23.

904 63 4
                                    

Mia ubrana w siwą sukienkę z białym kołnierzykiem z dozą niechęci przekroczyła próg kliniki w Portland, roznosząc hałas uderzania szpilek o podłogę korytarza krętego jak labirynt, oznakowanego strzałkami informującymi o położeniu różnych oddziałów na terenie placówki. Czuła potężny strach, że spotka Bodyway, ale nierównał się on potęgą z tym, jak bolały ją stawy nawet w połowie. Jednak ten ból, który czuła każdej nocy mieszał się z tęsknotą, która penetrowała jej jelita tępym nożem przy wspomieniu zapachu jego ciała i ciepła dłoni.  To miejsce przesycone nim, zmusiła się odwiedzić tylko by uzyskać receptę na silne leki przeciwbólowe. Od momentu przekroczenia progu marzyła żeby uciec stamtąd, wrócić do łóżka i przytulić swojego już niemałego kociaka. Kiedy przechodziła obok jego gabinetu jej serce prawie wyskoczyło z piersi. Nie dawał znaku życia, a ona była zbyt dumna by zadzwonić.
- Dzień dobry - weszła do oszklonej sali, w której ujrzała panią doktor Swietłane.  Kobieta o rudych włosach  ukraińskim pozdrowieniem przywitała pacjentkę.
- Pani doktor, czy mogłabym otrzymać receptę na leki przeciwbólowe - zapytała, stojąc w przejściu.
- Kwiatuszku, my powinni leczyć pryćynu, a nie skutki - mówiła z ukraińskim akcentem wplatając ukraińskie słowa, oderwała się od papierów i zajęła okulary.
- Wie pani, że decyzja już zapadła i nie ulegnie zmianie... - Mia usłyszała za sobą kroki, jej ciało przeszedł dreszcz zdenerwowania, odwróciła się, aby upewnić się, że to Thomas i rozczarowała się. W drzwiach przepchnął ją niski facet ubrany na czarno, niemalże upadła.
- Sluchaju was - powiedziała dobitnie zirytowana niekulturalnym  zachowaniem lekarka.
- To ty słuchaj. Jesteś tą przygłupią ukraińską lekareczką? Ty zabiłaś moją żonę - wrzasnął mężczyna i zrzucił z biurka laptop, stertę papierów, kubek z kawą i ramkę zdjęciem Swietłany i jej córeczki, a następnie ją podeptał.
- Proszę się uspokoić, bo wezwę ochoronę - zagroziła mu palcem Mia, widząc zajście.
- Wzywaj - wybuchnął śmiechem, sięgnął ręką do kieszeni spodni i przyłożył do skroni starszej kobiety pistolet - no, wzywaj na co czekasz ?
- Uciekaj - rozkazała ruda kobieta.
- Zamknij się - wrzasnął - rusz się tylko, a rozwalę łeb jej, a pózniej tobie.
- Proszę się uspokoić i dać się wytłumaczyć pani doktor.
- Zabiła człowieka, jest morderczynią. Nie ma dla niej usprawiedliwiania - powiedział z pogardą.
Mia rzuciła wzrok na duże okno za plecami zamachowcy, za którym stała przerażona pielęgniarka, a za chwilę odbiegła, na szczęście jej i zakładników nie zauważył jej zamachowiec.
- Na co się gapisz - odwrócił się, ale nikogo już nie było.
- Niech pan odłoży broń. Tak nie rozwiąże pan problemu - młoda dziewczyna negocjowała
                              
                              ***
- Panie doktorze w szpitalu jest zamachowiec, celuje do pani doktor Kosylnik - do gabinetu Bodyway wbiegła roztrzęsiona pielęgniarka.
- Co Ty mówisz? Jaki zamachowiec? - mężczyna natychmiast włączył na komputerze monitoring z każdej części klinki. Na jednym z małych okienek zobaczył mężczynę i dwie kobiety. Nie rozpoznał żadnej z rozmazanych na ekranie postaci, ale nie zastanawiając się nawet sekundę postanowił ingerować.
- Niech pani dzwoni na policję, ja biegnę tam - zrzucając z siebie fartuch biegł długim korytarzem wprost do pokoju pielęgniarek, w którym znajdowali się zakładnicy, był spokojny wręcz anielsko dopóki, przez szklaną szybę nie ujrzał sylwetki, znajomych blond włosów i chudych nóg postaci stojącej do niego tyłem.
- Mia? - bez zawahania wbiegł przed nią  i zasłonił ją swoim ciałem.
- Thomas - oparła czoło o jego plecy, a po jej policzkach popłynęły łzy. Jego zapach uderzył w jej nozdrza, a ciepło jego ciała rozgrzewało opuszki palców dłoni, które położyła na jego łopatkach.
- Jest nasz bohater. Dobrze się składa, bo pani doktor potrzebuję więcej ofiar. Ona lubi zabijać, a pan jej nadal na to pozwala pseudodoktorku, a ostatnio gwiazdo kolorowych pisemek. Wstań - pociągnął kobietę za przedramię w górę, a następnie umieścił broń w jej dłoniach, a palec położył na spust i mierzył do lekarza. Mia natychmiast wysunęła się przed Toma i jej drobne ciało zakryło część jego.
- Zabij mnie. Mi jest wszystko jedno. Proszę strzelaj, ale twoja żona już nie wróci, nawet gdybyś rozstrzelał wszystkich ludzi. Spójrz mi w oczy i strzel, a później pomyśl czy ona by tego chciała, czy kochała człowieka, który celuje do niewinnych ludzi  - spojrzała na niego z determinacją, a Thomas próbował ją okryć swoim ciałem przepychając walecznego kransnala. Wściekłość, którą czuł, miotała nim, ale myślał tylko o niej, tylko strach nie pozwalał mu rzucić się na agresora.
- To takie słodkie. Chcecie oboje zginąć ? Rozumiem, pani doktor, co pani na to? Chyba nie będzie problemu prawda ? Im więcej ofiar tym lepiej -mrugnął nienawistnie okiem.
- Wasza żena zabiła choroba, a my nie bogami i nie możemo oszukać smierci - przemówiła, kiedy czuła, że jej palec coraz bardziej napiera spust pistoletu. Thomas kątem oka obserwował jak za oknem biega zgraja mężczyn ubranych na czarno i celują w zamachowca.
- Posłuchaj dziewczyna wyjdzie stąd, a my się jakoś dogadamy - zdecydował lekarz w siwym golfie i dżinsach i zaczął odpychać Mie w kierunku wyjścia.
- Tom... Nie wyjdę. Zostaję z tobą - szepnęła, a jej broda zaczęła dygotać - zostaje- powtarza sprzeciwiając się jego ostremu spojrzeniu.
- Cóż za heroiczna postawa. Godna nagrody - zakpił i w tym momencie pistolet wystrzelił w kierunku blondynki.
- Mia - pchnął ją z całej siły Thomas aż uderzyła głową o ścianę na chwilę tracąc świadomość, a sam odrzucony siłą rażenia pocisku wpadł na szybę i zaczął osuwać się na ziemię zostawiając na szkle czerwoną smugę krwi. Swietłana widząc, że z jej rąk padł strzał w kierunku Bodyway  zemdlała. Zdziwiony obrotem sytuacji oprawca pośpiesznie opuścił salę.
- Thomas - krzyknęła Mia, kiedy tylko wróciła do świadomości po silnym uderzeniu całym ciałem o ścianie. upadła przy nim na kolana, mężczyna trzymał się za ramię i był świadomy - kochanie, wszystko będzie dobrze - rozpłakała się, głaskała jego wlosy, czoło i pocałowała jego policzek - oddychaj głęboko, ja pobiegnę po pomoc, jeżeli coś ci się stanie...
- Cssiii... - z trudem syknął, na jego twarzy malował się grymas powodowany bólem, jego szczęka napięła się. Prawa dłoń przyciśnięta do rany postrzałowej przybrała kolor krwisto czerwony.
Dziewczyna wybiegła z sali i na korytarzu spotkała młodego ratownika medycznego.
- Niech mi pan pomoże. Postrzelono doktora Bodyway - zanosiła się.
- Widzieliśmy na monitoringu, zaraz będzie tu cała ekipa - odparł i młodzieniec i pobiegł za nią. Oboje zobaczyli opartego o szybę mężczynę i weszli do środka. Mia uklękła przy ukochanym i cicho szlochała, on zakrwawioną dłoń pogładził wierzch jej dłoni zosrawiając smugę, a ona masowała jego policzek i przegarniała mokre od zimnego potu włosy.
- Nie płacz skarbie, złego diabli nie wezmą - z trudem wymówił, jego oddech był ciężki.
- Proszę opuścić salę - zainterweniowało kilkoro mężczyn.
- Ale... - zaprotestowała.
- Proszę opuścić salę dla dobra pana doktora - stanowczo wyprosił ją jeden z nich. Blondynka podniosła się z podłogi.
- Ale pani Swietłana...
- Kotek idź - pocałował jej dłoń i mrugnął okiem.
- Zajmiemy się nią.
Mia wyszła z pomieszczenia, ale czuła się jakby nadal w nim była, przez szybę imitującą ścianę widziała każdy ruch ratowników. Spojrzała na swoje dłonie ubrudzone krwią.
- Niech pani pójdzie ze mną - na krzesełku obok usiadła młoda pielęgniarka o czarnych krótkich włosach, bladej cerze i oczach jak węgielki.
- Zostanę - pociągała nosem.
- Nic pani tu nie pomoże - sympatyczny ton głosu uspokajał ją - przyniosę pani wody.
- Proszę zostać - poprosiła otępiona dziewczyna.
- Silny mężczyna, za tydzień nie będzie pamiętał, w którym miejscu...
- Boli go - przerwała jej Mia  - niech pani im powie, żeby mu coś dali, żeby go nie bolało, nie może go tak boleć - flegmatycznie wypowiadała każde słowo, kiedy na ustach poczuła wilgoć dotknęła językiem górnej wargi i już wiedziała, że to krew, otarła ją wierzchem dłoni.
- To nerwy. Niech pani pochyli się do przodu. Chodźmy tylko na moment do gabinetu obok dam pani leki uspokające i zatamujemy ten krwotok - zachęcała ją szatynka.
- Ale tylko na moment i żadnych zastrzyków - zagroziła.
- Obiecuję - obdarzyła ją przyjaznym uśmiechem.

Mia opłukała twarz zimną wodą i wyszła na korytarz, aby dalej obserwować sytuację za szybą.
- Panie doktorze, musi pan się położyć - dziewczyna usłyszała głośne pouczenie.
- Nie teraz - lekarz kopnął drzwi i wyszedł na zewnątrz - skarbie - jego głos zachrypiał kiedy stali naprzeciw siebie w odległości pięciu metrów. Mężczyna miał zabandażowaną rękę, powieszoną na szyi i część klatki piersiowej, która lśniła od promieni lamp szpitalnych
- Tom - oboje zaczęli iść w swoją stronę - kochanie - stanęła na palach i położyła mu dłoń na karku ich czoła złączyły się - tak się bałam.
- Już dobrze - objął zdrową dłonią jej twarz - jestem przy tobie.
Ich usta złączyły się i z zachłannością zaczęli się całować, smakując się dokładnie aż zabrakło im tchu.
- Gdybym wiedział, że pozwolisz mi się znowu pocałować jak mnie postrzelą, od razu po twoim wyjściu opłaciłbym kogoś - kciukiem gładził jej policzek, a ich oddechy były szybkie i urywane, czoła nierozłączały się.
- Żarty nadal się ciebie trzymają - zachichotała - bardzo cię boli? - odsunęła się, aby nie sprawić mu bólu.
- Bardzo - uśmiechnął się i przyłożył palec wskazujący do ust sugerując żeby go pocałowała, a Mia rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie i cmoknęła go.
- Jakbym mniej - przemyślał. Mia z pasją zaczęła całować jego usta, spodobało jej się.
- Dziwne... Już przestało - uśmiechnął się i podał jej prawą dłoń - chodźmy.
- Thomas jesteś pewny, że możemy. Nikt tu jeszcze nie wie o nas - spoważnieli.
- To się dowiedzą - zakomunikował i chwycił jej małą dłoń tak mocno aż zdrętwiała.
- Tom? Jestem młoda, dużo za młoda... Znowu będziemy słynni
- szła obok niego niepewnie, a on zatrzymał się na chwilę.
- Boję, że w każdej chwili mogę cię stracić, rozumiesz ? Nie obchodzi mnie już zdanie innych - kiwnęła głową na znak tego, że zrozumiała - kocham cię - jego twarz przybrała poważny wyraz na znak tego, że to już nie zart. Chwilę obserwował jej reakcje, a następnie pocignął ją za sobą, nie czekając na odpowiedź, jakby znalazł ją w jej oczach. Mia oniemiała słysząc te dwa magiczne słowa. Nie odpowiedziała nic na jego słowa, nawet nie wiedziała, czy ma prawo, bo nie wiedziała, co się czuje, gdy kogoś się kocha.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz