16.

1K 57 2
                                    

Mia zacisnęła usta w linię i zmrużyła oczy. Czoło zaczęło jej się marszczyć, ręce stały zimne, a nogi jak z waty.
- Tak Pani Emel my się znamy. Nawet doskonale...
- Mówiłam właśnie, że pan jest naszym aniołem stróżem - kobieta czuła niezręczną sytuację i próbowała rozładować napięcie.
- Proszę nie przesadzać - z uporem nie odrywał wzroku od niskiej blodynki, której oczy ciemne jak węgielki lśniły.
- Właśnie, chyba Pani przecenia Pana Bodywaya i jego wielkoduszność - skwitowała i skrzyżowała ręce na piersi.
- Pójdę - starsza pani wyczuła, że atmosfera z minuty na minutę bardziej się zagęszcza.
- Nie to ja pójdę - odwróciła się na pięcie, zarzucając długimi włosami, których zapach podrażnił nozdrza mężczyzny. Jego silna dłoń natychmiast uniemożliwiła jej ucieczkę, ściskając jej przedramię. Pielęgniarka dłużej nie mogła znieść niezręcznej sytuacji i podniosła z krzesła odłożoną przez Bodyway książkę, próbując zająć uwagę dzieci. Jednak one bacznie obserwowały burzliwą wymianę zdań za plecami Pani w białym fartuchu zamiast słuchać bajki.
- Mogłabyś chociaż przy dzieciach nie robić scen - pochylił się i mówił do jej bladego policzka, Mia z zaciśniętymi ustami patrzyła na automat z napojami stojący po jej prawej stronie.
- To ty mnie szarpiesz - wysyczała przez zęby - w końcu wszyscy dowiedzą się jakim jesteś człowiekiem...
- I jaką ty jesteś rozwydrzoną gówniarą - jego uścisk dłoni zwolnił i w jej ręce znowu zaczęła krążyć krew.
- Myślisz, że wszyscy uwierzą, że przychodzisz tu bezinteresowanie. To kolejna sztuczka ? Z młodszą partnerką nie wyszło to teraz wykreujesz postać miłosiernego pana doktora - uderzyła palcem wskazującym w jego klatkę piersiową odzianą nieskazitelnie białym materiałem, którym kontrastował z czerwienią jej paznokci.
- Jesteś niesprawiedliwa - ze spokojem odparł.
- Ciociu - oboje odwrócili się za siebie w poszukiwaniu krasnala o piskliwym głosiku - pobawicie się ze mną? - mała Lily przytuliła się do nogi roztrzęsionej blodynki i złapała nieśmiało za rękę rozjuszonego szatyna. Mia zaczęła delikatnie przeczysywać palcami miękkie włosy małej dziewczynki. Mężczyzna wziął głęboki oddech i przykucnął
- Oczywiście, że się z tobą pobawimy słoneczko - podniósł małą na ręce i wymusił sztuczny uśmiech.
- Ale ciocia też - pokazywała paluszkiem na dół.
- Tak Lily ja też...

Wysoki mężczyzna posadził dziecko na niebieskim taborecie. Mia z pespektywy sporej odległości z dozą sceptycyzmu obserwowała jak lekarz klęka przy dziewczynce.
- W co chcesz się pobawić ? - zapytał patrząc jak rączkami przeciera oczka.
- Ja chce zagrać w grzybobranie - odpowiedziała markotna, spoglądając kątem oka na Mie opierającą się o filar.
- Poczekasz tu ? - musknął mały nosek i odszedł od małego stoliczka
Zdeterminowany szedł w kierunku niskiej blondynki opartej o jaskrawy filar. Padł na nią cień jego wysportowanej sylwetki i otulił zapach ostrych męskich perfum, z całych sił walczyła by nie zdradzić swojego zakłopotania, wzrok miała na wysokości jego klatki piersiowej, rękę skrzyżowane na piersi.
- Posłuchaj mnie - oparł rękę nad jej głową - możesz mnie nienawidzieć, ale proszę... - zatrzymał się na moment, czekając aż spojrzy mu w oczy - proszę nie karaj tego dziecka...
Długie rzęsy zatrzepotały i ich spojrzenia spotkały się.
- Tylko dla tego, że nie chcę sprawiać przykrości dziecku pojednam się z tobą... No nie patrz tak na mnie tylko chodźmy tam - rzuciła speszona i prześlizgnęła się pod jego ręką. Mężczyzna obrócił się na pięcie i pobiegł za wonią cytrusowego szamponu do włosów.
- Mogę z wami zagrać ? - zapytała małą laleczkę układającą plastikowe grzyby na planszy z leśnymi zwierzątkami i krzewami.
- Mozes! - podskoczyła z radości - jaki chces kolor pionka? - pokazała na małej rączce żółty, niebieski, zielony i czerwony pionek.
- Niebieski - wybrała.
- A ty mas zielony - wręczyła mężczyźnie rozczulonemu radością, która ogarnęła dziecko - ja chce cerwony...
- A kto pierwszy rzuca kostką Liluś ?
- Najpierw ja, bo jestem najmłodsa i jestem dziewczyną, później Ty ciociu, a na końcu on, bo jest chłopakiem - pokazywała paluszkiem.
- A może to ja zacznę, ponieważ jestem najstarszy ? - droczył się.
- Nie. Cicho - zakryła mu usta dłonią, a Mia zachichotała.
- A ja mogę coś powiedzieć ? - zapytała powstrzymując wybuch śmiechu.
- Tak, ty mozes - ustawiła na starcie trzy pionki i rzuciła kostką.
- Wygrywa ta osoba, która dotrze najszybciej do mety, czy ta która zbierze najwięcej grzybów?
- Ten kto ma najwięcej gzybków - przeskoczyła cztery pola.
- Lily mama dziś Cię odwiedziła? - Mia zapytała potrząsając ręką z kostką.
- Była rano, ale posła do pracy - posmutniała.
- Mam grzyba - zawołał podekscytowany lekarz.
- Nie, nie mas. Nie widzis, ze to muchomor? - dziewczynka zganiła szatyna, a długowłosa blondynka zakryła usta dłonią i próbowała tłumić śmiech na widok zdziwionej miny doktorka.
- Przecież ja nie jestem grzybiarzem tylko lekarzem, skąd miałbym wiedzieć - oddał posłusznie grzybka.
- Kazdy wie, ze takich się nie zbiera - poklepała to po ramieniu i rzuciła kostką - ale nie martw się kiedyś się naucys, będzies mądry i mnie pokonas.
- Oj wątpię - wtraciła zgryźliwie Mia.
- Co mruczysz pod nosem? - posłał jej łobuzerski uśmieszek.
- Że bardzo miło spędzam czas w doborowym towarzystwie - wywróciła oczami.
- Ja również cieszę się, że tu jestem.
- A ja myślałam, że się nie lubicie - dziecko wierciło się na krześle.
- My? Lily przecież mu się uwielbiamy - odrzekł z ironią.
- Taaa... Przepadamy za sobą - dodała naburmuszona.
- To fajnie, jutro zagramy w karty - podskoczyła uradowana.
- Ja jutro będę wieczorem, mam dużo pracy kwiatuszku - poglaskał policzek dziecka wierzchem dłoni prawie tak czule, że można byłoby go uznać ojcem. Mia analizowała każdy jego ruch, jakby chciała go przyłapać na błędzie, zdradzającym jego niecne plany.
- W takim razie przyjdę rano - odparła.
- Niee... Ja nie chce ! - płaczliwie mówiła - ja chce zebyście psysli razem, tak jak dziś...
- Oj Lily... - Mia złapała dziewczynkę za rączkę - przyjdziemy razem tylko rozchmurz się.
- No już laleczko - mężczyzna sprawnym ruchem posadził sobie dziecko na kolanach - uśmiechnij się, bo nam też będzie smutno...
- Ale na pewno? - sprawdziła czy ciocia Mia nie próbuje się wycofać.
- Tak, tak, a teraz rzucaj kostką, bo przegrasz...
- Nieprawda, zobac mam najwięcej gzybów - pokazała maleńki koszyczek pełen po brzegi.
- Osz ty... Ograłaś nas - mężczyzna zaczął łaskotać jej brzuch, a dziewczynka zaniosła się śmiechem i wyrwała się z jego rąk.
- Ratuj - skryła się za plecami szczupłej blondynki.
- Lily skoro już i tak widać, że ty wygrałaś możemy schowamy plansze. Jest późno, zaraz przyjdzie Pani Emel i pójdziesz się położyć. Wszystkie dzieci już poszły - wyciągnęła ją za rączkę zza siebie i zaczesała jej włoski za ucho.
- No dobra - zgodziła się z niezadowoleniem.
- Odprowadzis mnie ciociu? - zapytała smutna.
- No pewnie - podała jej rękę, dziewczynka jeszcze przytuliła na pożegnanie Bodywaya i poszły w kierunku sali.
Thomas siedział na niskim krzesełku i zbierał zabawki, kątem oka widział jak dziewczyna sprytnie próbuje opuścić oddział niezauważona. Drzwi za nią trzasnęły, niosąc pogłos.
- Mia !? - szatyn w białej koszulce wybiegł na korytarz nie zostawiając po sobie porządku - dziękuję...
- Nie masz za co dziękować, nie chciałam sprawiać temu biednemu dziecku zawodu i tak Bóg je ukarał.
- Uważasz, że to wina Boga ? A jeżeli to nie jego wina ? Jeżeli on tylko nam pomaga z tego wyjść z każdego bagna, a nie zawsze mu się udaje.
Mia milczała, głęboko oddychając, nie potrafiła powiedzieć, że Boga nie ma, bo podświadomie wierzyła, że tylko cud z rąk boskich może ją uratować. Mijali obok siebie w ciszy kolejne części szpitala kierując się do wyjścia.
- Wiesz? Oszukiwałem...
- Też mi nowość... Prędzej zdziwiłbyś mnie informacją, że mówiłeś prawdę - burknęła pod nosem.
- Mówiłem o grze.
- Nie potrafisz pogodzić się z przegraną i sugerujesz, że zrobiłeś to celowo? - jej ton głosu był przesączony ironią.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz...
- Przepraszam - przemówił po kilku minutach - przepraszam, bo nie wiedziałem, że media tak rozdmuchają sprawę naszego wyjścia i nie próbowałem temu zapobiec. Wiedziałem, że któraś gazet o nas napisze, ale nie miałem pojęcia, że napiszą niemalże wszystkie.
Drzwi wyjściowe rozsunęły się i znaleźli się na podjeździe dla karetek. Mężczyzna złapał za jej przedramię i zmusił do kontaktu wzrokowego, którego od trzech godzin skrupulatnie unikała.
- Wiem, że obiecałem i zawiodłem, ale nie chce być z tobą na ścieżce wojennej.
- Okej - odparła beznamiętnie, rozgladając się wokół jakby rozmowa w ogóle jej nie interesowała.
- Mia no... - potrząsnął nią nieznacznie - dobra, rozumiem nie chcesz mówić. W takim razie odwiozę cię - puścił jej rękę i zaczął powoli się oddalać.
- Przejdę się - pomachała mu z daleka i odwróciła.
- Rób co chcesz - burknął urażony pod nosem, wyciągając pakiet kluczy z kieszeni, odchodząc na parking.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz