- Mamo ? - niepewnie szła w kierunku zwróconej tyłem kobiety z włosami upiętymi w kok.
- Tak skarbie? Jeżeli chcesz mnie przeprosić za to, że bez mojej zgody przygarnęłaś kotka to wiedz, że Ci wybaczam - jej ton głosu uspokoił dziewczynę ostatecznie.
- Po prostu mijamy się ostatnio - usiadła na fotelu i założyła kaptur na głowę.
- Wyglądasz jak lump - odwróciła się i machnęła trzepaczką, którą ubijała jajka w stronę córki.
- Mamo ? Dużo macie oszczędności ? - zapytała znienacka.
- Niewiele, a co znowu wymyśliłaś ? Jakiś obóz? Droga torebka ? - kobieta zajęta smażeniem jajek, nie zwracała uwagi na przerażenie w oczach córki.
- Tak pytam - odparła i objęła kolana rękami.
- Pomożesz mi kroić pomidory? -
- Pomogę -westchnęła i zeskoczyła z fotela.
- Emily ? Ja zaraz wychodzę więc zjem na mieście - z łazienki wyszedł niewysoki brunet, zapinając guziki błękitnej koszuli.
- Zjedz z nami - zachęciła go, a jej mina zzrzędła.
- Kochanie, naprawdę nie mogę - pocałował jej czoło, zgarnął marynarkę z oparcia krzesła i wybiegł z domu, trzaskając drzwiami.
- Mamo ?
- Wszystko okej - ale Mia widziała, że nic nie jest okej, kobieta, odwróciła się do zlewu i zaczęła myć pomidory.Siedziała na skraju łóżka i przeglądała się w lustrze na przeciw, długie włosy opadały na jej ramiona i dekolt,
- Nie bądź pieprzonym tchórzem. Jedź odebrać to potwierdzenie wyników - powiedziała do siebie i posłusznie zaczęła się ubierać. Otuliła się czarną narzutką karzmirową, włożyła buty na koturnie i wyprostowała starannie włosy.
Stała przed znienawidzonym szpitalem i czytała nazwisko jeszcze bardziej znienawidzononego fundatora, dyrektora i lekarza, które widniało obok tablicy z datą powstania kliniki, miejsce patrona pozostało puste. Z zewnątrz budynek przypominał hotel. Kilka pięter pomalowamych na szaro i szereg białych okien na każdym z nich wprowadzał ład i zdawał się budzić zaufanie potencjalnych pacjentów. Chociaż te mury nie są tak przesiąknięte łzami jak klinki onkologicznej w Vancouver to widziały już wiele pożegnań i słyszały wiele modlitw i nigdy nie gwarantują, że wyjdziesz z nich cało. Ostrożnie przekroczyła próg jakby starając się uniknąć przeznaczenia. Przemknęła niezauważona przez część korytarza zagrożoną spotkaniem pana zarozumiałego cwaniaczka.Ze łzami w oczach patrzyła na kartkę papieru. Czuła, jak nogi jej się uginają, na ciele miała gęsią skórkę.
- Proszę pani - Mia słyszała tłumiony głos - sugerowałabym kontakt... - słowa laborantki przestały do niej docierać. Łzy zostawiały mokre plamy na papierze. Wyszła na szarą poczekalnię pełno ludzi i zaczęła drzeć dokument i jeszcze bardziej zanosić się płaczem. Pewnym krokiem przemierzała kolejne odcinki szpitala, zostawiając za sobą skrawki kartki. Resztę wyrzuciła do kosza przed szpitalem, nie rozglądając się przy przejściu przez ulicę, została strąbiona przez samochody. Miała ochotę odwrócić się i pokazać im środkowy palec, ale czuła, że nadal jest kobietą i nadal to nie w jej stylu. Otworzyła auto naciskając guzik na kluczyku i wsiadła do niego, oparła głowę o kierownicę i głęboko oddychała.
- Dlaczego ja ? - zapytała szeptem - dlaczego ? - powtórzyła głośniej - do cholery- krzyknęła uderzając pięścią w kierownicę. Jej ciało drżało ze strachu.
Flegmatycznie wchodziła po schodach do domu, czuła jakby coś wyssało jej duszę, jakby jej życie właśnie się skończyło, jakby czekała tylko na śmierć.
Rzuciła siwą torebkę kopertową na różowy fotel, zdjęła czarne, zamszowe koturny i rzuciła się na miękki materac swojego łóżka. Nagły skok adrenaliny wyczerpał ją. Nie miała siły płakać. Długie włosy rozrzuciły się na poduszce, a sukienka pogniotła.
- Ostatni miesiąc mojego życia ? - szepnęła - ostatni miesiąc mojego życia... - wstała, jakby otrzeźwiona tą myślą i pobiegła do białej szafy z lustrem, otarła rozmazany tusz pod oczami i wyjęła walizkę w kropki z szafy, nieelegancko wrzucała do niej ubrania, bieliznę, buty, kosmetyki. Usiadła na bagaż i próbowała go zamknąć, zamek z trudem zasunął się.
Dziewczyna podniosła go i schowała pod łóżko, aby nie znaleźli go rodzice, a następnie znowu położyła się na łóżku i obserwowała sufit. Ze stanu rozpaczy wyrwało ją skomlenie kota. Z trudem podniosła głowę i zobaczyła Jak małe pazurki drapią stelarz jej łóżka. Wzięła swojego kompana na ręce i zbiegła na dół, kiedy okazało się, że nie jest sama, aż wypuściła kotka z rąk, który spadł na cztery łapki i schował się pod stół.
- Spokojnie skarbie to tylko ja - kobieta oderwała wzrok od pracy i przypatrywała się uważnie twarzy wnuczki. Mia natychmiast odwróciła się na pięcie i zajarzała do lodówki w poszukiwaniu mleka.
- Zrobić ci babciu kawy ? - zapytała speszona.
- Widziałam przez okno, że późno wczoraj wróciłaś - wyperswadowała.
- Tak byłam na spotkaniu ze znajomym - poczerwieniała.
- Domyśliłam się, że to do niego biegłaś w piżamie. To ten znajomy, z którym miałaś zdjęcia ma pierwszej stronie magazynów plotkarskich. Ten znajomy chyba nie jest w twoim wieku i chyba nie jest odpowiedni dla Ciebie - nie odpuszczała.
- Babciu wiem, że dla ciebie zawsze będę dzieckiem, ale potrafię o siebie zadbać i wczoraj wyjaśniłam sobie z nim wszystko ostatecznie. Zresztą między tobą, a dziadkiem też była duża różnica wieku więc ty akurat powinnaś mnie rozumieć - zaczęła się bronić.
- Kiedyś były inne czasy - burknęła.
- Ale to była miłość twojego życia - uśmiechnęła się i zaczęła zalewać kawę.
- Oj tak. Oboje ryzykowaliśmy. Poznałam dziadka w maturalnej klasie, kiedy zaczął uczyć w naszym liceum chemii.
- I zakochaliście się w sobie ? - zaciekawiona usiadła obok babci i uważnie słuchała, popijając gorący napój.
- Nie. To ja się zakochałam, wysoki, przystojny brunet i długą grzywką był obiektem westchnień całej szkoły. Dziewczyny umawiały się na prywatne korepetycje, zostawały po lekcjach żeby tylko zwrócić na siebie uwagę dojrzałego faceta - wspominała z uśmiechem na ustach.
- A ty babciu? Co zrobiłaś ? - dopytywała emocjonalnie, jak przedszkolak.
- Udawałam obojętność. A twój dziadek uwielbiał być w centrum zainteresowania. 21 kwietnia 1966 roku kazał mi zostać po lekcji.
- Całowaliście się ? - dziewczyna podskoczyła z wrażenia.
- Mia ! - starsza pani oburzyła się pytaniem wnuczki i rzuciła jej przywołujące do porządku spojrzenie - kiedyś całowanie było zarezerwowane tylko dla narzeczonych - odparła poważnie.
- To co robiliście ? - jej podniecenie zniknęło.
- Jaremy powiedział, że jest pod wrażeniem moich wyników i uścisnął moją dłoń, wtedy już wiedziałam, że się zakochałam. Później dowiedziałam się, że od początku mnie obserwował. Ukrywaliśmy się do czasu aż dostałam się na uniwersytet. Spotykaliśmy się tylko późnym wieczorem w parku, lub nad jęziorem, tam gdzie nie można było spotkać człowieka - westchnęła.
- Jakie to romatyczne - posmutniała. Nie zdążę przeżyć tego wszystkiego - pomyślała.
- Nigdy nie zakochałam się już po śmierci dziadka - wytarła wilgotne powieki - przyszłam, żeby ci powiedzieć, że ze mną możesz zawsze porozmawiać. Tyle lat żyję, że już się wiele nauczyłam o mężczynach - zmieniła bolesny temat.
- Wiem babciu - uścisnęła jej dłoń i mrugnęła okiem.
- Ja już pójdę, bo muszę zrobić zakupy. Tylko zjedz śniadanie - pouczyła ją.
Odprowadziła gościa do drzwi i powróciła na duży, wygodny fotel.
Poruszona historią swojej babci dłuższą chwilę wpatrywała się w okno, kontemplując nad sensem swojego życia, które skróciło się diametralnie po otrzymaniu diagnozy.
CZYTASZ
Jutra nie będzie.
RomanceJest takie uczucie, za które sprzedałbyś duszę diabłu. Jest kilka chwil, za które chce się umrzeć. Historia trudnej relacji. Dojrzewania do uczucia i walki o każdą minutę swojego życia przy nim.