10.

1.3K 69 1
                                    

Zawiedziona obrotem sytuacji, oczekiwała telefonu od doktorka. Kiedy usłyszała wczoraj, że zależy mu tylko na jednej nocy, poczuła zawód. Chociaż nie przepadała za nim jeszcze tydzień temu, dziś było jej przykro, że jutro ich znajomość się skończy.
- Mama miała rację - pomyślała - ma takich, jak ty na pęczki i chce się zabawić. Nie powinnam się zgadzać... Mia jeden wieczór, dobra zabawa, doborowe towarzystwo - sama sobie nie wierzyła.
Nagle wyskoczyła z łóżka i zaczęła grzebać w białym koszyku wiklinowym wyścielonym błękitnym materiałem w kropki z kosmetykami.
- Mam - krzyknęła podniecona i wyciągnęła pognieciony papierek.
Wizytówka Bodywaya, którą kiedyś jej wręczył. Szybko wbiła jego numer w telefon i napisała wiadomość: Zgadzam się, ale później się odczepisz.
Napisała, żeby nie pokazać swojej słabości.
Telefon natychmiast dał znak w odpowiedzi: Cieszę się. Około 17 będę pod twoim domem. Po jutrze jesteśmy sobie obcy. Tak jak obiecałem. T. B.
Wsunęła telefon pod poduszkę i wtuliła głowę w poduszkę i zmusiła żeby zasnąć.

Otworzył przed nią drzwi i delikatnie położył dłoń na jej talii, żeby pchnąć ją do wnętrza domu, dziewczyna odwróciła się i posłała mu ostre spojrzenie, jego ręka natychmiast opadła. Ubrana w siwe wiązane sandały i błękitną sukienkę na ramiączka z wycięcie z tyłu, nadmiar materiału swobodnie opadał na plecy.
- Możesz się rozebrać - powiedział i zaczął zdejmować marynarkę, rzucając ją na kuty fotel z czerwonym obicie po prawej stronie drzwi wejściowych.
- Zabawne - zrobiła obrażoną minę.
- Pójdę się przebrać - stali naprzeciw siebie, dziewczyna obserwowała bacznie ich buty.
- Nie musisz się przebierać - powiedziała półszeptem.
- Nie mogę tak iść. Wyglądam źle przy tobie - założył jej włosy za ucho, co znowu spowodowało jej złość.
- Gdzieś się wybierasz ? - poderwała głowę i z determinacją próbowała nie oderwać wzroku od jego oczu dłużej niż trzydzieści sekund.
- Na bal słoneczko - oznajmił, nie potrafił pohamować uśmiechu, kiedy zobaczył jak zaciska usta w linię i chyba znowu się obraża.
- To już ustataliliśmy. Tylko w jakim charakterze ja mam tam iść? Kochanki ? Przyjaciółki ? Jesteś niepoważny... Jak zareagują twoi znajomi, gdy nas zobaczą, jak zareaguje twoja żona, gdy usłyszy o tym z kim byłeś... Jak mogłam się na to zgodzić - panikowała, mężczyna przyłożył jej palec do ust i pochylił się.
- Cssiii - szepnął - była żona. Moja bliskość nie zapewni ci bezpieczeństwa ? - zmrużył oczy, a dziewczyna uparcie milczała - no i widzisz. Grzeczna dziewczynka - pocałował ją w czoło i pobiegł marmurowymi schodami w górę.
Mężczyna w błękitnych spodniach i grantowej marynarce, trzasnął drzwiami ze strony pasażera i zajął miejsce za kierowanicą.
- Boję się - niewinnie orzekła, opuszczając głowę w dół, bawiąc się łańcuszkiem torebki.
- Obiecałem, że będę cię chronił i dotrzymam słowa - położył dłoń na jej dłoni, ale ona natychmiast przerwała dotyk, odrzucając jego rękę.
- Dlaczego ty to robisz ? - zapytał zirytowany.
- Myślisz, że będziesz się mną bawił. Obiecałeś zniknąć z mojego życia więc daruj sobie to. Jedźmy już - odwróciła głowę do okna. Mia popatrzyła na jego skupienie z podziwem, na jego pewność, zdenerwowanie, była pewna, że on czuje jej wzrok na sobie.
- Przepraszam... - szepnął.
- Dlaczego przepraszasz - zapytała.
- Sądziłem, że chcesz wykorzystać tę noc... - wyszczerzył się kpiąco.
- Nie. Ta noc to ostatnia noc - odwróciła głowę do okna,wciągnęła głośno powietrze i zagryzła dolną wargę.

Thomas otworzył przed nią drzwi i podał jej dłoń, aby pomóc jej wyjść z wysokiego auta, ale ona odrzuciła jego ofertę.
- Rozumiem - burknął pod nosem. Stanęła obok niego i przyciskała siwą kopertówkę do brzucha. Odsunął się metr, aby nie czuła zagrożenia.
- I będziemy chodzić od siebie metr, jak dzieci - zapytała i zaczęła iść w stronę drzwi ogromnego hotelu obok którego nazwy widniało pięć gwizdek.
- Ty do tego doprowadziłaś - odparł z nadąsaną miną.
Stanęli w ogromnym holu. Ściany były zdobione wzorzystymi tapetami i ornamentami, a podłoga była kryształowa. Po lewej stronie znajdowała się recepcja, do której poprowadziła ich Mia.
- W której z sali konferencyjnych odbywa się spotkanie charytatywne - Tom przemówił do atrakcyjnej blondynki ubranej w czarną sukienkę z kołnierzykiem i puścił jej oczko.
- Sala na drugim piętrze po prawej stronie - odparła ze sztucznym uśmiechem.
- Dziękujemy bardzo - mężczyna posłał jej uśmiech i odszedł za dziewczyną, która nie czekając za nim z rękami skrzyżowanymi na piersi odeszła i wcisnęła przycisk przywołujących windę. Poirytowana jego gestami w stosunku do recepcjonistki udawała obojętność.
- Zazdrość kazała ci odejść - stali obok siebie twarzami do windy, mężczyna wyraźnie rozbawiony, kobieta śmiertelnie poważna.
Weszli do pustej windy i nim się obejrzeli znaleźli się na wybranym piętrze. Szeroki korytarz kończyły kilkumetrowe wrota po bokach, których stały drzewa w gigantycznych, kwadratowych donicach. Mia poczuła dreszcze i odruchowo splotła ich dłonie.
- A jednak - w jego głosie zabrzmiało zadowolenie - przestraszyłaś się - czuł zimno jej dłoni.
- Nie. Po prostu nie wypada, żebyśmy weszli inaczej... - tłumaczyła się, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Oj przestań - próbowała zachować powagę.
- Ale co ja robię - roześmiał się jeszcze bardziej.
- Idziesz, czy zostajesz - wstrzymywała śmiech.
- Idę księżniczko - nie mógł opanować śmiechu, aż do momentu, w którym złapał za klamkę gigantycznych drzwi.
- Dasz radę otworzyć - zakpiła z jego wątpliwej siły.
- Może zawołamy kogoś, żeby mi pomógł ? - spojrzał w jej oczy i chwilę się zawahał.
Drzwi otworzyły się i Mia zobaczyła tłum ludzi rozmawiających między sobą w grupkach. Z przodu było podwyższenie na którym przygotowała się kobieta w białej bluzce z kołnierzykiem i czarnej spódniczce. Thomas pociągnął ją w stronę pięciu starszych od niego kilka lat mężczyn dyskutujących między sobą, a Mia jeszcze mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Ręka mi drętwieje - szepnął jej na ucho i oboje zaczęli tłumić śmiech.
- Witam starszych panów - zażartował w kierunku towarzystwa i uścisnął sobie z nimi dłonie.
- Nie takich znowu starszych - rzucił w odwecie jeden z nich. Mia bacznie obserwowała każdego z nich.
- Panowie to jest Mia - położył jej dłoń na talii, a dziewczyna nie zgłosiła wyraźnie sprzeciwu tylko posłał mu ostre spojrzenie, ale jego ręka nie opadła.
- Edward - natychmiast wysunął ku niej rękę, siwy mężczyna w bordowym garniturze z muchą w grochy i w czarnej koszuli.
- Ed się spalił... - zażartował jeden z mężczyzn w granatowych spodniach i ciemnej koszuli.
- Ej widzisz, że dziewczyna nie przyszła sama - dodał drugi. Mia z nieśmiałym uśmiechem podała rękę, a kiedy on próbował ją pocałować natychmiast wyrwała ją z uścisku.
- Uuu Ed, przegrałeś - grupka mężczyna głośno wykpiła porażkę kolegi.
- Pani wybaczy mój brak taktu - rzucił jej łobuzerskie spojrzenie, a ona natychmiast podniosła wzrok na Thomasa, który ze zaciśniętą szczęką przyglądał się sytuacji.
- Stary wyluzuj, nie znasz Eda? On zawsze miał pociąg do kobiet - poklepał zezłoszczonego przyjaciela po plecach, brunet w białej koszuli.
- Skarbie - złapał mocno jej dłoń - chodźmy zająć nasze miejsce.
- Tom - szepnęła i pociągnęła go do dołu, aby szepnąć mu coś na ucho - kto to był - zapytała, kiedy się oddalili.
- Właściciel największej agencji reklamowej w mieście - rzucił obojętnie - Czyżby spodobał ci się ten cienias ?
- Zwariowałeś? - przeciskali się między ludźmi, mężczyna mocno trzymał dziewczynę za rękę, aby jej nie zgubić jej w tłumie.
- Tak na twoim punkcie - odwrócił się na moment i kontynuował wycieczkę wprost do pierwszego rzędu.
- Poczekaj, przewrócisz mnie - z trudem nadążała iść za nim na szpilkach.
- W takim razie wezmę cię na ręcę - zdecydował.
- Jeżeli to zrobisz to wydrapię ci oczy - pogroziła mu palcem, ale nie na wiele się to zdało, gdyż minutę później była w jego ramionach.
- Postaw mnie na nogi - zażądała, uderzając pięścią w jego klatkę piersiową.
- Nie rób scen - pisnął przez zęby.
- Ja? Ja robię sceny... Jak ja cię... - urwała.
- Ja ciebie też mała - pocałował jej skroń i posadził na krześle - tu będzie dobrze? - zapytał ostentacyjnie.
- Jeszcze raz zrobisz coś takiego i wyjdę - odsunęła się od niego z krzesłem - wszyscy to widzieli...
- Bardzo dobrze - burknął - cieszy mnie...
W mikrofon uderzyła damska dłoń i po sali rozniósł się szum. Hałas zaczął słabnąć.
- Proszę państwa, bardzo prosimy o zajęcie miejsc - wydukała roztrzęsiona swoim występem elegancka kobieta.
- Dochód z dziesiejszej licytacji zostanie przekazany do klinki onkologicznej w Vancouver - dodała i zeszła ze sceny, a jej miejsce zajęła starsza pani, która przedstawiła się, jako właściciel klinki, jej przemowa nie była długa. Mia uważnie słuchała jej słów, natomiast Tom wciąż się jej przyglądał.
- Dziękujemy pani Stelli Bern i przechodzimy do pierwszego przedmiotu przekazanego na rzecz licytacji przez pana Edwarda Haunta. Jest to zabytkowy samochód marki lamborghini. Cena wywoławcza...
- Przestań na mnie patrzeć - dziewczyna zirytowała się i podniosła głos w momencie, w którym rozniosły się oklaski dla ofiarodawcy.
- Aha, czyli już nawet patrzeć nie mogę ? Boże daj mi siłę - posłał jej chłodne spojrzenie.
Oboje biernie przyglądali się przekrzykującym się ludziom.
- Kolejnym przedmiotem jest naszyjnik z białego złota wysadzany brylantami i szafirami, cena wywoławcza trzydzieści tysięcy - orzekła kobieta i uderzyła drewnianym młotkiem o spodek.
- Trzydzieści jeden - rozległo się w tłumie.
- Czterdzieści - wyrecytował Tom z dozą stoickiego spokoju, a Mia doznała szoku.
- Czterdzieści pięć - krzyknął Edward.
- Pięćdziesiąt - przebił go Thomas, dziewczyna przyglądała mu się ze zdziwieniem.
- Mamy pięćdziesiąt tysięcy, czy ktoś da więcej - zapytała kobieta i przebiła młotkiem po raz pierwszy.
- Sześćdziesiąt pięć tysięcy - licytował Ed i z pewnością siebie spoglądał na przerażoną ich bitwą Mie. Na skórze jej dekoltu pojawiły się czerowne plamy, czuła jego wzrok na sobie i przeszywał ją dreszcz.
- Tom daj spokój, nie licytuj się z nim - pogładziła jego ramię.
- Spokojnie, wiem co robię - jego ton głosu był poważny.
- Proszę państwa sześćdziesiąt pięć tysięcy, czy ktoś przebije tę stawkę. Po raz pierwszy - rozemocjonowana kobieta uderzyła w drewniany spodek - po raz drugi...
- Sto... - powiedział beznamiętnie Tom i strzepnął kurz z rękawa, a zgromadzeni ucichli na moment, a chwilę później rozległy się szepty, ludzie dyskretnie pokazywali na niego palcami, on sam czuł, że to słowo było rozstrzygające, jego męska duma została podbudowana, prawie fruwał nad ziemią, kiedy wzbudził furorę na sali.
- Chyba właśnie wyłonił nam się zwycięzca licytacji. Sto tysięcy po raz pierwszy, po raz drugi... - kobieta na moment zawahała się - i po raz trzeci - zakończyła - właścielem tej unikatowej biżuterii stał się pan Thomas Bodyway nasz ofiarodawca oraz lekarz we własnej klinice w Portland - podniosły się gromkie brawa.

- Dlaczego nie odpuściłeś, wiesz, że on celowo cię prowokował? Teraz to już na pewno będziemy w każdej gazecie - szeptała dziewczyna, której uczucie złości mieszało się z podziwem, kiedy na sali znowu zapanował chaos, a każdy gość w dłoni trzymał kieliszek szampana.
- Kotku - musnął palcem wskazującym jej zadarty nos - przecież to dla ciebie - puścił jej oczko i podał kieliszek.
- Żartujesz ? Nie chcę od ciebie prezentu wartego majątek, bo obiecałeś koniec i dotrzymasz słowa - nadąsała się.
- To tylko pieniądze. Należy ci się za dzisiejszy wieczór - upił łyk szampana i odstawił kieliszek.
- Za kogo ty mnie masz... - nie zdążyła wyładować się na nim.
- Gratuluję - usłyszeli męski głos - ostro walczyłeś - mężczyna wycignął rękę do rywala.
- Edwardzie, trafił mi się godny przeciwnik.
- Przestałem walczyć, ponieważ uznałem, że będzie dla pani wprost idealny - wytłumaczył, a Mia znowu poczuła, jak na dekolcie pojawiają się jej czerwone plamy - mógłbym panią prosić - siwy facet wysunął dłoń, kiedy orkiestra zaczęła grać - dziewczyna zbladła i nogi ugięły się pod nią, zanim zdążyła upaść Thomas ją objął, a kieliszek wysunął się z jej dłoni i rozprysł na parkiecie, co zwróciło uwagę części gości.
- Kochanie - pogłaskał ją po policzku i uklękł na jedym kolanie, a na drugim posadził nieprzytomną blondynkę.
- Wezwać pogotowie ? - zapytał przerażony rozmówca.
- Nie. Sam ją zabiorę do szpitala - wyniósł ją przez drzwi, które przetrzymali dwaj mężczyźni, obserwujący zaistniałą sytuację.
- Ed zwaliłeś dziewczynę z nóg - krzyknęli koledzy z drugiego końca sali.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz