18.

1K 53 1
                                    

Gotowa do wyjścia, z rdzawą torebką zawieszoną na ramieniu, wspywała karmę do niebieskiej miseczki kotka. Wyrzuciła pustą paczkę do kosza i zerknęła przez okno. Na podjeździe stał czarny jeep.
- Jak mnie denerwują ci ludzie. Jak ja teraz wyjadę samochodem z garażu, przecież jest wyraźnie napisane, żeby nie zastawiać bramy - mówi do siebie, krzatając się po kuchni w poszukiwaniu klucza od domu. Głaszcze puchate zwierzątko na dowidzenia.
Wychodzi z domu nastawiona na zrobienie karczemnej awantury właścicielowi auta. Zaklucza drzwi, kiedy się odwraca widzi opartego o duży czarny samochód ze skrzyżowanymi ręcami na piersi znajomego, wysokiego, eleganckiego człowieka.
- Thomas - szepcze i rozgląda się wokół, czy nikt tego nie widzi i podchodzi do niego niepewnie, zachowując bezpieczną odległość na wypadek, gdyby babcia monitorowała ją przez okno.
- Byliśmy umówieni? - marszczy czoło i nie przestaje się nerwowo rozglądać.
-Nie byliśmy, ale wczoraj powiedziałaś, że podwiozę cię innym razem więc uznałem, że to dziś będzie ten "inny raz". Zresztą jest pochmurno, moim zdaniem będzie padać za trzy minuty, więc radziłbym szybko wsiadać zanim zmoczy cię deszcz - otwiera przed nią drzwi i macha zachecająco ręką.
- Jasne deszcz... - krzyżuje ręce na piersi i przystępuje z nogi na nogę.
- Kropi - mężczyzna patrzy w niebo, oparty o drzwi auta.
- Oplułeś się - prycha i nagle z nieba spada ulewny deszcz, jakby oberwanie chmury, miasto pogrąża ciemność - mój Boże - Mia podnosi torebkę nad głowę, aby chronić włosy przed deszczem i wskakuje do auta jak oparzona. Mężczyzna pochyla się i śmieje nie zważając na ulewę, jego grantowa koszulka staje się mokra momentalnie. A po czole, policzkach i brodzie płynął strumienie wody.
- Zamknij drzwi, pada do środka - ciągnie drzwi żeby je zatrzasnąć. Mężczyzna obiega samochód i zajmuje miejsce koło małej blondynki. Włosy ma mokre, a na jego policzkach świecą kropelki deszczu.
- Mogę zdjąć koszulkę ? - pyta w tym samym momencie, w którym zaczyna ją zdejmować, rzucając ją na tylne siedzenia. Jego klatka lśni, a mięśnie napinają, kiedy zapina pas.
- Będziesz jechał tak ? - unosi jedną brew i gestykuluje wymownie ręką w kierunku jego nagiego torsu.
- Chcesz żebym się przeziębił ? - zwraca się w jej kierunku i robi smutną minkę.
- Dobra, rób co chcesz... - odwraca głowę speszona - tylko błagam powiedz, że nie zamierzasz tak wejść do szpitala.
- Nie mam chyba wyboru. Nie ubiorę tej mokrej koszulki - na jego twarzy pojawia się uśmieszek.
- Spodnie też masz mokre - burczy pod nosem.
- Mogę zdjąć - łapie się za pasek.
- Nie - grozi mu palcem, przerażona - nie próbuj nawet - mężczyzna nie powstrzymuje śmiechu i wybucha.
- Żartowałem - szepcze dumny z siebie.
- Zabawne... - obraża się.
- Oj nie denerwuj się mała - odpala auto i rusza z podjazdu, a głowa dziewczyny uderza o zagłówek.
- Zawsze się tak popisujesz ? - pyta mocno trzymając się pasa.
- Mhm - mruczy.
- Czerwone - komunikuje, niepewna czy mężczyzna wśród zawieruchy widzi sygnalizator - czerwone - powtarza głośniej.
- Chce ci się czekać ? - pyta zdziwiony, rozgląda się po skrzyżowaniu, wycieraczki nie nadążają zbierać deszczu z szyby, redukuje bieg i wjeżdża na nie rozpędzony, wymuszając pierwszeństwo na kierowcy ciężarówki. Mia zakrywa oczy dłońmi i zapiera się kolanami o deskę rozdzielczą
- Nie wierzę - patrzy na skupionego kierowcę przerażona - nie wierzę, że jesteś tak nieodpowiedzialny.
- Ale co ? - patrzy w jej oczy.
- Boże patrz na drogę - mówi błagalnym tonem.
- Dobrze już dobrze - zwalnia i rozsiada się wygodnie w fotelu, ręce zaplata na karku i kieruje kolanami.
- Thomas już wystarczy, błagam cię, naprawdę się boję... - jej głos drży.
- Spokojnie, jesteśmy prawie na miejscu.
Wysiada z auta na parkingu nie w pełni ubrany i idzie otworzyć drzwi blondynce. Podaję jej rękę żeby pomóc jej wysiąść, ale ona ją odrzuca. Klika guzik na kluczyku i otwiera się bagażnik.
- Jeżeli masz zamiar tak iść to proszę nic nie mów do mnie. Nie chce żeby ktoś pomyślał, że cię znam - stoi przed nim rozdrażniona nadal po podróży.
- Oj Misia - wyjmuje perfekcyjnie złożoną koszulkę polo w kolorze khaki i zakłada na siebie. Dziewczyna wywraca oczami i odchodzi.
- Poczekaj... - zaklucza samochód i biegnie żeby ją dogonić, zapinając guzik pod szyją.
Kroczą w milczeniu szpitalnym korytarzem. Stawiają kroki wręcz defiladowo, zaczynając od lewej nogi. Mężczyzna otwiera drzwi swojej współtowarzyszce i oboje zatrzymują się w momencie przekroczenia progu oddziału dziecięcego. W holu jest cicho i ponuro jak nigdy przedtem.
- Pójdę do sali po Lily - proponuję dziewczyna masując nerwowo swój łokieć. Bodyway odprowadza pannę Stein wzrokiem pod same drzwi, zakłada ręce na biodra i czeka jej powrotu. Patrzy na mrugający reflektor na suficie i myśli, że jest jak gasnące życie, jakby zostało mu kilka dłuższych chwil zanim zgaśnie na dobre, chwil, w których chce świecić jak najjaśniej. A może to tylko reflektor...
Z sali wychodzi oszołomiona dziewczyna, jakby upojona alkoholem stąpa niepewnie w kierunku lekarza. On nie czekając dłużej wychodzi jej naprzeciw w obawie, że upadnie. Spotykają się w połowie drogi. Ich spojrzenia napotykają się nieprzypadkowo, broda blondynki drży.
- Co jest? - pochyla się, marszcząc czoło. Dziewczyna rusza ustami jakby pozbawiona mowy chciała mu przekazać wiadomość, zaciska usta w linię, jej oddech urywa się.
- Ej mała co się stało? Słabo Ci ? Chcesz wyjść ? - pyta zmartwiony i obserwuję jak Mia zakrywa usta dłonią, odwraca głowę i walczy ze sobą.
- Mia - w końcu przykłada dłoń do jej policzka, kieruje jej głowę w swoją stronę i kciukiem delikatnie masuje jej skroń - słyszysz mnie ? Co tam się stało ?
- Lily zapadła w śpiączkę - szepcze, bo język ugrzązł jej w gardle i po jej lewym policzku płynie łza, którą Bodyway rozciera palcem.
- Chodź tutaj - przyciąga ją do siebie i przytula mocno, a ona nie protestuje.
- Zabrali ją do izolatki o piątej nad ranem - przyciska policzek do jego klatki piersiowej i zamyka oczy.
- Każda bakteria czy wirus to dla niej w tej sytuacji zabójstwo, rozumiesz? Tak jest dla niej lepiej. Możemy ją iść jedynie zobaczyć przez szybę jeżeli chcesz - proponuje, delikatnie ściskając palcami jej kark.
- Nie chcę, nie chcę tego widzieć, czym ona sobie na to zasłużyła. To też możesz wytłumaczyć?- mówi markotnym głosem, wbijając mocniej pięści w jego plecy - ja zasłużyłam choćby tym wieloletnim wodzeniem za nos Pojo, za te wszystkie grzechy, zasłużyłam - dodaje w myślach
- Mia... - wypuszcza ciężko powietrze - nie wiem, czym sobie zasłużyła, nie możesz tego tak odbierać. Choroba to nie jest kara, rozumiesz? Przecież wiesz, że każdego dnia może nam się przytrafić coś równie strasznego jak choroba - gładzi jej włosy, wdycha zapach jakby robił zapasy.
- Pójdziesz do niej zajrzeć ? - odrywa głowę od jego klatki piersiowej i odsuwa się na bezpieczną odległość metra. Jego oczy zdradzają zrezygnowanie.
- Jesteś pewna, że nie chcesz iść ? -upewnia się.
- Poczekam za tobą, boję się tam iść, zrozum... - pociera nerwowo nadgarstek - traktujesz to zbyt osobiście - mówi do siebie w myślach i wypuszcza powietrze z płuc jakby wraz z nim pozbywała się złych emocji.
- Usiądź - dziewczyna posłusznie siada -  Zaraz wrócę - przeczesuje włosy i odchodzi.
Mia opiera głowę o ścianę i patrzy na ten sam reflektor, który przed chwilą obserwował Bodyway.
- Tykająca bomba - mówi do siebie i kieruje wzrok na otwierające się drzwi z napisem oiom. Widzi poważnego jak nigdy dotąd doktora Thomasa Bodywaya z rękoma w kieszeni spieszącego w jej stronę.
- I co ? - wstaje i nerwowo szczypie prawą dłonią swoje obojczyki. Mężczyzna uparcie milczy, przeciera usta dłonią, błądzi wzrokiem między jej oczami, a linoleum na podłodze.
- Nic nie powiesz ?
- Śpi. Jak aniołek - mruży oczy.
- Ale co z nią ? To tylko chwilowe ?
- Tak - odpowiada zmieszany - chodźmy...
- Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć ? - szarpie za jego przedramię.
- Mia... Proszę Cię chodźmy. Odwiozę cię do domu - mówi ze stoickim spokojem.
- Dobrze - widzi jak bardzo to w niego uderzyło i pozwala mu milczeć.
Droga upływa im w ciszy, od wyjścia ze szpitala to nie odzywali się do siebie. Lekarz był zamyślony, nieosiągalny, jakby jego myśli błądziły po innej planecie.
- Dziękuję - szepecze Mia, kiedy zatrzymuje auto pod jej domem - wiesz nie będę cię męczyć, nie chcesz nic powiedzieć więc jutro... - urywa i nabiera powietrze - ja tam jutro pójdę sama, tak zdecydowałam.
- Pójdę z tobą - opiera łokcie o kierownicę - lepiej żebyś nie była sama. Tak właśnie będzie lepiej.
- Trzymaj się - łapie z klamkę drzwi.
- Ty też się trzymaj mała - mruga do niej okiem flegmatycznie.
Mia wchodzi ukradkiem do domu. Słyszy uderzenie o siebie naczyń i już wie, że mama na nią czekała.
- Cześć mamo - wchodzi radośnie do kuchni.
- Cześć - kobieta miesza coś w garnku i smakuje, parząc sobie usta.
- Cześć koteczku - pochyla się i bierze kuleczkę w ramiona - mamo jak ten kot w końcu został nazwany?
- Tom. Kot. Tom. Była chyba taka bajka, prawda ? - odwraca się do córki tyłem i dodaje do swojego dania pokrojone w kostkę pomiodory nadal energicznie mieszając.
- Taaaa... Była taka bajka - odpowiada i sama zaczyna czuć się jak w bajce

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz