okno, czyli żyje normalnie. Ich kłótnia nie załamała go, posmutniała. Wolałaby wiedzieć, że usycha bez niej.
Mia ze słuchawkami w uszach robiła pranie. Rzuciła na gromadkę wszystkie białe rzeczy i wkładała po kolei do pralki. Pod stertą rzeczy znalazła siwy papierek. Podniosła go, rozprostowała, a następnie wyjęła słuchawki w uszu.
" Doktor Thomas Bodway - specjalista ortopeda" - widniało na wizytówce, a w rogu szereg cyfr. Rzuciła świstek na komodę i kontynuowała sprzątanie.
Wieczorem siedziała w fotelu, w głowie bębniła jej muzyka, której słuchała podczas porządków, nogi same jej przytupywały, wtedy wpadła na pomysł żeby się zrelaksować i wyjść na miasto. Zaniedbał swoich przyjaciół, wpadła w wie samotności, z którego tak trudno się wydostać.
- Rene? - przyłożyła telefon do ucha.
- Hej Mia, już myślałam, że o mnie zapomniałaś - rzuciła dziewczyna o nietuzinkowym sposobie bycia i wyglądzie.
- Nie miałabyś może ochoty wyjść, gdzieś wieczorem. Może do baru, tego pod ratuszem. Wiesz, tam gdzie zawsze... Trochę wypijemy, porozmiawiamy...
- Byłoby super, mam taką ochotę potańczyć, wyluzować...
- Spotkajmy się na rogu mojej ulicy może ?
- Około 19 będzie okej ?
- Idelanie. To jesteśmy umówione.
Stała przy lustrze dużym lustrze w korytarzu na przeciw drzwi wejściowych i malowała rzęsy, podkreśliła linię wodną czarną kredką oraz musnęła usta brzoskwiniowym błyszczykiem. Włożyła dżinsowe spodenki z wysokim stanem i czarną wizązaną na dekolcie bluzkę z długim rękawem.
- Mamo?! Wychodzę... - krzyknęła wchodząc do kuchni. W całym domu niósł się hałas miksera, którym mama robiła sernik.
- Gdzie idziesz? - kobieta wyłączyła mikser i odwróciła się w kierunku wystrojonej córki.
- Idę z Rene do baru - odparła z uśmiechem.
- Ładnie wyglądasz - zmierzyła ją wzrokiem - uważaj na siebie.
- Będę, na pewno, trzymaj się mamo i zostaw mi kawałek sernika - ucałowała jej wiotki policzek i wybiegła z domu.
Kiedy dotarła do rogu ulicy już czekała na nią przyjaciółka w kusej sukience i natapirowanych włosach związanych w kucyk.
- Cześć kochana - ucałowała jej policzek i zaczely iść sprawnie w kierunku knajpy.
- Tak dawno się nie widziałyśmy. W sumie nic nowego u mnie się nie wydarzyło - odpowiedziała Rene, ostrożnie stawiając kroki w szpilkach na brukowym chodniku.
- Nie przejmuj się też, u mnie też wszystko, jak dawniej...
- Myślałam, że kogoś masz, nie odzywałaś się.
- Tak wyszło, nie miałam siły na nic w ostatnim czasie, trudno mi było nawet wstać z łóżka, jakaś przejściowa depresja - wyjaśniła.
- Ale dziś tańczymy do upadłego, czas się zrelaksować i kogoś poznać - na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek.
Weszły do pubu, który był zadymiony i zatłoczony. Dziewczyny trzymając się za rękę przedarły się do baru.
- Dwa razy whiskey z colą poprosimy - krzyknęła Rene, opierając się łokciem o bar, a następnie upewniła się, że koleżanka również ma ochotę na alkohol.
- Idziemy usiąść? - krzyknęła blondynka.
- Co mówisz ?
- Usiąść idziemy ?!
- A widzisz wolne miejsce ?!
Mia pociągnęła koleżankę w kierunku kanapy. Rene trzymając szklanki ze slomkami w dłoniach próbowała dotrzymać jej kroku. A
- Nie widzę fajnych facetów - rozłożyła się na sofie i lustrowała mężczyn bawiacych się w knajpie.
- A ja widzę - uśmiechnęła się Rene i pociągnęła łyk napoju. Wstała od stolika i podeszła do faceta o ciemnej karnacji w czarnej obcisłej koszuli. Mia zdziwiona zachowaniem koleżanki zaczęła chichotać i w tym samym momencie obok niej znalazł się facet.
- Jak się bawisz - zapytał pijany osobnik w granatowej koszulce polo.
- Okej - odpowiedziała zdawkowo i odsunęła się od cuchnącego wódką człowieka.
- Zatańczymy? - zaczął napierać na dziewczynę ciałem.
- Przepraszam. Muszę iść - wyrwała się i zaczęła biec w kierunku wyjścia, nie zważając na doskonale bawiącą się przyjaciółkę. Otworzyła drzwi i zaczerpneła świeżego powietrza.
Poczuła jak ktoś ciągnie ją za łokieć
- Nie uciekaj, chciałem tylko zatańczyć, jesteś bardzo ładna - bełkotał.
- Niech pan mnie puści - szarpnęła się.
- Duszyczko... - położył ręcę na jej biodrach.
- Puść mnie - jej prawidłowa równowaga słabła i nagle ktoś złapał namolnego adoratora za bluzkę i rzucił nim o brukową kostkę, znokautowany facet podniósł się i odbiegł przerażony. Mia oszołomiona zaczęła się chwiać. Męskie, silne ramiona podtrzymały ją i w ostatniej chwili zapobiegły upadkowi. Zamroczona alkoholem spojrzała w oczy mężczyzny, który podtrzymał ją kolanem i zaczęła zanosić się śmiechem.
- Doktorek ? - zaczęła jeszcze bardziej się śmiać.
- Upiłaś się ? - zagarnął jej włosy za ucho i postawił ją do pionu, ale jej nogi były wiotkie.
- Surowa kara będzie za to, bo Mia się upiła - niemalże płakała ze śmiechu.
- Dzieczyno ile ty wypiłaś ? - na jego ustach pojawił się grymas.
- Nic ? Naprawdę... No może jednego drinka.
- Zabieram cię stąd. Jesteś nieodpowiedzialna, gdybym nie przechodził tędy... Nie chce nawet o tym myśleć - jego głos był poważny, a dziewczyna nadal chichotała.
- Czekaj - ocknęła się - nigdzie z panem nie idę... Zresztą... - wybuchnęła śmiechem - jestem tu z Rene i muszę do niej wracać - próbowała oderwać się od jego klatki piersiowej i momentalnie znowu na nią upadła.
- Boże... Mia w jakim ty jesteś stanie - burknął do siebie, trzymając ją jeszcze mocniej przy sobie - nie zabiorę jej w takim stanie do domu...
- Słyszę - mamrotała, opierając czoło o jego tors.
- Zostawiłaś coś w środku ? - złapał jej podbródek i pochylił, aby patrzeć jej w oczy.
- Tak... Koleżankę - skinęła głową i wyszczerzyła się. Złapał ją za ramiona i weszli do pubu.
- Widzisz ją gdzieś?
- Widzę - uśmiechnęła się do niego.
- Gdzie jest ? - ledwie powstrzymał śmiech patrząc na jej głupkowatą minę
- Nie powiem - patrzyła w górę na jego wyraz twarzy i drwiła.
- Mia ? Nie nadużywaj mojej cierpliwości - stanowczo stwierdził - gdzie ona do cholery jest? Masz iść jej powiedzieć, że wychodzisz stąd ze mną, rozumiesz ? - ścisnął jej policzki, a ona pokazał mu język.
- Nie no oszaleje z tą dziewczyną - odwrócił od niej głowę i masował palcami garbek swojego nosa, żeby się uspokoić - sama tego chciałaś - pochylił się i przerzucił ją sobie przez ramię, dziewczyna machała nogami i uderzyła o jego plecy pięściami - nie chciałaś po dobroci więc załatwimy to po mojemu...
Mężczyna wyszedł z lokalu i niósł ją w kierunku parkingu, dopiero gdy wyszli, hałas przestał zagłuszać krzyki dziewczyny i całe miasto słyszało obelgi skierowane pod adresem szanowanego doktora.
- Puść mnie gnojku... - syknęła pod nosem, kiedy rzucił ją na skórzane siedzenie pasażera swojego pickupa.
- Albo sie uspokoisz, albo odwiozę cię na komisariat i twoi rodzice otrzymają telefon, że ich córka przebywa na izbie wytrzeźwień - jego intryga podziałała i dziewczyna zamilknęła.
- Przepraszam - szepnęła ospale.
- Ja myślę - zagroził jej palcem - a teraz daj telefon - zażądał - jak się nazywa ta koleżanka?
- Rene - podała telefon, półprzytomna.
"Przepraszam, źle się poczułam i wracam do domu, jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, dzwoń" - napisał Bodywaty i włożył jej telefon do swojej kieszeni.
- Co ja mam teraz z nią zrobić ? - zapytał siebie, gdy zajął miejsce kierowcy, oparł głowę o kierownicę i wypuścił głośno powietrze.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz