- Mirela Stein słucham - blondynka w piżamie okryta białą kołdrą mówi ochrypłym głosem do telefonu nie otwierając oczu.
- Lubię cię taką oficjalną... Obudziłem cię tak ? - pyta rozbawiony.
- Która jest godzina ? - oblizuje suche usta, otwiera oczy i przewraca się na plecy, mrużąc powieki oślepiona bielą sufitu.
- Jest już jedenasta księżniczko i czekam pod twoim domem od dziesięciu minut - humor go nie opuszcza ani na minutę.
- Co?! - podnosi się gwałtownie aż zaczyna kręcić jej się w głowie.
- No co? Nie miałem pacjentów dziś... bo nie chciałem ich w sumie mieć - dodaje trochę jakby do siebie.
- Nie stój pod domem, babcia cię zobaczy - odpowiada przerażona.
- Boisz się, że oślepnie, czy że obrzuci mój samochód kamieniami ? - dowcipkuje sobie w najlepsze, kręcąc kółka palcem na kierownicy.
- Nie żartuj sobie ze mnie - przełącza rozmowę na tryb głośnomówiący i zaczyna rozczesywać roztrzepane włosy.
- To co ? Długo będę musiał na ciebie czekać ? - niecierpliwi się.
- Muszę się ubrać - wciąga spodnie na siłę, podskakując przy tym w miejscu.
- Nie musisz - obniża znacznie ton.
- Tom... - karci go - wyjdę za pięć minut...
- Może poczekam - droczy się i rozłącza połączenie, rozsiada się wygodniej w fotelu.
- Po co się tak spieszysz? - blondynka mówi do siebie - do niego ? Wyluzuj - sprowadza się na ziemię - i tak za tobą poczeka.
Po upływie trzech minuty z dwuminutowym zapasem wychodzi z drzwi, dziewczyna ubrana w obcisłe dżinsy, białe trampki i koszulę w kratę, zatrzaskuje drzwi i zbiega po schodach wprost do czarnego auta z przyciemnianymi, tylnymi szybami, rozgląda się jeszcze po osiedlu i wsiada.
- Spieszyłaś się do mnie - ściska jej policzki palcami, kiedy ma ją już na miejscu obok siebie.
- Nie ? - odpowiada z trudem, bo ma ściśnięte policzki.
- Lekarza chcesz oszukać ? Masz przyspieszony oddech - bierze jej dłoń i naciska kciukiem na nadgarstek - i przypieszony puls.
- Puszczaj - wyrywa się i naburmusza.
- Oj mała, niepotrzebnie się denerwujesz - odpala auto.
- Jedziemy do szpitala ? - pyta dla formalności.
- Nie moje słoneczko - postanawia rozzłościć ją jeszcze bardziej.
- Nie twoje i jak to nie do szpitala ? - zaciska usta w linię.
- Nie pojedziemy do szpitala... Za wiele cię to kosztuje - włącza bieg i czeka na jej sygnał, aby ruszyć.
- Jak to nie pojedziemy? To gdzie ty chcesz jechać ?
- Niespodzianka ?
- Proszę nie... Tylko nie niespodzianki w twoim wykonaniu - zakpiła.
- Tym razem to będzie coś spokojniejszego, nie zamierzam już wzbudzać twojego strachu - koleiny raz rusza na tyle gwałtownie, że jej głowa wbija się w zagłówek.
- Nauczysz się w końcu jeździć ? - pyta rozdrażniona.
- Nauczyłem się lata temu moja mała księżniczko - nie licząc się z ograniczeniami prędkości pędzi przez miasto jak wariat.
- Nie imponuje mi to jeżeli cię to interesuje - obojętnie krzyżuje ręce na piersi.
- A to ? - pyta i przejeżdża rondo niezgodnie z kierunkiem poruszania się obowiązującym na tym skrzyżowaniu. A dziewczyna zakrywa dłońmi oczy.
- Przypomnij ile masz lat ? Bo zachowujesz się jakbyś miał znowu osiemnaście - karci go wzrokiem, ale jej sercem wciąż nie może powrócić do normalnego rytmu po niebezpiecznym zagraniu.
- Naprawdę ? A ty jakbyś miała osiemdziesiąt lat i za chwilę miała umrzeć - chlapnął bezsensu, ale nią aż zatrzęsło słysząc ostatnie cztery słowa, zamilkła.
Do końca podróży panowała niezręczna cisza. Samochód zaparkował na chodniku.
- Przepraszam - szepnął i złapał jej dłoń, całując jej wierzch - nie chciałem żebyś się zdenerwowała, przynajmniej nie aż tak - masował kciukiem kostki u jej ręki, bacznie przypatrując się, jak zamyślona patrzy przez okno.
- Idziemy ? - odwraca głową w jego stronę, patrzą na siebie kilka sekund, ich oddechy mieszają się, blondynka nie patrzy mu w oczy.
- Tak, chodźmy - odpowiada celem uniknięcia kolejnego odrzucenia.
- Tom ? - zatrzymuje jego ramię kiedy mężczyzna odwraca się i chce złapać za klamkę by wyjść.
- Tak ? - jego serce zaczyna bić szybciej.
- Naprawdę jest okej... To tylko wygłupy - posłała mu ciepły uśmiech - teraz możemy iść.
- Chodź - podaje jej rękę, aby pomóc jej wyjść z samochodu, a ona nie odrzuca jej wyjątkowo, mając nadzieję, że duch z kosą, który chodzi za nią krok w krok również przelęknie się jego silnych dłoni i tęgiego wyrazu twarzu.
- Możesz już puścić moją dłoń - trzaska drzwiami auta i patrzy na nią z podejrzeniem.
- Aaa... Tak. Masz rację... Już ją puszczam - niechętnie wysuwa dłoń z jego, ogarnia ją melancholia - czy to nie twój dom - patrzy na wzniesienie, na szczycie, którego usytuowana jest willa - pamiętam go, jak przez mgłę - żartuje.
- Nic dziwnego, poprzednim razem przywiozłem cię tu nocą - uśmiecha się, jego oczy błyszczą.
- Brzmi dwuznacznie - jej twarz także rozpromienia uśmiech - tym razem po co mnie tu przywiozłeś, bo z tego co pamiętam ostatnio skończyłam w łóżku - chichocze.
- Ostanim razem nie skończyłaś w łóżku, przyponij sobie. Tym razem wypijemy herbatę z miodem o cytryną oraz zjemy sernik - naciska mały pilocik wydobyty z kieszeni i furtka otwiera się przed nimi - zapraszam panią...
Idą wąska alejką obsadzoną dzikimi różami wijącymi się po kratce biegnącej wzdłuż dróżki. Drobne kamyczki chrupią pod ich stopami przy każdym kroku.
- Tu jest jak w bajce - orzekła.
- Kiedy byłaś tu przed bałem charytatywnym nie było tak ? - zdziwił się.
- A no tak... Było inaczej chyba, zresztą nie mów mi o tym nieszczęsnym balu - oburza się.
Docierają do drzwi wejściowych. Mia posłusznie czeka aż mężczyzna otworzy przed nią drzwi.
- Dlatego zabrałem cię tutaj - zachęca ją aby weszła do luksusowego wnętrza - rozumiesz? Nie chcę żebyś znowu myślała, że to wszystko to dla sensacji - zatrzymuje się w progu i patrzy w jej oczy - tu nikt nas ie znajdzie.
- Wierzę ci - odpowiada nieco onieśmielona.
- Chyba wiesz, gdzie jest kuchnia i nie muszę ci pokazywać - trzaska drzwiami i rusza za dziewczyną, która przymuje właściwy kierunek.
Siada na wysokim krześle przy wyspie kuchennej i obserwuje Toma, który włącza i ekspres i wyjmuje dwie filiżanki.
- Co z moją herbatą z miodem i cytryną ? - pyta zdziwiona.
- Mam trzy problemy z tym związane. Nie mam herbaty, nie mam cytryny, nie mam miodu.
- Jeszcze powiedz, że sernika też nie masz i wychodzę - droczy się na tyle wiarygodnie, że jak mina zrzędła.
- To znaczy - chwile się waha i podchodzi do lodówki - mam tiramisu... - wyjmuje pudełko z ciastem i stawia przy jej łokciu - i sernik - dodaje i wyjmuje kolejny kartonik z zadowoleniem.
- Masz szczęście - uśmiecha się.
- Dałbym ci nóż, żebyś pokroiła ciasto, ale nie ufam ci i wolę zrobić to sam - chwyta narzędzie i usiłuje podzielić ciasto na kawałki.
- Daj pomogę ci - nie znosi długo jego nieudolnych prób i obejmuje dłonią jego nadgarstek próbując kierować jego ruchami, mężczyzna odrywa wzrok od ciasta i spogląda najpierw na nią, a później na ich dłonie i znowu na nią. Mia zakłopotana puszcza jego rękę, a mężczyzna puszcza nóż i patrzy w jej przerażone intymnością tej sytuacji oczy.
- Wiesz co... Eee, nie pije kawy - jąka i odwraca głowę, odsuwając się na bezpieczną odległość, mężczyzna zamyka oczy i wypuszcza ciężko powietrze, godząc się z kolejną porażką.
- Mia? Popatrz na mnie przez chwile, nie na ekspres, albo nasze stopy albo sufit - mówi zrezygnowanym głosem -Wiesz, że mam czas i jestem cierpliwy. Może mnie odrzucasz, ale jesteś tu ze mną i nie możesz zaprzeczyć, że to jest ogromny postęp. Wiem, że boisz się, ale wiem, że ten nieuzasadniony strach odczuwasz najmniej w mojej obecności, więc proszę daj sobie szansę, bo to twoje szczęście jest najważniejsze - lekarz stawia krok w jej kierunku i czeka aż ona podskoczy jak oparzona.
- Tom ja wszystko wiem, ale... Bezsensu - przełyka - Możesz mnie po prostu przytulić? - pyta tym swoim smutnym głosem, a on bez wahania przyciska ją do siebie, uprzednio całując jej czoło. Nauczyła się już splatać dłonie na jego plecach i jej dłonie nie wiszą bezwiednie, nauczyła się też zamykać oczy gdy jej policzek spoczywa na jego klatce piersiowej.
- Moja mała - szepcze z nosem zatopionym w jej włosach.
- To co ? - odrywa się od niego - jemy ? - uśmiecha się.
- Okej, to idziemy usiąść na kanapie - zakłada kosmyk za jej ucho.
- Okej - blond karzełek zgarnia ze stołu dwa pudełka i maszeruje aby usiąść na kanapę.
- Proszę to twoja łyżeczka - mężczyzna siada obok wręcza jej łyżeczkę. Dziewczyna natychmiast przystępuje do łapczywego smakowania słodkości. Tom spokojnie obraca między palcami łyżeczkę i obserwuje jak blondynka pochłania kolejne kawałki tiramisu. Rozczulony tym widokiem uśmiecha się pod nosem.
- Dlaczego nie jesz ? - pyta zdziwiona, przełykając jedzenie.
- Bo podziwiam ile taka kruszynka jest w stanie zjeść.
- Nie boję się, że przytyje jakoś.
- Jedz, jedz, jak będziesz gruba to nikt cię nie będzie chciał - jego niski śmiech rozbrzmiewa w pomieszczeniu.
- To w końcu się ciebie pozbędę - mówi dumnie.
- To w końcu będziesz tylko moja, bo nikt inny na ciebie nie spojrzy - puszcza jej oczko, milczy przez chwilę - boże nawet nie chce myśleć jak teraz słodko smakujesz - nabiera uspokojającego powietrza do płuc.
- Posmakuj sernika to dowiesz się jak teraz smakuje - gasi brutalnie jego fantazje.
- Masz rację, bo ty za chwilkę wszystko zjesz - zanurza łyżeczkę w puszystej masie.
- Zawsze chciałeś być lekarzem - wyparowała nagle, siadając ze skrzyzowanymi nogami. Tom wygląda jakby kawałek ciasta utknął mu w gardle.
- Nigdy nie chciałem - odpowiada zmieszany.
- A jednak jesteś więc co się stało ? - docieka prawdy.
- Gdy miałem osiemnaście lat chciałem otworzyć serwis samochodowy, bo po prostu auta były moją pasją, to miał być mój sposób na biznes... Rok później matka odeszła od taty, a on zaczął pić, nie mógł się pogodzić z tym, że go zostawiła po tylu latach, które spędzili razem. Nie potrafiłem w żaden sposób mu pomóc, z dnia na dzień był w gorszym stanie - zamyślił się - aż zapadł w śpiączke po nieudanej próbie samobójczej - mówił beznamiętnie, wpatrzony w wyłączoną plazme - nikt nie dał mi nadzieji, spędzałem dnie i noce przy nim. Sądziłem, że się wybudzi...
- Ale się nie wybudził prawda ? - odstawiła na stolik kawowy pudełka i przesunęła się tyłkiem po kanapie bliżej niego.
- Nie, dlatego teraz ja próbuje pomóc ludziom, chociaż nie zawsze potrafię, chcę im dać nadzieję, której mi nie dał nikt - ścisnął dłoń, którą mu podała.
- A mama ?
- Nie utrzymuje z nią kontaktu, nie wiem co teraz robi, z kim i gdzie. Nawet nie była na pogrzebie ojca ...
- Nie wiem co ci powiedzieć, jeżeli powiem, że mi przykro to nie zdejmę z ciebie tych wszystkich złych emocji...
- Wystarczy, że trzymam twoją dłoń i wszystko odchodzi - kciukiem przemyka po kostkach u jej rąk. Oboje posyłają sobie uśmiech, ona współczucia, on ulgi.
CZYTASZ
Jutra nie będzie.
RomanceJest takie uczucie, za które sprzedałbyś duszę diabłu. Jest kilka chwil, za które chce się umrzeć. Historia trudnej relacji. Dojrzewania do uczucia i walki o każdą minutę swojego życia przy nim.