21.

1.5K 77 11
                                    

- Mirela Stein słucham - blondynka w piżamie okryta białą kołdrą mówi ochrypłym głosem do telefonu nie otwierając oczu.
- Lubię cię taką oficjalną... Obudziłem cię tak ? - pyta rozbawiony.
- Która jest godzina ? - oblizuje suche usta, otwiera oczy i przewraca się na plecy, mrużąc powieki oślepiona bielą sufitu.
- Jest już jedenasta księżniczko i czekam pod twoim domem od dziesięciu minut - humor go nie opuszcza ani na minutę.
- Co?! - podnosi się gwałtownie aż zaczyna kręcić jej się w głowie.
- No co? Nie miałem pacjentów dziś... bo nie chciałem ich w sumie mieć - dodaje trochę jakby do siebie.
- Nie stój pod domem, babcia cię zobaczy - odpowiada przerażona.
- Boisz się, że oślepnie, czy że obrzuci mój samochód kamieniami ? - dowcipkuje sobie w najlepsze, kręcąc kółka palcem na kierownicy.
- Nie żartuj sobie ze mnie - przełącza rozmowę na tryb głośnomówiący i zaczyna rozczesywać roztrzepane włosy.
- To co ? Długo będę musiał na ciebie czekać ? - niecierpliwi się.
- Muszę się ubrać - wciąga spodnie na siłę, podskakując przy tym w miejscu.
- Nie musisz - obniża znacznie ton.
- Tom... - karci go - wyjdę za pięć minut...
- Może poczekam - droczy się i rozłącza połączenie, rozsiada się wygodniej w fotelu.
- Po co się tak spieszysz? - blondynka mówi do siebie - do niego ? Wyluzuj - sprowadza się na ziemię - i tak za tobą poczeka.
Po upływie trzech minuty z dwuminutowym zapasem wychodzi z drzwi, dziewczyna ubrana w obcisłe dżinsy, białe trampki i koszulę w kratę, zatrzaskuje drzwi i zbiega po schodach wprost do czarnego auta z przyciemnianymi, tylnymi szybami, rozgląda się jeszcze po osiedlu i wsiada.
- Spieszyłaś się do mnie - ściska jej policzki palcami, kiedy ma ją już na miejscu obok siebie.
- Nie ? - odpowiada z trudem, bo ma ściśnięte policzki.
- Lekarza chcesz oszukać ? Masz przyspieszony oddech - bierze jej dłoń i naciska kciukiem na nadgarstek - i przypieszony puls.
- Puszczaj - wyrywa się i naburmusza.
- Oj mała, niepotrzebnie się denerwujesz - odpala auto.
- Jedziemy do szpitala ? - pyta dla formalności.
- Nie moje słoneczko - postanawia rozzłościć ją jeszcze bardziej.
- Nie twoje i jak to nie do szpitala ? - zaciska usta w linię.
- Nie pojedziemy do szpitala... Za wiele cię to kosztuje - włącza bieg i czeka na jej sygnał, aby ruszyć.
- Jak to nie pojedziemy? To gdzie ty chcesz jechać ?
- Niespodzianka ?
- Proszę nie... Tylko nie niespodzianki w twoim wykonaniu - zakpiła.
- Tym razem to będzie coś spokojniejszego, nie zamierzam już wzbudzać twojego strachu - koleiny raz rusza na tyle gwałtownie, że jej głowa wbija się w zagłówek.
- Nauczysz się w końcu jeździć ? - pyta rozdrażniona.
- Nauczyłem się lata temu moja mała księżniczko - nie licząc się z ograniczeniami prędkości pędzi przez miasto jak wariat.
- Nie imponuje mi to jeżeli cię to interesuje - obojętnie krzyżuje ręce na piersi.
- A to ? - pyta i przejeżdża rondo niezgodnie z kierunkiem poruszania się obowiązującym na tym skrzyżowaniu. A dziewczyna zakrywa dłońmi oczy.
- Przypomnij ile masz lat ? Bo zachowujesz się jakbyś miał znowu osiemnaście - karci go wzrokiem, ale jej sercem wciąż nie może powrócić do normalnego rytmu po niebezpiecznym zagraniu.
- Naprawdę ? A ty jakbyś miała osiemdziesiąt lat i za chwilę miała umrzeć - chlapnął bezsensu, ale nią aż zatrzęsło słysząc ostatnie cztery słowa, zamilkła.
Do końca podróży panowała niezręczna cisza. Samochód zaparkował na chodniku.
- Przepraszam - szepnął i złapał jej dłoń, całując jej wierzch - nie chciałem żebyś się zdenerwowała, przynajmniej nie aż tak - masował kciukiem kostki u jej ręki, bacznie przypatrując się, jak zamyślona patrzy przez okno.
- Idziemy ? - odwraca głową w jego stronę, patrzą na siebie kilka sekund, ich oddechy mieszają się, blondynka nie patrzy mu w oczy.
- Tak, chodźmy - odpowiada celem uniknięcia kolejnego odrzucenia.
- Tom ? - zatrzymuje jego ramię kiedy mężczyzna odwraca się i chce złapać za klamkę by wyjść.
- Tak ? - jego serce zaczyna bić szybciej.
- Naprawdę jest okej... To tylko wygłupy - posłała mu ciepły uśmiech - teraz możemy iść.
- Chodź - podaje jej rękę, aby pomóc jej wyjść z samochodu, a ona nie odrzuca jej wyjątkowo, mając nadzieję, że duch z kosą, który chodzi za nią krok w krok również przelęknie się jego silnych dłoni i tęgiego wyrazu twarzu.
- Możesz już puścić moją dłoń - trzaska drzwiami auta i patrzy na nią z podejrzeniem.
- Aaa... Tak. Masz rację... Już ją puszczam - niechętnie wysuwa dłoń z jego, ogarnia ją melancholia - czy to nie twój dom - patrzy na wzniesienie, na szczycie, którego usytuowana jest willa - pamiętam go, jak przez mgłę - żartuje.
- Nic dziwnego, poprzednim razem przywiozłem cię tu nocą - uśmiecha się, jego oczy błyszczą.
- Brzmi dwuznacznie - jej twarz także rozpromienia uśmiech - tym razem po co mnie tu przywiozłeś, bo z tego co pamiętam ostatnio skończyłam w łóżku - chichocze.
- Ostanim razem nie skończyłaś w łóżku, przyponij sobie. Tym razem wypijemy herbatę z miodem o cytryną oraz zjemy sernik - naciska mały pilocik wydobyty z kieszeni i furtka otwiera się przed nimi - zapraszam panią...
Idą wąska alejką obsadzoną dzikimi różami wijącymi się po kratce biegnącej wzdłuż dróżki. Drobne kamyczki chrupią pod ich stopami przy każdym kroku.
- Tu jest jak w bajce - orzekła.
- Kiedy byłaś tu przed bałem charytatywnym nie było tak ? - zdziwił się.
- A no tak... Było inaczej chyba, zresztą nie mów mi o tym nieszczęsnym balu - oburza się.
Docierają do drzwi wejściowych. Mia posłusznie czeka aż mężczyzna otworzy przed nią drzwi.
- Dlatego zabrałem cię tutaj - zachęca ją aby weszła do luksusowego wnętrza - rozumiesz? Nie chcę żebyś znowu myślała, że to wszystko to dla sensacji - zatrzymuje się w progu i patrzy w jej oczy - tu nikt nas ie znajdzie.
- Wierzę ci - odpowiada nieco onieśmielona.
- Chyba wiesz, gdzie jest kuchnia i nie muszę ci pokazywać - trzaska drzwiami i rusza za dziewczyną, która przymuje właściwy kierunek.
Siada na wysokim krześle przy wyspie kuchennej i obserwuje Toma, który włącza i ekspres i wyjmuje dwie filiżanki.
- Co z moją herbatą z miodem i cytryną ? - pyta zdziwiona.
- Mam trzy problemy z tym związane. Nie mam herbaty, nie mam cytryny, nie mam miodu.
- Jeszcze powiedz, że sernika też nie masz i wychodzę - droczy się na tyle wiarygodnie, że jak mina zrzędła.
- To znaczy - chwile się waha i podchodzi do lodówki - mam tiramisu... - wyjmuje pudełko z ciastem i stawia przy jej łokciu - i sernik - dodaje i wyjmuje kolejny kartonik z zadowoleniem.
- Masz szczęście - uśmiecha się.
- Dałbym ci nóż, żebyś pokroiła ciasto, ale nie ufam ci i wolę zrobić to sam - chwyta narzędzie i usiłuje podzielić ciasto na kawałki.
- Daj pomogę ci - nie znosi długo jego nieudolnych prób i obejmuje dłonią jego nadgarstek próbując kierować jego ruchami, mężczyzna odrywa wzrok od ciasta i spogląda najpierw na nią, a później na ich dłonie i znowu na nią. Mia zakłopotana puszcza jego rękę, a mężczyzna puszcza nóż i patrzy w jej przerażone intymnością tej sytuacji oczy.
- Wiesz co... Eee, nie pije kawy - jąka i odwraca głowę, odsuwając się na bezpieczną odległość, mężczyzna zamyka oczy i wypuszcza ciężko powietrze, godząc się z kolejną porażką.
- Mia? Popatrz na mnie przez chwile, nie na ekspres, albo nasze stopy albo sufit - mówi zrezygnowanym głosem -Wiesz, że mam czas i jestem cierpliwy. Może mnie odrzucasz, ale jesteś tu ze mną i nie możesz zaprzeczyć, że to jest ogromny postęp. Wiem, że boisz się, ale wiem, że ten nieuzasadniony strach odczuwasz najmniej w mojej obecności, więc proszę daj sobie szansę, bo to twoje szczęście jest najważniejsze - lekarz stawia krok w jej kierunku i czeka aż ona podskoczy jak oparzona.
- Tom ja wszystko wiem, ale... Bezsensu - przełyka - Możesz mnie po prostu przytulić? - pyta tym swoim smutnym głosem, a on bez wahania przyciska ją do siebie, uprzednio całując jej czoło. Nauczyła się już splatać dłonie na jego plecach i jej dłonie nie wiszą bezwiednie, nauczyła się też zamykać oczy gdy jej policzek spoczywa na jego klatce piersiowej.
- Moja mała - szepcze z nosem zatopionym w jej włosach.
- To co ? - odrywa się od niego - jemy ? - uśmiecha się.
- Okej, to idziemy usiąść na kanapie - zakłada kosmyk za jej ucho.
- Okej - blond karzełek zgarnia ze stołu dwa pudełka i maszeruje aby usiąść na kanapę.
- Proszę to twoja łyżeczka - mężczyzna siada obok wręcza jej łyżeczkę. Dziewczyna natychmiast przystępuje do łapczywego smakowania słodkości. Tom spokojnie obraca między palcami łyżeczkę i obserwuje jak blondynka pochłania kolejne kawałki tiramisu. Rozczulony tym widokiem uśmiecha się pod nosem.
- Dlaczego nie jesz ? - pyta zdziwiona, przełykając jedzenie.
- Bo podziwiam ile taka kruszynka jest w stanie zjeść.
- Nie boję się, że przytyje jakoś.
- Jedz, jedz, jak będziesz gruba to nikt cię nie będzie chciał - jego niski śmiech rozbrzmiewa w pomieszczeniu.
- To w końcu się ciebie pozbędę - mówi dumnie.
- To w końcu będziesz tylko moja, bo nikt inny na ciebie nie spojrzy - puszcza jej oczko, milczy przez chwilę - boże nawet nie chce myśleć jak teraz słodko smakujesz - nabiera uspokojającego powietrza do płuc.
- Posmakuj sernika to dowiesz się jak teraz smakuje - gasi brutalnie jego fantazje.
- Masz rację, bo ty za chwilkę wszystko zjesz - zanurza łyżeczkę w puszystej masie.
- Zawsze chciałeś być lekarzem - wyparowała nagle, siadając ze skrzyzowanymi nogami. Tom wygląda jakby kawałek ciasta utknął mu w gardle.
- Nigdy nie chciałem - odpowiada zmieszany.
- A jednak jesteś więc co się stało ? - docieka prawdy.
- Gdy miałem osiemnaście lat chciałem otworzyć serwis samochodowy, bo po prostu auta były moją pasją, to miał być mój sposób na biznes... Rok później matka odeszła od taty, a on zaczął pić, nie mógł się pogodzić z tym, że go zostawiła po tylu latach, które spędzili razem. Nie potrafiłem w żaden sposób mu pomóc, z dnia na dzień był w gorszym stanie - zamyślił się - aż zapadł w śpiączke po nieudanej próbie samobójczej - mówił beznamiętnie, wpatrzony w wyłączoną plazme - nikt nie dał mi nadzieji, spędzałem dnie i noce przy nim. Sądziłem, że się wybudzi...
- Ale się nie wybudził prawda ? - odstawiła na stolik kawowy pudełka i przesunęła się tyłkiem po kanapie bliżej niego.
- Nie, dlatego teraz ja próbuje pomóc ludziom, chociaż nie zawsze potrafię, chcę im dać nadzieję, której mi nie dał nikt - ścisnął dłoń, którą mu podała.
- A mama ?
- Nie utrzymuje z nią kontaktu, nie wiem co teraz robi, z kim i gdzie. Nawet nie była na pogrzebie ojca ...
- Nie wiem co ci powiedzieć, jeżeli powiem, że mi przykro to nie zdejmę z ciebie tych wszystkich złych emocji...
- Wystarczy, że trzymam twoją dłoń i wszystko odchodzi - kciukiem przemyka po kostkach u jej rąk. Oboje posyłają sobie uśmiech, ona współczucia, on ulgi.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz